Chyba zaczynam w to wątpić. Kiedy odciągałam mleko, jadłam dość dużo i waga powolutku spadała. Teraz od dwóch tygodni idzie szybko w górę. Ciężko się przestawić na mniej jedzenia. Tymbardziej, że teraz moge jeść więcej rzeczy. W sensie, że nie muszę uważać żeby nie jeść ciezkostrawnych dań i takich, które mogłyby dziecku zaszkodzić w mleku. Kiepsko to widzę. Musiałabym mieć więcej samozaparcia. A czy mam? Sama nie wiem.
W dodatku zaczynam znowu myśleć, że to co się dzieje między mną a mężem to moja wina. Gdybym była inna, gdybym była wystarczająco ładna, zabawna i nie wiem... inna, to nie szukałby rozrywki gdzie indziej... Tyle dni minęło od tamtej rozmowy, a z jego strony nie ma żadnej reakcji. Czy mu nie zależy? Czy czeka aż z biegiem czasu zapomnę o tym i jakoś to będzie? A może ja mam oczekiwania z kosmosu i za dużo bym chciała? Może to ja przesadzam? Czy wyolbrzymiam problemy? Sama już nie wiem. Byłam pewna, że mam rację. Zresztą moje uczucia były prawdziwe. A przez to, że po nim to spływa jak po kaczce, zaczynam mieć wątpliwości czy to aby nie we mnie tkwi problem? A może po nim to jednak nie spływa jak po kaczce, tylko ze nie umie okazać żadnej reakcji? Nie umie zacząć rozmowy? Czy miałoby sens, gdybym to znowu ja zaczęła temat? Nie wiem już sama.
Zastanawiam się też czy nie zmienić jednak, żeby moje wpisy były prywatne. Ale z drugiej strony, jeżeli zostaną tylko dla mnie, to tak jakby ich nie było. A przeciez pisze to żeby poczuć ulgę, żeby to wylać z głowy, żeby łatwiej pewne rzeczy zrozumiec. Nie wiem jeszcze. Może zmienię ustawienia... zobaczymy...
Dieta.... Nie ma właściwie żadnej diety. Zjadłam dwa lody, pół bombonierki mon cheri, pół czekolady orzechowej... ruchu bardzo mało. Wogole jestem w jakimś dołku... może rzeczywiście przydałby mi się jakiś psycholog. Tylko jak to się robi? Czy można iść na NFZ? Trzeba mieć skierowanie? Czy tylko prywatnie? Nigdy nawet o tym nie myślałam...
Moja córeczka już nie jest w inkubatorze. Jest już w łóżeczku. To krok bliżej do wyjścia do domu. Czym bardziej zbliża się ten dzień, tym bardziej się tego boję. Teraz jest podpięta pod czujniki, monitor wszystko pokazuje. A w domu tego nie będzie. A jak będzie miała bezdech, a ja tego nie zauważę? A jak będzie serduszko za szybko biło? A jak sobie nie poradzę? Czy starsze dzieci będą zazdrosne? Jak to będzie? Teraz jest źle, bo mała jest w szpitalu. Ma wadę serca, ma wadę wzroku, która się pogłębia, co jeszcze ją czeka? Ile lekarzy i ile badań będzie musiała znieść? Powinna być małym bobasem, beztrosko pijącym mleczko mamusi, robiącym kupki do pampersa i śpiącym. A tu badanie za badaniem. Mam nadzieję, że nie będzie już więcej wad ani chorób.
Starszą córkę zarejestrowałam na jutro do pediatry. Od niedzieli boli ja noga. Ale ani się nie uderzyła ani nic, nie wiem od czego by to mogło być... Chciałam na normalna wizytę. NIE. TELEPORADA. To dopiero jest chore. Dla mnie to jawne wyłudzanie kasy. Lekarz siedzi gdzieś tam, pewnie w prywatnym gabinecie i pomiędzy pacjentami dzwoni na teleporady. A kasa leci. Pielęgniarka mi powiedziała, że lekarze raz w tygodniu przyjeżdżają do ośrodka podpisać papiery. To jest nienormalne.