Wtorek
Trening wzmacniający, 45 minut.
Sobota
Chód sportowy, dowiedziałam się, że tak to się nazywa, 105 minut, 850 kalorii, momentami tempo 8 km/h, średnie tętno 151.
Mało spacerów, można powiedzieć, że nic.
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 52863 |
Komentarzy: | 1165 |
Założony: | 27 września 2021 |
Ostatni wpis: | 18 sierpnia 2024 |
kobieta, 36 lat, Czacza
162 cm, 59.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Wtorek
Trening wzmacniający, 45 minut.
Sobota
Chód sportowy, dowiedziałam się, że tak to się nazywa, 105 minut, 850 kalorii, momentami tempo 8 km/h, średnie tętno 151.
Mało spacerów, można powiedzieć, że nic.
Waga: 51,9 kg. Wczoraj wieczorem zaliczony trening wzmacniający, 45 minut.
Szok. Na wadze znowu mniej. 51,9 kg. Nie wiem jak, bo wydaje mi się, że ciągle coś jem i do tego bardziej kalorycznie, a przecież praktycznie nie ćwiczę. Wręcz się spodziewałam sporego wzrostu wagi. Już mi nawet przyszło do głowy, że to utrata tkanki mięśniowej, a tego byłoby mi bardzo szkoda. Naprawdę muszę się zorganizować z ćwiczeniami.
Miałam napisać, to napiszę. Od początku września mam nową pracę. Dojeżdżam 30 km. Praca za biurkiem. Bywa, że trzeba zrobić coś na szybko, ale bywa też, że jest kompletny luz.
Pracuję ponad tydzień, coraz bardziej jestem zaklimatyzowana. I po tym tygodniu stwierdzam, że to był odpowiedni czas, żeby pójść do pracy.
Ola ma rok i 7 miesięcy. Zostaje z opiekunką, naszą sąsiadką drzwi w drzwi, starszą panią i jej mężem. W ciągu dnia jest u nich, a na drzemkę przychodzą do nas, więc śpi w swoim łóżeczku. Ci państwo mają dzieci i wnuki, ale są za granicą od 15 lat. Moja mama ma do nas 300 km, a rodzice męża nie żyją. Więc Ola ma w tej pani babcię, której bardzo potrzebuje, a w jej mężu dziadka - zresztą tak do nich mówi. Rano po kaszce już pyta o babcię. Jak do tej pory nie było łez czy jakiejś niechęci do pójścia do babci i dziadka. Więc i ja w pracy jestem spokojna.
Chcąc zachować formę, jaką wypracowałam sobie na macierzyńskim, muszę się zorganizować z jedzeniem (nie dietą!) i ćwiczeniami. Dużo osób zamawia tu jedzenie z różnych restauracji, ale ja nie będę robić tego często. Po pierwsze - strasznie słone. Ja w domu w ogóle nie używam soli. Po drugie - jednak nigdy nie wiadomo w 100%, co w nim siedzi. Po trzecie - generalnie to jest kaloryczne, nawet w takiej sałatce jest smażone mięso, grzanki, sos itp. Więc muszę się zorganizować i przywozić sobie swoje jedzenie. Wczoraj wyszło mi to super. Od razu jak wstałam, to wstawiłam na parę mięso i ziemniaki. Zajęło mi to 10 minut. Zanim wyszła spod prysznica, obiad był gotowy 😀 Będę się starała robić tak częściej.
Muszę się też zorganizować z ćwiczeniami. Strasznie mi ich brakuje. Nie dam rady czasowo ćwiczyć i spacerować tyle, co do tej pory, ale też nie muszę już chudnąć - chcę ćwiczyć tylko dla zdrowia i utrzymania wagi, no i oczywiście dla przyjemności. Zajęcia fitness wracają, więc to już 2 godziny w tygodniu. Może w soboty będzie mi się udawało poćwiczyć z 2 godziny przed filmem, jak Ola będzie spała, albo wyjść na sportowy spacer, jeśli będzie ciepło i mąż będzie w domu. To już by były 4 godziny. Nie sądziłam, że kiedyś tak niesamowicie będzie mi brakowało sportu. Uwielbiam te endorfiny. I uczucie "rozgrzanego tyłka" też uwielbiam 😀
Zrobiłam dziś badania profilaktyczne do pracy. Cukier mam 105 na czczo, czyli za dużo. Trochę mnie to niepokoi. Nie jem praktycznie wcale słodyczy, tylko w sierpniu było trochę. Dużo ćwiczę. Nie podjadam praktycznie wcale. Dużo warzyw. Niedużo owoców. Z ewidentnych błędów żywieniowych to, że zaczynam dzień od kawy, a nie jedzenia, i jem za pozno śniadanie, tak z 1,5 godziny po wstaniu. Ale to chyba nie ma znaczenia?
10 lat temu miałam 97 i zbiłam bardzo ładnie, jak przestałam na pół roku jeść słodycze. Ale teraz i tak słodyczy nie jem. I się tak trochę martwię, bo się tego nie spodziewałam.
Zważyłam się po południu, przed obiadem. Szok. 52,2 kg. Znowu schudłam.
Zastanawiam się, czy nie jestem już trochę za chuda. To już 28 kg mniej od porodu.
Ola ma wszystkie jedynki i wszystkie dwójki. Ostatnio wyrżnęły się kolejne cztery zęby, ale pomiędzy nimi a dwójkami jest dość duży odstęp. Wczoraj zauważyłam, że to są przedtrzonowce, czyli czwórki. Wygląda na to, że trójki nie ma ani jednej.
Trochę się niepokoję, że odziedziczyła po mnie tę cechę. Nie wyrosły mi dwa stałe zęby (po jednym przedtrzonowcu na górze i dole). Na szczęście tego nie widać, nie ma odstępu. Mój tata i jego siostrzenica też czegoś nie mają. U Oli to dopiero mleczaki, ale nie chciałabym, żeby nie wyrosły jej jakieś stałe zęby.
Czy ktoś z Was też tak ma?
Po weselu, 2 dniach jedzenia paru kawałków ciasta dziennie i jeszcze kilku dniach ze słodyczami, po wyjeździe na wakacje (przerwanym, bo dziecko dostało gorączki) - waga to 53,1. Czyli bez zmian.
Ostatnio mniej ćwiczyłam: goście, wyjazd, urlop męża, gorąco, ale coś tam się ruszam.