Nareszcie okres. Myślałam, że wybuchnę ze złości, smutku i poirytowania. A to tylko hormony przejęły władzę. Już nawet robiłam rano test ciążowy. Negatywny.
Mam znajomą, właściwie to dziewczyna kolegi. Trochę niższa ode mnie, gdzieś tak ze 160 cm. Duża nadwaga, no trudno powiedzieć, ale 110-120 kg około. Nie moja to rzecz, niech tam sobie każdy waży ile chce. Tylko zastanowiło mnie jedno. Ona codziennie wypija 2 litry coli. Wielkie mi co, cola, płyn, nawet się nie poczuje, że coś jest w żołądku. Ale postanowiłam przeliczyć ze względu na konsekwencję. 100 ml coli to 42 kalorie. Dwa litry to 840 kalorii. To w skali roku 306 tysięcy kalorii. Jeżeli do zbudowania kilograma tłuszczu organizm potrzebuje 7000 kalorii (informacja z internetu), to w skali roku od samej coli można przytyć prawie 44 kg!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tak samo jest ze wszystkim. Kropla drąży skałę. Jeżeli codziennie słodzę poranną herbatę jedną łyżeczką cukru, ale codziennie, to przez rok też się tego nazbiera. No nie 44 kg oczywiście, ale jednak. A wystarczyłoby zrezygnować z jednego zwyczaju, odzwyczaić się od jednej rzeczy czy kilku i poczekać. Czas i tak zleci. A ta łyżeczka cukru to chyba nie jest coś, co sobie nadrobię w inny sposób, jeśli z tego akurat zrezygnuję.
Dziś 120 minut spaceru z wózkiem i zabawna historia na ulicy, ale o tym innym razem. Coraz bardziej lubię to miasteczko, w którym niedawno zamieszkałam.