MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych
przyszedł wczoraj wcześnie. Ból nie dokuczał przez całą noc..padłam po 21 obudziłam się o 6 . Na razie jest dobrze, piękny poranek, zaraz zmykam do Nożycorękiego. W drodze powrotnej wpadnę na targ ( choć już mi niedobrze na myśl o tłumach ludzi na targu) po tulipany na świąteczny stół. Potem do domu ...mięso na pasztety wystudzone, warzywa też. Potem jeszcze sernik i dokończę mazurek. Wczoraj E. rozłożyła " świątecznie" stół, ale tylko jedną wstawkę, przecież nie będzie nas zbyt wiele..nawet jeśli przypełznie kłębowisko żmij. Nurtowało mnie to napięcie mięśni ...no i doczytałam, kurcze źle. Trzeba będzie coś z tym zrobić...jak to wszystko się ze sobą łączy. Napięcie mięśnia czworogłowego uda bo zbyt dużo siedzę ( fakt), wywołuje przodopochylenie ( fakt...szczególnie widoczny przy startowaniu z pozycji siedzącej) a to powoduje bóle kręgosłupa lędźwiowego. Hmmm znalazłam jogę Oli Żelazko - dla seniorów i dla bardzo początkujących. Trzeba będzie się zmobilizować ( i to jest u mnie najtrudniejsze) no i zasugerować małżowi, że muszę więcej chodzić ...najlepiej po ruinach zamków oraz w innych sprzyjających ( nikusiowi) okolicznościach przyrody :D No dobrze ...trochę fot i hajda w świat.
I na koniec życzę wam, by te Święta były pełne spokoju, radości, miłości w gronie bliskich i ważnych dla was osób.
w " boleniu" koniczyny. Najśmieszniejsze jest to ...że gorzej niż kolano boli gnat w łydce...niech go piorun strzeli. Z chodzeniem lepiej ale z boleniem gorzej. No podobno równowaga w przyrodzie musi być. Dzisiaj był dzień sprzątania, pani E. przytargała pyszny , delikatny sernik, bo wczoraj dostała rozwód. Pani sprzątała a ja szykowałam warzywa na pasztety ..bo Paszczur Pierwszy zażyczył sobie pasztet warzywny. Już są upieczone , dodatkowo rozpędziłam się i upiekłam bułki, bo pracoholik ( cały dzień pracuje ) wychodzi z założenia, że on je poza domem, za to ja nie muszę jeść. Jeszcze gotuje mi się mięso na zamówione pasztety akurat mi przez noc wystygnie, jutro sobie zmielę i upiekę wieczorem. Jak wrócę od Nożycorękiego to zrobię sernik , w sobotę moją sławną babkę drożdżową. Jakieś mięso dla Małża upiekę i koniec...aa jeszcze barszczyk. W sobotę chleby i to będzie serio, serio koniec. Dzwonił Paszczur Młodszy ...Ala nie będzie wywołana wcześniej. Ładnie podrósł jej brzuszek przez ostatnie dwa tygodnie ...całościowo waży 2,5 kg. A swoją " niestałością" doprowadza matkę do szału. Hehehehehe...terrorystka i już, od maleńkości. Powiem wam, że ledwie zipię...bo usnęłam po północy ( gupia...wypiłam wczoraj kawę po 16) a obudziłam się 4 50 . Jak na nie znoszę takich nocy. No nic...jeszcze półtorej godziny i można będzie iść lulu. Tymczasem trochę obrazków przedsennych.
No to lecę...w ramach relaksacji ( i czekania na mięsko) obejrzę sobie Psychopatę. A wam życzę miłego wieczoru i dobrej nocy. Bye bye.
po pierwsze ...jestem starsza o rok :D . Po drugie byłam u lekarza, okazało się że mój kolega neurolog, jest również lekarzem rehabilitacji ( i bardzo molto very good). Obejrzał sobie moją bliznę, kazał mi się odgiąć do tyłu, potem zaczął mi mańdrować przy nóżkach (odnóżkach). Generalnie diagnoza : małe zmiany zwyrodnieniowe w stawach biodrowych i napięcia mięśnia czworogłowego uda ...doczytałam, że tak jest jak się dużo siedzi. Z kolanem - niestrasznie - źle postawiłam nogę i uraz wewnątrz stawu , najprawdopodobniej uszkodziłam maziówkę ( wlazła między gnaty) i będzie bolało 2 tygodnie, najgorsza opcja - odłamał się rożek łąkotki - będzie bolało 3 miesiące :D , od 9 maja zaczynam rehabilitację ( oczywiście znowu pomogła czerwona ksiażeczka, choć na skierowaniu było napisane CITO!!! i do tego na czerwono) moje ukochane traktowanie prądami, zimnem, i jakieś inne trzy zabiegi , w tym ćwiczenia w odciążeniu. Zatem ku rozczarowaniu niektórych ..żyła będę. Przynajmniej dostałam pochwałę za zaordynowanie sobie miękkiej ortezy. Ale w ogóle ..pochwał było nieco więcej. Najbardziej ubawił mnie znajomy, który wyemigrował do Irlandii, zadzwonił z życzeniami przez wideło rozmowę na messengerze. I pierwsze jego słowa " jakaś ty ładna" :D a potem po skończeniu rozmowy napisał " Im jesteś starsza tym ładniejsza" to miłe - tym bardziej że znamy się prawie 15 lat :D. Poza tym mały figiel a uwierzyłabym w ducha. Wróciłam od lekarza, kręcę się po chałupie, nagle " paczę" na stół a tam bukiet kwiatów ...co jest? pomyślałam? Duch czy co? Przez chwilę mi przemknęlo przez głowę, że jednak Bankomat się nawrócił ( albo co gorsza wąż mu zdechł w kieszeni i zaczął śmierdzieć) i badyle kupił, ale nie ...zaraz na mnie spłynęło " oświetlenie" , przecież mam Paszczury, to pewnie kwiaty od którejś z nich ..no i miałam rację ...od Paszczurków stolicznych. Generalnie moja dzisiejsza wizja takowa
a teraz zostawiamy facjaty idziemy zwiedzać krajobrazy
No to miłego wieczoru wszystkim. Ahooooooooooooooooooj!!!!
prezydent miasta, nie zgodził się na włączenie syren. Dziękuję. Ileż można tuczyć się na ludzkim dramacie. Obrzydliwy, ziejący nienawiścią staruch. Dość tego. Dość tych bzdur powtarzanych od lat. Gdybym miała, to jaja tarzałyby mi się po ziemi, ilekroć słyszę wybełkotane " ktoś" , " gdzieś" , " jakiś". Żadnych konkretów, tylko ogólniki siejące nienawiść między ludźmi, szczególnie gdy docierają do ludzi bezkrytycznych i niemyślących. Ale ...koniec. Piękny poranek, słoneczny, choć zimny ...opaska pomaga. Chodzę już znacznie lepiej , jeszcze trochę pobolewa przy wchodzeniu i schodzeniu po schodach ...ale to już zupełnie co innego. Zjadłam śniadanie, wypiję wodę i pójdę upiekę spód do potrójnie śliwkowego mazurka. Może sobie spokojnie leżeć " goły" do środy, kiedy to go uzupełnię na gotowo...żeby przechodził smakami. A potem zajrzę do moich kwiatuszków, bo widzę, że część kwiatów opadła na amen - szczególnie w cambriach i przy dendrobium, trzeba będzie powycinać łodygi a potem wywalić doniczki na zewnątrz :D ale to po świętach ..bo widzę w prognozie, że we wtorek ma być noc z przymrozkiem. Teraz trochę wizji....
No to milutkiego dzionka ...lecę do mazurka ( dobrze że nie do mazura). Byeeeeeeeee!!!!
no już dawno takiego nie miałam. Jestem niczym ten króliczek, któremu się skończyły baterie ( a miałam je przecież naładować). Jak spojrzę za okno, jak popatrzę na szarugę i lejące strumienie deszczu to mi się robi niedobrze...szczególnie w kolanie :D. Znowu zaczęły się jazdy ..budzenie w środku nocy, dwugodzinna wyrwa we śnie ..jak ja tego nie znoszę. Wróciłam do domu ( niewypoczęta, jak wiecie) i od razu do pracy. I od razu witki opadają. Pisałam wczoraj prośbę o ułaskawienie. Wysłałam w mailu jako załącznik ...a w samym mailu opisałam co zrobić z prośbą. Gdzie wysłać, w ilu egzemplarzach, że nie trzeba opłacać itd. I co? Za chwilę dostaję smsa " co teraz z tym zrobić" ? Ooooooooooooooooooo!!!!!!!!!!!!!!!!! Dym spuściłam uszami. Poza tym nie mogę się zmobilizować, ostatni dzwonek na sporządzenie " jadłospisu" świątecznego i na tej podstawie sporządzenie listy zakupów. Ale małpa siedzi mi na plecach , ba, małpa do delikatnie powiedziane. Goryl !!! I to taki goryl - przewodnik stada.
Poza tym miasto dba, żeby mój poziom wkur...nia nie spadł poniżej pewnej wartości. We czwartek, jak wróciłam zauważyłam, że coś jest w skrzynce. Małż wydobył , okazało się że " awizo" od gońca z UM, chwilę potem się dopatrzyłam że to pismo z wydziału architektury, trochę mnie zdziwiło, bo ja nie pisałam do nich żadnego pisma ( z prośbą o odpowiedź na adres domowy), oświetliło mnie że może to odpowiedź na moje pismo, które przekazała warszawska Dyrekcja Ochrony Środowiska. Poprosiłam Szczeżuję, żeby spróbował odebrać, bo jeśli tak to muszę robić skan i słać do prawników. Nie pomyliłam się, po pisemnym oświadczeniu że małż jest facetem, który mnie ma " w dowodzie" ( oczywiście starym), przywiózł pisemko, w którym architektura podtrzymuje stanowisko, że nie trzeba było wydawać decyzji środowiskowej dla " budowy osiedla 9 apartamentowców z garżami podziemnymi" . I tym utwierdzona zostałam, że UM w Radomiu pełen jest kretynów , nie znających przepisów. Poza tym nie otrzymałam odpowiedzi na jeden z moich wniosków o udzielenie informacji publicznej , więc zwróciłam im na to uwagę, że nie odpowiedzieli. A druga odpowiedź upewniła mnie w kolejnych przewałach. Działka, która wg księgi wieczystej ( stan z dnia 18.2.22) miała 3,7 ha i zmieniła sposób użytkowania ( wg. tejże księgi) z terenów rekreacyjno wypoczynkowych na mieszkaniowe - nie istnieje . Odpisano mi , że została ona podzielona na 4 mniejsze działki i część z nich jest rekreacyjno wypoczynkowa a część pod zabudowę lub w jej trakcie i nie dostanę decyzji o zmianie sposobu użytkowania ...bo nie ma takiej działki. O wy ..w tę i we wtę. Więc sobie zażyczyłam decyzji o podziale działki na mniejsze działki. Przedłużyłam też zrzutkę, bo powolutku, ale mam już prawie 1/3 przewidywanej przeze mnie kwoty " obsługi prawnej" , może damy radę.
Teraz krakowsko obrazkowo. Aaaaa, ale najpierw dawno nie widziany Kazimierz ( nie krakowski)
No to miłej soboty ( choć pewnie dla wielu to już będzie początek przedświątecznego szaleństwa) i całego " kalendarzowego" szaleństwa. Ja pełznę na zewnętrze ..niestety obowiązki wzywają. Ahoj!!!
tego roku, nie chcę! nie chcę! Niech już się kończy. Tak fatalnego roku , chyba jeszcze nie miałam w życiu, a to dopiero początek kwietnia. Jechałam do Krakowa z bolącym naddupio, biodro, udem lewej nogi. Fajnie, dojechałam, doszłam na kwaterę( czytaj dokuśtykałam) rąbnęłam dwa ketotonale i poszłam do fundacji do prawników). Stoję pod kamienicą niczym Alibaba przed Sezamem i zastanawiam się jak tam wejść ( nie znam hasła). Wyciągam smarkfona i dzwonię do pana Adriana ...a tu niespodzianka, sprzęt gada , że to zły numer ...o żesz ty ...jak zły, jak chłopak do mnie dzwoni. No nic ...dobrze że posiadam coś takiego jak inteligencję ( w dodatku naturalną nie sztuczną) biegusiem wpisuję w google maps fundację, wyskakuje mi nr telefonu, dzyńdzam ...miła pani odbiera , melduję się kto i po co ..i pani wpuszcza mnie do kamienicy. Porozmawiałam, podpisałam umowę, wyjaśniliśmy sobie to i owo ( przy okazji zaznajomiłam się z bardzo miłym fundacyjnym szpicem) wracam...wracam Plantami, zadzwoniłam do krakowskich znajomych, ze pojawię się u nich jutro bo dzisiaj nie mam siły ( i jest już koło 5) ale na Piłsudskiego wpadam do Żabki po zakupy na śniadanie no i schodzę ze schodków z łapami wypełnionymi, jabłkami, twarożkami, wodą i słyszę ...chrup....wydaję z siebie ...aaaaaaaaaaaaaaa....wszyscy w kolejce patrzą na mnie , jakaś młoda dziewczyna łapie moje zakupy a ja ..opieram się na zgrzewkach z wodą , koniec...nie mogę zrobić kroku. Młodzi ludzie proponują że mnie zawiozą do szpitala, dziękuję bardzo , udaje mi się skuśtykać na dół zapłacić za zakupy i bez mała po ścianie powlec się na kwaterę ..wiązanki ślę namiętne, ciągłe i nie melodii ludowych. Dowlokłam się, wlazłam na trzecie piętro i leżę niczym skóra z diabła ...przy leżeniu jest ok ..nic nie boli, tylko przy prostowaniu nogi słyszę trzask w kolanie, ale kiedy idę boli zewnętrzna strona kolana. Przeklęłam wszystko co się dało, takie plany miałam a tu du...znaczy się kilka z króla. No to sobie myślę...niech jutro pada, przynajmniej mi nie będzie szkoda godzin spędzonych w łożu boleści. Ale przez głowę mi już przemykają scenariusze , jak ja dostanę się we czwartek na dworzec w takim stanie ...czy jest tu gdzieś apteka, żeby kupić maść i bandaż elastyczny, czy ściągać znajomych, żeby mnie w razie czego odholowali na MDA. No nic wyczaiłam, że 160 m od mieszkanka mam aptekę, we wtorek rano powlekłam się - trasę 2 minutową, pokonywałam 10 min, ale wróciłam z maścią i bandażem, a skoro byłam taka dzielna postanowiłam jeszcze poleźć do sklepu po prowiant na resztę pobytu ...poszłam, tam przemiły młodzieniec spakował mi wszystkie zakupy do torby i nawet dał telefon do siebie , gdybym potrzebowała czegokolwiek, to on mi przyniesie, bo mieszka niedaleko, wodę albo coś. Potem mnie sprowadził po schodkach ze sklepu ( choć była poręcz) i w tym momencie poczułam się jak 120 letnia staruszka . Przeleżałam do 14 i powlokłam się do znajomych, powoli, utykając , ale było lepiej niż rano. No skoro lepiej....to w środę wypuściłam się do ogrodu botanicznego ( choć byłam świadoma, że mogę dojść, ale mogę wrócić na 4 kołach zamiast na dwóch nogach) ale doszłam ( oczywiście na przeciwbólowych) , pokrążyłam po ogrodzie, stwierdziłam, że jest całkiem nieźle i nawet kolano prawie nie reagowało, no to polazłam jeszcze do bazyliki mariackiej, doszłam do domu ( rozum mi podpowiedział, żebym nie szalała i nie ważyła się jeszcze poleźć na Wawel, bo to zbyt wiele może być). Zresztą pogoda była dziwna, w poniedziałek przywiozłam słońce, we wtorek rano mżyło, potem padało, a po południu było pochmurno, w środę słonko, we czwartek rano deszcz, ale przed ósmą wyszło słonko więc ja cap nikusia i na Wawel, bo ze znajomymi umówiłam się na 12 na Rynku, zaczął się jarmark przedświąteczny, potem zaprosili mnie na kawę i obiecali odstawić na dworzec. Zatem rano zaliczyłam Wawel , Grodzką i Planty i już było gorzej z kolanem, ból zdecydowanie przeniósł się na przód kolana i chwilami miałam wrażenie, że kolano się nie blokuje , że robi mi się " pusta przestrzeń" która powoduje destabilizację, ale pomaleńku, godnie kuśtykając dotarłam na kwaterę, poleżałam , chwyciłam torbę i polazłam na Rynek, tam od torby uwolnił mnie Mareczek ..dzielnie ją dźwigał, obeszliśmy stragany , na niektórych cudeńka, kupiłam wędzony ser kozi, dzieckom pierniki świąteczne ...o ludeczkowie jakież cudne. Dobrze że kobieta wypakowała z 10 wzorów ...to wybrałam pisanki, baranka, zajączka a dla Kazika uroczego kurczaczka ( zresztą zaraz wam pokażę), a pani miała jeszcze ze 40 pudeł nierozpakowanych, jakież cuda kolorowe tam były. Przy budzie z wędlinami litewskimi język uciekł mi do ..........ale się powstrzymałam przed zakupem ( w ogóle ceny kosmiczne ..wiadomo, Kraków, Rynek no i jarmark przedświąteczny), obleźliśmy teren i poszliśmy do Nakielnego na kawę i coś do kawy...moi gospodarze wcinali malutkie torciki bezowe ( podobno przepyszne) a ja dzielnie wcinałam serniczek na zimno, potem poszliśmy Szpitalną , bo chciałam kupić krówki , w sklepie gdzie mają 40 rodzajów krówek, przeca Szczeżuja jest słodkojadem ..wybrałam 7 smaków ( z każdego po 2 krówki), bo nie jestem fanką niektórych smaków np. kokosowe słodycze mogą dla mnie nie istnieć. Spróbuję i jak mi któreś przypadną do gustu to kupię ( może) następną razą. W domu podzieliłam na połowę...dla siebie i dla małża. Na dworzec mnie dowlekli półtorej godziny przed odjazdem autokaru ..spokojnie sobie poczekałam, autobus przybył o dziwo! na czas i wróciłam do domu. Więc mimo wszystko wyjazd udany, zobaczymy co we wtorek Krzyś powie na neurologię i kolanologię . Następny wypad w czerwcu, więc do tej pory, muszę się ...podremontować. Aaaa jeszcze jedna rzecz, która mnie zaskoczyła i trochę zasmuciła. Na ulicach Krakowa nie słychać języka polskiego..ukraiński, ukraiński. Zresztą już na dworcu podkurzyła mnie Ukrainka ..wpychająca się w drzwi, którymi ja wychodziłam. Ale jak to mnie uświadomili znajomi.." oni tacy są" . Ale widziałam, że znajomi krakowiacy, z którymi się widziałam ( nie tylko z tą dwójką starych znajomych) są lekko poirytowani taką ilością i takimi uprawnieniami dla uchodźców i niestety ich zachowaniem. No nic ...nie marudzę już, teraz trochę wizji i krakowskiej wiosny.
No to miłego, słonecznego piąteczku, udanego początku weekendu .Ahoj!!! Przygodo...bez jaj!! Ahoj!!
niedługo, już wiem od " miejscowych donosicieli uprzejmych" że w Krakowie śnieg na przedmieściach, w mieście niet ale mam się ubrać ciepło. Eeeeeeeeeeeeee...to akurat zaleca ciepłolub. Dzisiaj a i owszem sweterek ..niezbyt gruby, ale sweterek, za to do butów ( skórzanych sztybletów ..bo wg prognozy wybieram się do krainy deszczowców, a najwygodniejszy obuw sportowy, niestety mam przemakalny) wkładam wkładki ..trochę amortyzujące, na pewno zabezpieczające przed marznięciem stóp ( na sopel lodu). Problem zewnętrznej odzieży rozwiązałam przy pomocy ...czapki. Zabieram ze sobą polarowy płaszczyk, który w zestawieniu ze sweterkiem sprawdzi się przy chłodniejszej pogodzie, a w komplecie z cieńszą tuniką będzie akurat na ocieplenie...czapka , antydeszczowa, bo płaszczyk nie ma kaptura. Niestety, jak zerknęłam przed chwilą w prognozę , to ma deszczyć przez wszystkie dni ( z wyjątkiem dzisiaj), no to ja mówię prognozie, że się myli. Bo życzę sobie słońca. I tak ma być. Wczoraj wylazłam do parku ...kurcze, masakra ..pełno śniegu na alejkach, szalenie ciężko było iść, w dodatku właziłam w śnieg leżący na poboczu, bo jakże ominąć takie cudne lodowe struktury, które rozgościły się na gałęziach. Przy okazji miałam pokaz ludzkiej głupoty ..w wykonaniu młodego tatusia , który dawał taki przykłąd może 2 letniej córeczce. Lepił duże śniegowe kule, które wrzucał do stawu ..biedne kaczki i inne mewopodobne mało się nie zabiły , tak podrywały się do lotu, kiedy taka kula trafiała do wody. Żeby to cymbał raz wrzucił, ale nie ...seria takich " śnieżek" poleciała. Z nogą jest dziwnie ...boli więcej, boli mniej, boli w różnych miejscach ..ja już jestem głupia, niech Krzyś się zastanawia co się dzieje. W każdym razie, najważniejsze jest to , że mogę iść. A to raduje mnie wielce. To teraz pora na trochę wczorajszych impresji.
No to miłego dzisiaj i następnych dni, które spędzicie w ciszy i spokoju ( bo ja będę wydeptywać Kraków) . Przygodo nadciągam, szykuj się. Ahoj!!!!
...wewnętrzne, pierwszy raz nie wiem w co ja mam się ubrać na ten wyjazd. Patrzę za okno ...śniegu w bród ..choć teraz świeci słonko, patrzę w prognozę pogody ( dla Krakowa) jutro już 7 a w czwartek 16 C ale we wtorek i środę ma padać ...zwariuję, jak mam kurtkę z kapturem to albo za grubą na te temperatury, albo kompletnie tylko i wyłącznie przeciwdeszczową. Jakie buty? Zwariuje, po prostu zwariuję. Zadzwonił prawnik i poprosił o zmianę godziny spotkania, dyrektor Fundacji jest zainteresowany tą sprawą, nie ma problemu. Mówisz..masz. Nałaziłam się przy garach, co wcale nie cieszy mojej lewej strony dupno, biodrowo, udowej. Ale orzechowa kora ..pycha, sernik genialny, zupa pomidorowa esencjonalna , a hamburgery...szły jak woda , fakt Szczeżuja kupiła piękną , chudziutką wołowinkę, bułeczki wyszły mi mięciutkie , nawet dzisiaj są jak dopiero upieczone ( bo pożarłam jedną z serkiem i rzodkiewkami) , zostały trzy dziecki mówiły że zabiorą, ale chyba nie będą mieli czego, bo jak zjedzą je do śniadania, to do wywózki zostanie im ciacho i może zupa. Ala znowu nie chce przyrastać na wysokości brzuszka. Wizyta jest 11 jeśli mała nadal nie ruszy ...to jest szansa że urodzi się po świętach a nie planowo 10 maja. W każdym razie ostatnie zakupy pieluchowo chusteczkowe zrobili, pranie i prasowanie ubranek idzie pełną parą, jak wrócą do domu ..torba do szpitala idzie do szykowania no i poród ma być rodzinny. Zięciunio ma robić za gaz rozweselający, w ogóle taka opcja była brana pod uwagę...ale w Łodzi szpital który dysponuje gazem ...umawia porody " bezproblemowe" jeśli chodzi o bejbisia ..bo nie mają warunków do ew. podejmowania działań w " warunkach kryzysowych" i wtedy noworodka muszą transportować od innego szpitala. Kazik wczoraj zadzwonił , bardzo zadowolony, bo był na sankach, bardzo mu się podobała taka ilość śniegu, nauczył się też dwóch słów ..pa pa i ko ko ( czyli kurczątko) i coś tam do mnie referował, ale oczywiście ze smokiem w buzi..och ten smoczek..jakoś nie kwapią się do schowania tego urządzenia. Nie ma go co prawda non stop w buzi, ale jednak. Cóż ja jestem wrogo nastawiona do smoka może dlatego , że dziewczyny ani jedna, ani druga nie miały smoczka w buzi nawet 5 minut, a już młodszy Paszczur to w ogóle. No nic...matkę i ojca ma? Ma...to niech go edukują ( w pierwszej kolejności) . Dostałam wczoraj pierwszy prezent urodzinowy. Dziecki mi kupiły cudną, gęstą kalię - ciemnofioletową. Paszczurzyca stwierdziła ...masz tyle storczyków, że kupiliśmy ci te. I dobrze ..wszak mam już dwie, niech dołączy i trzecia. Zapraszam teraz na oglądanie bo ...będzie trochę ciszy z racji mojej graserki.
Życzę wam pięknej , relaksującej niedzieli. Jak Paszczury pojadą, może wypełznę na zewnętrze, mała rozgrzewka przed czekającymi mnie dystansami. Ahoj!!!!!!!!!!
999 hPa ciśnienie, śnieg leży ( nocny) śnieg pada mokry i dzienny, wiatr zawiewa i niestety nie jest to żart primaaprilisowy. Chleb upiekłam, sernik upiekłam, skorupki od jajek upiekłam 😁, piję drugą kawę i umieram ze zmęczenia. Poćwiczyłam trochę żeby sprawdzić stan " biodra albocoś" bo już sama nie wiem co mnie boli. Przy ćwiczeniach jest ok ...nogi na bok, siedzenie po turecku, nogi do góry, wymachy, przysiady. Zacznę iść ...zaczyna boleć i kuśtykam. Niech to szlag a żeby było już całkiem śmiesznie ...idę po schodach jest ok ...idę po równym...nie jest ok. Wczoraj pojechałam do mamy, ugotowałam nam zupę krem z białych warzyw ( pietruszki i selera) , praktycznie bez soli, ze względu na jej nerki. Akurat przyjechałam z gorącą zupą a babcie urzędowała w kuchni i już miała zjeść " kromeczkę chleba" bo zgłodniała, no to powiedziałam, żeby się wstrzymała bo mamy gorącą zupę , rozlałam prawie 0, 7 l zupki do miseczek, posypałam prażonymi ziarnami słonecznika i dyni i pamiętna wtorkowego obiadu czekałam aż mama zacznie jęczeć ...za dużo. A tu zjadła wszyściutko, bardzo jej smakowało. Spytałam czy zjadła ten makaron z sosem , który jej przywiozłam, bo on nie może dłużej leżeć , stwierdziła " dziecko nie zjadłam, tylko pożarłam wczoraj na kolację ...odgrzałam sobie i pożarłam" - hmmm czyli nie chce jeść tego co jej serwuje brzydsza siostra Kapciuszka. Już jej załatwiłam zastępstwo w cateringu na przyszły tydzień, bo przecie ja na gościnnych występach, ale Długoręka podrzuci jej obiady we wtorek i czwartek rano i w następny wtorek, bo ja u neurologa a potem szkolenie aż do 19, dlatego zapowiedziałam gościom (ewentualnym) urodzinowym " żadnej imprezy nie będzie" a prezenty możecie mi zostawiać w zależności od gabarytów : większe przed drzwiami , mniejsze np. biżuteria z brylantami - na klamce od drzwi , a samochód można zaparkować przed bramą , tylko wstążkę zdjąć 😁😁.
A propos emocji, wróciłam wczoraj od mamy ..oczywiście byłam jeszcze na poczcie odebrać paczkę " o niestandardowych gabarytach , która nie mieściła się w skrzynce ( kolejne tomy Biblioteki filozofów plus kubek) przyszłam przez ulicę , przy której powstają pierwsze " apartamentowce" i zrobiłam trochę zdjęć dla prawników na poniedziałek, niech sobie zobaczą inwestycję z drugiej strony. No i jak wróciłam do domu, siadłam , wychłodzona , z kubkiem gorącej herbaty na blacie biurka ( i bardzo dobrze że odstawiłam kubek) , zajrzałam na pocztę a tam informacja o " nowej wpłacie na zrzutkę" , ręce mi nie tylko zadrżały ale zadygotały , świeczka stanęła w oku ( lewym), ktoś - nie mam pojęcia kto, wpłacił 500 zł. Fantastyczny darczyńca, targnęło mną " zwruszenie" że jeszcze są ludzie z sercem na tym świecie ( i tacy co to im wąż zdechł w kieszeni).
Kawa mi jednak nie pomogła , ponieważ wszystko co wymagało pilnowania już zrobiłam, to położę się i prześpię bo po prostu padam. Wcześniej trochę fotek ...niezimowych.
I mimo zimowej pierwszokwietniowej aury, życzę wam wspaniałego piątku i początku weekendu. Ahoj!!!!
i się zrobiła zima. W nocy spadł śnieg...kurcze,naturo , przypominam ci że ja od poniedziałku kicam po Krakowie i potrzebne mi dobre światło :D. Już robię chlebek, o 8 jestem na pazurach nanożnych i naręcznych, wracam do domu, śmigam do mamy z zupką z białych warzyw i prażonymi pestkami, wracam i biorę się za mało słodki sernik dla Ciężarówki. Bo urodzinowe ciasto dla Taty Ali już nabiera smaku. Generalnie , nic mi się nie chce i nie jestem niczym Red Bull - nie mam skrzydeł, ale żyć trzeba. Mija miesiąc od mojej zabawy z hormonami ...przytyłam 0,2 kg . Nie wiem czy cieszyć się czy wręcz przeciwnie. No bo nie chudnę...ale i nie puchnę no i nie jestem do przodu 2 kg tylko 20 dag. Czyli efektów ubocznych w zasadzie nie ma ...No nic...lecim do wizji
Mimo śniegu z deszczem za oknem życzę wam miłego dzionka ...ahoj!!!!