Z każdą godziną jest lepiej.
Dreszcze w połączeniu z potwornym zimnem były tak uciążliwe, że jak zaczęła się gorączka, to poczułam ulgę.
Na wadze 60,4. Nie łudzę się, że to tłuszcz się ze mnie wytopił 😀
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 79361 |
Komentarzy: | 1169 |
Założony: | 27 września 2021 |
Ostatni wpis: | 4 maja 2025 |
kobieta, 36 lat, Czacza
162 cm, 59.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Z każdą godziną jest lepiej.
Dreszcze w połączeniu z potwornym zimnem były tak uciążliwe, że jak zaczęła się gorączka, to poczułam ulgę.
Na wadze 60,4. Nie łudzę się, że to tłuszcz się ze mnie wytopił 😀
O masakra. Nie pamiętam, kiedy tak źle się czułam. Około 18.00 się zaczęło. I trwa. Leżę w wełnianych skarpetach, leginsach, wełnianym swetrze, z dwoma termoforami (pod stopami i na klatce piersiowej), pod kołdrą i kocem. I jest mi tak strasznie zimno. Cała się trzęsę, mam takie dreszcze, że nigdy w życiu takich nie miałam. Bolą mnie wszystkie mięśnie. Plecy, nogi... Gorączki nie mam: około 36,6. Już przestało mnie mdlić, chyba te dreszcze zagłuszyły wszystkie inne objawy. Covida przeszłam naprawdę lekko w porównaniu z tym (mniej więcej rok temu). Od 14.00 nic nie jadłam poza tymi dwoma popołudniowymi cukierkami i szklanką karmi. Nawet nie ma szans, żebym myślała teraz o jedzeniu.
Ola zrobiła mi pobudkę o 5 rano. W nocy dałam jej czopek, bo bolał ją brzuszek. Nie jestem super wyspana 😀 Ona w ciągu dnia też mało co dziś śpi.
Już po szczepionce. Druga dawka. Po pierwszej czułam się zupełnie normalnie, tylko wieczorem trochę zmulona, ale mąż zajął się Olą. Dziś ma wrócić między 17.00 a 17.30. Oby nic poszczepiennego mnie do tej pory nie dopadło. Mam mocne postanowienie nie ćwiczyć dziś i jutro i być łaskawsza dla siebie pod względem jedzenia. Mam ochotę - zjeść. Nie mam - nie jeść. Bez przesady oczywiście i bez objadania się, bo potem człowiek się czuje jeszcze gorzej. Zjadłam 3 cukierki, wypiłam 2 kawy.
edit
Czuję się dobrze, ale jestem bardzo śpiąca i bardzo poirytowana.
edit edit
Mój kochany mąż wyrwał się z tych wszystkich spotkań już o 15.00 😀
Niby nic mnie nie boli, ale czuję się taka hmm mendowata. Jakby spowolniała. Chce mi się leżeć. Żołądek mnie tylko trochę boli. Zjadłam z podejrzanych rzeczy: 5 cukierków, szklankę karmi, smażony kawałek ryby, oczywiście nie na raz. To od tego by mnie bolał żołądek? Temperatury nie mam: 36,1.
W oczekiwaniu na męża i spodziewając się, że nie wróci na czas, zrobiłam trening wzmacniający. No, do tego treningu u instruktorki wiele mu brakuje, ale był 😀 A potem (nieoczekiwanie) mąż wrócił. To ja hyc! gatki i na trening. I w ten sposób zrobiłam dziś 2 (DWA!!!!!!!!!!!!) treningi. Na tym drugim (też wzmacniającym) było strrrasznie ciężko. Łącznie 550 kalorii. Do tego 1,5 godziny spaceru z wózkiem.
Parowane mielone i sportowe prezenty
Godzina spaceru z wózkiem.
(edit:
wpadła jeszcze godzina na stepie zanim mąż wrócił z siłowni - 550 kcal)
Okazuje się, że kotlety mielone też można parować. Przepis na dwa dni dla dwóch osób.
mięso mielone wołowe 400 g (na pewno można też inne, ja miałam akurat takie)
2 jajka
cebula suszona (można bez tego)
bułka tarta
papryka słodka
Wymieszać, uformować kotleciki i spłaszczyć, nie panierować i wrzucić na sitko do parowania. Ja parowałam około 25 minut. Warto mocniej doprawić, bo mogą wyjść mdłe w porównaniu ze smażonymi.
Wymyśliłam, o co poproszę bliźniaków na prezent na święta, jeśli zapytają oczywiście. W rodzinie męża jest tak, że swobodnie pyta się, co druga osoba chce dostać. Bardzo wygodnie. I wymyśliłam sobie, że poproszę o kijki do nordica albo o piłkę bosu, albo o kamizelkę z obciążeniem 10 kg. Obciążenie jest regulowane, można wziąć mniej. Może to fajny sposób, żeby z codziennego spaceru z wózkiem zrobić niezły trening cardio? Jak myślicie?
1,5 godziny spaceru plus wieczorny fitness - aplikacja pokazała 430 kcal. Akurat był step. I było super, naprawdę zaczęłam bardzo ten step lubić. Wystarczyło dać mu szansę 😀
Euforia związana ze spadkiem trwa 😀
Minimalny spadek. 61,1. Dobrze jest 😀
/////////////edit
Zważyłam się również po południu. 60,7. Tak! Tak! Tak!
Tylko 2 godziny spaceru, do tego 1 trening fitness i 1,5 godziny ćwiczeń na stepie. Do tego piątkowe tańce, pewnie z 3 godziny łącznie. W sumie nie ma aż takiej lipy.
Mocne postanowienie: nie ćwiczyć więcej na stepie przy mężu. Gadał do mnie, łaził powoli wokół do drzwi, do łóżeczka Oli itp. No przeszkadzał jednym słowem. Oczywiście mu tego nie powiem, bo to nie jest warte kłótni. Po prostu będę ćwiczyć, jak go nie będzie w domu.
Byliśmy na balu ostatkowym. Hulałam pół nocy, było cudownie. Milion spalonych kalorii. Uwielbiam białoruskie disco polo, świetnie się przy tym tańczy. Czy jak ta muzyka się nazywa, nie wiem 😀
Jedzonko: 3 małe kawałki ciasta, miałam ochotę. Dwa razy ciepłe danie, zjadłam po pół, nie miałam ochoty na więcej. Trochę sałatek warzywnych, trochę opiekanych ziemniaczków. Do picia głównie woda, wino bezalkoholowe. Nie piłam alkoholu i bawiłam się tak samo dobrze jak zawsze. Alkohol jednak przeszkadza schudnąć, nie? No i po w miarę lekkim jedzeniu dobrze mi się tańczyło, nie było mi ciężko. Dziś na wadze (ale po śniadaniu i kawie) kilogram więcej. Sama woda, nie ma innej opcji.
Taką miałam fryzurę.
Dziś jestem baaardzo niewyspana. Trochę nogi bolą. Warto było 😀
W styczniu będzie małanka. Czyli prawosławny sylwester. Byliśmy z mężem parę razy i zawsze się cudownie bawię.
Ogólnie to kocham Podlasie.