Pracownik biurowy z pracą zdalną mieszkający na wsi. Niezmotywowany do zadbania o siebie. Moje aktualne marzenie i cel to wejść w trzydziestkę z ładnym ciałem i z najlepszą życiową formą.
Witamy w trasie. Kotek jedzie do nowej rodziny. Jutro jeszcze muszę wziąć go ze sobą do pracy.
Przynajmniej już wiem, że nie ma choroby lokomocyjnej. No i cała droge siedzi w moich łapach, w pudle nie chce, aż powoli zaczynają mi lapy drętwieć.
Zaraz przesiadka w pociąg.
I dom :)
W sobotę zakończyłam ostatni egzamin i sesja juz za mną. Ten semestr skończyłam że średnia 4,86. :o Ciekawe czy stypendium uda mi się dostać.
Weekend na wsi miałam niezwykle udany. Siostra dostala 4 paletki do badmintona na zakończenie roku w szkole + kilka innych rzeczy, więc weekend był bardzo sportowo-zwierzecy 😀
Pierwszy raz w życiu mam okazję założyć bikini publicznie i nie wiem czy te się nadaje 😂 Chyba jest za skąpe, pół dupy widać (dostałam od siostry, sama bym sobie nie kupiła takiego). Wybieram się ze znajomymi na wakacje i planujemy kąpać się na dziko. Normalnie sama bym zdecydowała, ale mam taki cholerny dysonans co do tego stroju, że no muszę zapytać.
Kupic już niczego innego nie zdążę. Mam jeszcze taki sportowy 2 częściowy "kaftan bezpieczeństwa" i zastanawiam się co będzie sensowniejsze. Niby bym wzięła ten "kaftan sportowy" i pewnie bym się lepiej psychicznie czuła, gdyby mnie bardziej zakrywał, ale z drugiej strony być może byłoby mi głupio, że ja w takim kaftanie jestem, a wszyscy są rozebrani 😂
Podkreślam, kąpać będziemy się na dziko. Więc jak ktoś nas podejrzy to chyba będzie mi głupio w takim stroju na pół dupy.
W poniedziałek umówiłam się na 5:30 na bieganie ze starszą siostrą (edit. to znaczy w niedzielę - na poniedziałek, tj. dzisiaj. ... a byłam już przekonana, że dziś jest jutro 🤫) Zagroziłam, że jeśli zaśpi to nigdy więcej na bieganie się z nią nie umówię.
No i zaspałam ja 🤭
Ale nie dużo, bo 20 minut, ale już za późno było, bo na 6 miałyśmy wrócić. Poszłam sama na krótką przebieżkę. Oczywiście kondycja opłakana, ale i tak najlepsza w moim życiu.
Na 7:30 miałam lekarza. I... kicha. Powiem Wam, że mało gościu wiedział 😑 Sprawdzałam go 🤫 Strasznie mnie wkurza takie coś, bo nie mogę trafić na rzetelnego lekarza.
Cały czas badam jedną zdrowotną zagwostkę, która ciągnie się za mną od lat a nie wiadomo co się dzieje. Powiem Wam, że spędziłam nad poszukiwaniem odpowiedzi dziesiątki godzin i setki stron.
Za to rozwiązałam jedną zagadkę nad którą zastanawiałam się równie długo. Ile książek przebadałam to moje, ile nocy w życiu z tego powodu nie przespałam też. Często mnie to martwiło, bo babcia ma to samo, ale ona jest 80+ a ja 20+.
No ale niestety ten objaw jest tylko pośrednio zależny.
Więc dalej jestem z ręką w nocniku i nic nie wiem.
Ciężko się żyje.
Na razie mam tylko skierowanie. Jakoś nie chce mi się nawet z niego korzystać.
W pracy same zawirowania. Sesja za pasem, brzuch napieprza. Niby mnie ta rozmowa z psychologiem (edit. od rekrutacji do projektu) nie stresuje, wręcz nie mogę się doczekać, ale chciałabym bardzo dobrze wypaść, więc dużo czytam i układam sobie w głowie i analizuję. Wyspać się nie mogę przez to wszystko ostatnio, bo ciągle staram się coś ogarnąć za mocno, kawy za dużo i innych takich. Nie wychodzi to na dobre, bo moja koncentracja zalicza właśnie depresję. Czekam na teraz na wzloty.
Między lekarzem a pracą zdążyłam posiedzieć i poczytać w parku. Nie opłacało mi się wracać na te 1,5h do mieszkania. Na szczęście mam bardzo bliziutko antykwariat a w nim książki po złotówce. Zawsze można coś wybrać jak się swojej zapomni 🙂
I na koniec coś dla głowy ładnego 🙂
Ludwik Jerzy Kern
"Problem" (Szpilki, nr 51-52 z dn. 26.12.76.)
Slowa, podobnie jak ludzie,
Albo idą do góry,
Albo zostają zerem.
Na przykład słowo problem. Zrobiło moim zdaniem,
Największą ze wszystkich słów karierę.
Czy sobie popatrzysz daleko,
czy sobie popatrzysz blisko,
Problemem dosłownie jest wszystko.
Bo jak się zastanowić, to w gruncie rzeczy nie ma
Żadnej dziedziny życia, co by nie miała problema [...].
Wspominałam jakiś czas temu, że od czerwca w planach ostra masa.
Na wakacje - jak zwykle od pataja u mnie.
Na siłownię chodzić miałam, bieganie miało również wpaść, bo zaczęłam. Po roku konkretnej pracy nad stopą stała się w końcu gotowa na takie wyczyny - to znaczy, te biegowe ofc. W końcu.
Na razie jest tak, zdjęcie kalkulatorem tak jak widać. Nad ciuchami zastanawiam się już tydzień. Chyba je oddam, coś mi w nich nie pasuje - spokojnie, niechodzone.
No i na siłowni byłam raz. Tak to się wywiązałam z deklaracji masy 👍 Szwendałam się to tu, to tam. Nie zrobiłam nic. Trochę na bieżni pochodziłam, trochę sprzętu pomacałam. Plecy miały być i martwy. Nie zrobiłam. Barki zrobiłam za to. Barki to ja lubię jakoś robić, jak nie wiem co i nic mi się nie chce to barki zawsze robię. I tyle w temacie mojej masy.
Facet jakiś spojrzał na moje zasiniaczone piszczele i do mnie z tekstem żebym do martwego zakładała legginsy to siniaki mi się nie będą robić.
Takie wnioski.
Kuźwa panie! Ja prawie rok się do martwego nie dotykałam.
Wrzody mi się porobiły na żołądku. Od początku czerwca już mnie ten żołądek napieprzał. Żreć się żre, ale trochę ciężko. W piątek zdychałam całą noc po kolacji. Ból mnie nie przekona, żeby nie żreć, bo bóle to ja akurat dobrze znoszę. Czy by mnie miało skręcać czy nie, to i tak zjem, bo nie widzę sensu, żeby nie jeść i być kupą a nie człowiekiem, czy tam bawić się w jakieś papki.
Dietę mam w sumie idealną teraz pod masę, choć białka oszczędzam nieco. Mogłabym korzystać, ale osłabiona jestem i chodzenie na siłownię w tym momencie to tylko strata pieniędzy. W nogach czuje konkretnie już drugie piętro 🤬 4 to jak Kilimandżaro a przecież spokojnie wbiegłam na 6-8. Morfologia na razie ok, chociaż babole trochę jakieś tam wyszły. Głównie na litrach mleka żyje, kawie, energetykach i krówkach i orzechach. Nawet przestałam pić energetyki zero na rzecz cukrowych i wodę zawsze mam posłodzoną ksylitolem (bo zimnej nie wyobrażam sobie słodzić cukrem). Ja to jestem z tych co czy żrą jak świnia, czy nie jedzą nic całymi dniami to trzymają stałą wagę i czy liczyłam kalorie czy nie liczyłam zawsze było jedno i to samo. Odkąd wyłączyłam się w lutym z Vitalii nic a nic się w ciele nie zmieniło, za to mózg zresetował te wszystkie załosne nawyki, których nauczyłam się tu na Vitalii, i które dezorganizowaly mi życie.
Wgrałam nowe oprogramowanie i z dnia na dzień stałam się znów normalnym człowiekiem. Jak się chce to ten cały viataliowy syf można pokonać jak balonem Monut Everest.
Jeśli rozumiecie o co mam na myśli.
Przeszłam pierwszy etap rekrutacji do tego warsztatu dla liderów.
Powiem Wam, że pytania niby proste, ale nie do końca spodziewałam się takich pytań, choć po części byłam na takie pytania przygotowana. Odpowiadać miałam krótko i zwięźle a i tak nasza rozmowa trwała godzinę, tyle pytań było. Jeszcze mnie czeka drugi etap, rozmowa z psychologiem czy się na tego lidera nadaje czy nie.
Pytania głównie były na zasadzie "Dlaczego uważam, że taka umiejętność jest ważna dla lidera zespołu?" oraz "Przykład sytuacji, w której użyłam tej umiejętności i z jakim skutkiem?". Dostałam zielone światło na drugą rozmowę. Szkolenie ma trwać aż 9 miesięcy, myślałam, że krócej. Ogólnie musiałam mówić jaka to jestem zajebista i jak bardzo rozumiem interakcje międzyludzkie i jak to potrafię kierować zespołami ludzi by osiągać sukcesy i ogólnie sprzedać się jak najlepiej się da. Szkoda, że mam taką niską wartość siebie, jakoś zawsze czuje, że nic nie umiem. Nie wiem jak ludzie potrafią mieć takie ego, gdy naprawdę niewiele wiedzą. Jak to się dzieje - nie wieeeem... nie wieeeem... nie wieeeem... Ogromnie przydały mi się tu zajęcia z pedagogiki społecznej, bo dzięki nim znałam piękne słownictwo na pewne mechanizmy. Muszę podziękować pani profesor za pięknie prowadzone zajęcia :)
Liczę, że wiele się tam nauczę. Znam prywatnie jednego szkoleniowca, bo juz kiedyś z nim dość długo współpracowałam podczas studiów, więc mam wielkie nadzieje i jednocześnie oczekiwania.
Minus że wszystko będzie online. Ja się dopiero uczę mówić do pustej przestrzeni. Tak jak jest ze mnie gaduła to nigdy nie umiałam przemawiać do kamery. No chyba że lustro było i mogłam się na siebie chociaż gapić . Czuję się jak totalny wariat i freak, ale w tych czasach to podstawa. Bycie wariatem i freakiem oczywiście. Ale gadanie do kamery też ważne. 😅
Dwa opakowania dostałam tych kokosowych kulek na urodziny. Nie wiem kiedy, ale zezarlam wszystkie jednego dnia 🤭
Muszę dupę ogarnąć w życiu, bo ogólnie ciężko jest. Niby robię całkiem sporo, ale muszę tak się do wszystkiego zmuszać, że aż w duszy beczę jak coś robię, tak mi się nie chce. Nie wiem jak ludzie mają na wszystko energię, bo ja się zmuszam ciągle do wszystkiego. Zrobione jest, chyba nawet całkiem dużo i więcej, ale ja już nawet nie myślę czy mi się chce tylko wstaje i działam jak robot. Na dogłębniejsze relacje społeczne energii brak.
Tyle rzeczy było do opowiedzenia, a teraz nie przychodzi mi do głowy nic.
Chamskiego, siwego włosa znalazłam. Biały jak śnieg.
W pracy się mnie pytali czy ja może się za dużo stresuje. Kuźwa, pytanie.
Stresuje się jak nikt.
A, i słuchajcie. Kupiłam zajebistą bluzkę. Paragon gdzieś zgubiłam kuźwa, może jeszcze znajdę.
Pierwsze prasowanie.
Prasuje. Prasuje. Prasuje.
Prasuje, prasuje, już zbliżam się do końca, ostatnie 5 ruchów i nagle topi mi się bluzka. Dosłownie. 🤣👍
Kuźwa co to za materiały teraz robią. Aż strach do pralki kłaść, bo jeszcze się w wodzie rozpuści a ja Bogu ducha winną pralkę o pożarcie posądzę i będziemy pokłócone.
A o atmosferę w domu trzeba dbać.
To właśnie ta bluzka o którą tak się rozchodzi.
Czasem zdarzają mi się noce kiedy nawet na 5 minut oczu nie zmrużę. Dzisiaj na przykład z nudów kształciłam się pół nocy (i z obowiązku, terminy gonią) a o 3:40 poszłam biegać. Dramat. Moja kondycja leży i płacze razem ze mną.
O 5 nie wiedziałam już co ze sobą zrobić i leżałam z powrotem w łóżku pisząc tego posta. Angielski był dopiero na 8 godzinę, więc 3 godziny na pracę czy inne sprawy. I to była druga całkowicie bezsenna noc z rzędu! Choć w jeszcze poprzednią spałam równiutko 4 godziny. Coraz mniej spotykam się ze znajomymi, w ogóle nie mam takiej potrzeby, co dziwne bo byłam społecznikiem. Znaczy cały czas jestem, ale nie lubię głębszych relacji od dłuuuuugiego już czasu. Zakładam iż tak wygląda dojrzałość. Zdecydowanie bardziej zaczęłam ważyć wartość bliskich relacji i nie inwestuje absolutnie w nic, co nie przynosi mi korzyści. Ale łańcuchy kontaktów cały czas buduje. Zresztą ze mnie ranny ptak jest. Oni wieczorni kowboje. No nie zgrywamy się. Oni się dla mnie nie poświęcają, żeby chociaż raz wstać wcześniej i coś zrobić któregoś pięknego poranka wraz ze wschodem słońca, to i mnie też się nie chce poświęcać i cierpieć wieczorami z nimi przy zachodach. No chyba że akurat znowu nie śpię, to wtedy mogę. Ale i tak coraz mniej mi się chce z nimi chodzić, ideały nam się z wiekiem rozminęły. W wolnej chwili wolę poszerzać swoje kompetencje niż pić alkohol i śmiać się jak głupi do sera. W ogóle za dużo śmiać to mi się nie chce, choć i tak cały dzień chodzę uśmiechnięta. Jak to działa - nie wiem.
Tylko szkoda, że tak późno tak mi się zrobiło. Mogłam tak mieć w liceum. Ależ moje życie by wtedy wyglądało.
Wczoraj miałam się spotkać z kumplem. Chciał mi dać prezent na urodziny, ale po całkowicie nieprzespanej nocy czułam, że to będzie zły pomysł i odwołałam. Dziś wieczorem idę na kawę z tą drugą randką, tak sobie pogadać i milo spędzić czas, bo gościu totalnie nie w moim typie (mentalnie), ale tak nawet go polubiłam jako człowieka - chociaż pewnie nie na długo, zobaczymy, bo jakoś chyba nie rozumie moich wartości, więc mogę się do niego zniechęcić przy bliższym poznaniu.
Sesja za pasem.
W poniedziałek lekarz, papiery siostry do szkoły też już zaniosłam, bo do technikum już się wybiera. Stary koń. Muszę jeszcze przed lipcem do fryzjera wyskoczyć i do dentysty, żeby na wakacje mieć już wszystko ogarnięte.
Chciałam jeszcze jechać w tym tygodniu do rodziców odwiedzić babcie, bo jej się niemal jak dziecku markoci i nie lubi jak mnie nie ma, a bywam rzadko. Ze dwa razy w miesiącu jak się uda. A wracać mi się nie chce. Jakoś ze starszymi i inwalidami umiem się porozumieć - sama inwalida jestem, a moja dusza aż wszystko ze starości przykrywa pyłem od rdzy. Dmuchnąć w nią to już nic się nie znajdzie.
Kuźwa kwiatek mi dziś padł! A pół roku obchodziłam się z nim jak z jajkiem. No ale on jest taki do 25 stopni max a u mnie w mieszkaniu dziś ponad 32.
Brat się śmieje, że może on tylko żartuje i jutro wstanie.
Ja mu dam żarty!
Jak się wykuruje to dostanie szlaban na słońce na całe wakacje.
Zero opalania!
Jak widać nie tylko moje kwiatki nie przetrwały Próby Słońca. Nie wiem w którym momencie ale i z mojej bezy uszła dusza i zalała całą moją kuchnię 😅
Byłam na basenie.
Razy kilka. Średnio legalnie poniekąd.
Przyznaje się. Nie umiem pływać.
Umęczylam się po pachy. Usilne próby pływania męczą gorzej niż siłownia. Nie znoszę wody. Ale jacuzzi jest okej - toć to przecież lubię bombelki. KAŻDE. Te w szampanie też, nawet w ruskim obsikańcu. Jeden taki obsikaniec smakuje mi szczególnie. Ale i tak wolę miód. Albo czarnego ruska.
Niezaprzeczalnie ciągnie mnie we wschodnie rejony.
Toż bezprawie bywa imponujące.
...
U mnie słychać to, gdyby ktoś pytał ⬆️
Wyjątkowo każde słowo jest moim słowem. Dlatego też musiałam zniknąć na jakiś czas.
Pomogło.
A było już tragicznie.
...
Niby knajpy już otwarte, ale jakoś w parku żarcie lepiej smakuje.
W ogóle jakoś sporo siedzę w parkach. Pogoda jest piękna. Bylejaka, ale ważne, iż nie pizga jakoś strasznie. Czasem tylko nagle wodą chluśnie.
Książki nieraz tam czytam.
Zwierząt wypatruję.
Na ludzi patrzę.
Nad wodą bywam.
W tygodniu siedzę w pracy.
Weekendami mam zajęcia na zaocznych.
Rano ćwiczę, bo w kościach łamie. Znaczy ćwiczę - za dużo powiedziane - joguje, że tak powiem. Rozciąganko rano i lepiej się żyje. Gotuje - jak mi się chce, jak nie - to żre co jest. Czytam, łażę po parkach.
Wieczorami łażę po mieście albo już śpię.
Czasem się z kimś spotkam. Głównie na rejs po knajpach. Żarcie zaliczyć i drinki.
Śpię wcześnie. Znaczy tak się kładę. Spanie to różnie. Wcześnie wstaję.
Ani trochę nie jestem produktywna wieczorem.
ZERO.
Jak rano nie zrobię to wieczorem już ciężko.
Czasem nie mogę zasnąć i śpię tylko chwilę.
Czasem nie śpię w ogóle to i o 4 rano zdarza się łazić po mieście.
Może zatem będzie motywacja zajrzeć na siłownię, skoro i tak nieraz plączę się od rana i się nudzę.
Aczkolwiek boję się na siłownię chodzić.
Ale chyba mogę zrobić i to.
Mówiłam, że znowu strzelił mi nadgarstek?
Sadziłam mamie drzewa i, o. Muszę się w czerwcu umówić do tego ortopedy. W końcu.
...
Chciałam kota wziąć do miasta, bo mam kilka na wydanie. A raczej dwa miałam brać, nie jednego. Ale serca nie mam. Zanudzą mi się te koty w mieście nie ważne jakbym się starała i co bym im nie wymyślała.
Jednak miasto to nie jest wieś.
...
Na randki zaczęłam się umawiać. W końcu wiosna.
Muszę sobie więcej ubrań kupić.
Dawno na zakupach nie byłam.
Nie znoszę zakupów.
Za wielka wybreda jestem. Ale po co kupować coś czego nie będzie się z chęcią używało?
Nie rozumiem idei kupowania dla samego kupowania.
Zawsze doskonale wiem, czego potrzebuję. Chyba dlatego tak niewiele wydaję, bo nie za wiele tych potrzeb mam. I zawsze przemyślane.
Baza outfitu na luźne spotkanie:
Mówiłam już może, że jestem fanką koszul i spodni cargo?