Wita Was ja .
Wspominałam jakiś czas temu, że od czerwca w planach ostra masa.
Na wakacje - jak zwykle od pataja u mnie.
Na siłownię chodzić miałam, bieganie miało również wpaść, bo zaczęłam. Po roku konkretnej pracy nad stopą stała się w końcu gotowa na takie wyczyny - to znaczy, te biegowe ofc. W końcu.
Na razie jest tak, zdjęcie kalkulatorem tak jak widać. Nad ciuchami zastanawiam się już tydzień. Chyba je oddam, coś mi w nich nie pasuje - spokojnie, niechodzone.
No i na siłowni byłam raz. Tak to się wywiązałam z deklaracji masy 👍 Szwendałam się to tu, to tam. Nie zrobiłam nic. Trochę na bieżni pochodziłam, trochę sprzętu pomacałam. Plecy miały być i martwy. Nie zrobiłam. Barki zrobiłam za to. Barki to ja lubię jakoś robić, jak nie wiem co i nic mi się nie chce to barki zawsze robię. I tyle w temacie mojej masy.
Facet jakiś spojrzał na moje zasiniaczone piszczele i do mnie z tekstem żebym do martwego zakładała legginsy to siniaki mi się nie będą robić.
Takie wnioski.
Kuźwa panie! Ja prawie rok się do martwego nie dotykałam.
Wrzody mi się porobiły na żołądku. Od początku czerwca już mnie ten żołądek napieprzał. Żreć się żre, ale trochę ciężko. W piątek zdychałam całą noc po kolacji. Ból mnie nie przekona, żeby nie żreć, bo bóle to ja akurat dobrze znoszę. Czy by mnie miało skręcać czy nie, to i tak zjem, bo nie widzę sensu, żeby nie jeść i być kupą a nie człowiekiem, czy tam bawić się w jakieś papki.
Dietę mam w sumie idealną teraz pod masę, choć białka oszczędzam nieco. Mogłabym korzystać, ale osłabiona jestem i chodzenie na siłownię w tym momencie to tylko strata pieniędzy. W nogach czuje konkretnie już drugie piętro 🤬 4 to jak Kilimandżaro a przecież spokojnie wbiegłam na 6-8. Morfologia na razie ok, chociaż babole trochę jakieś tam wyszły. Głównie na litrach mleka żyje, kawie, energetykach i krówkach i orzechach. Nawet przestałam pić energetyki zero na rzecz cukrowych i wodę zawsze mam posłodzoną ksylitolem (bo zimnej nie wyobrażam sobie słodzić cukrem). Ja to jestem z tych co czy żrą jak świnia, czy nie jedzą nic całymi dniami to trzymają stałą wagę i czy liczyłam kalorie czy nie liczyłam zawsze było jedno i to samo. Odkąd wyłączyłam się w lutym z Vitalii nic a nic się w ciele nie zmieniło, za to mózg zresetował te wszystkie załosne nawyki, których nauczyłam się tu na Vitalii, i które dezorganizowaly mi życie.
Wgrałam nowe oprogramowanie i z dnia na dzień stałam się znów normalnym człowiekiem. Jak się chce to ten cały viataliowy syf można pokonać jak balonem Monut Everest.
Jeśli rozumiecie o co mam na myśli.
Przeszłam pierwszy etap rekrutacji do tego warsztatu dla liderów.
Powiem Wam, że pytania niby proste, ale nie do końca spodziewałam się takich pytań, choć po części byłam na takie pytania przygotowana. Odpowiadać miałam krótko i zwięźle a i tak nasza rozmowa trwała godzinę, tyle pytań było. Jeszcze mnie czeka drugi etap, rozmowa z psychologiem czy się na tego lidera nadaje czy nie.
Pytania głównie były na zasadzie "Dlaczego uważam, że taka umiejętność jest ważna dla lidera zespołu?" oraz "Przykład sytuacji, w której użyłam tej umiejętności i z jakim skutkiem?". Dostałam zielone światło na drugą rozmowę. Szkolenie ma trwać aż 9 miesięcy, myślałam, że krócej. Ogólnie musiałam mówić jaka to jestem zajebista i jak bardzo rozumiem interakcje międzyludzkie i jak to potrafię kierować zespołami ludzi by osiągać sukcesy i ogólnie sprzedać się jak najlepiej się da. Szkoda, że mam taką niską wartość siebie, jakoś zawsze czuje, że nic nie umiem. Nie wiem jak ludzie potrafią mieć takie ego, gdy naprawdę niewiele wiedzą. Jak to się dzieje - nie wieeeem... nie wieeeem... nie wieeeem... Ogromnie przydały mi się tu zajęcia z pedagogiki społecznej, bo dzięki nim znałam piękne słownictwo na pewne mechanizmy. Muszę podziękować pani profesor za pięknie prowadzone zajęcia :)
Liczę, że wiele się tam nauczę. Znam prywatnie jednego szkoleniowca, bo juz kiedyś z nim dość długo współpracowałam podczas studiów, więc mam wielkie nadzieje i jednocześnie oczekiwania.
Minus że wszystko będzie online. Ja się dopiero uczę mówić do pustej przestrzeni. Tak jak jest ze mnie gaduła to nigdy nie umiałam przemawiać do kamery. No chyba że lustro było i mogłam się na siebie chociaż gapić . Czuję się jak totalny wariat i freak, ale w tych czasach to podstawa. Bycie wariatem i freakiem oczywiście. Ale gadanie do kamery też ważne. 😅
Dwa opakowania dostałam tych kokosowych kulek na urodziny. Nie wiem kiedy, ale zezarlam wszystkie jednego dnia 🤭
Muszę dupę ogarnąć w życiu, bo ogólnie ciężko jest. Niby robię całkiem sporo, ale muszę tak się do wszystkiego zmuszać, że aż w duszy beczę jak coś robię, tak mi się nie chce. Nie wiem jak ludzie mają na wszystko energię, bo ja się zmuszam ciągle do wszystkiego. Zrobione jest, chyba nawet całkiem dużo i więcej, ale ja już nawet nie myślę czy mi się chce tylko wstaje i działam jak robot. Na dogłębniejsze relacje społeczne energii brak.
Tyle rzeczy było do opowiedzenia, a teraz nie przychodzi mi do głowy nic.
Chamskiego, siwego włosa znalazłam. Biały jak śnieg.
W pracy się mnie pytali czy ja może się za dużo stresuje. Kuźwa, pytanie.
Stresuje się jak nikt.
A, i słuchajcie. Kupiłam zajebistą bluzkę. Paragon gdzieś zgubiłam kuźwa, może jeszcze znajdę.
Pierwsze prasowanie.
Prasuje. Prasuje. Prasuje.
Prasuje, prasuje, już zbliżam się do końca, ostatnie 5 ruchów i nagle topi mi się bluzka. Dosłownie. 🤣👍
Kuźwa co to za materiały teraz robią. Aż strach do pralki kłaść, bo jeszcze się w wodzie rozpuści a ja Bogu ducha winną pralkę o pożarcie posądzę i będziemy pokłócone.
A o atmosferę w domu trzeba dbać.
To właśnie ta bluzka o którą tak się rozchodzi.
Czasem zdarzają mi się noce kiedy nawet na 5 minut oczu nie zmrużę. Dzisiaj na przykład z nudów kształciłam się pół nocy (i z obowiązku, terminy gonią) a o 3:40 poszłam biegać. Dramat. Moja kondycja leży i płacze razem ze mną.
O 5 nie wiedziałam już co ze sobą zrobić i leżałam z powrotem w łóżku pisząc tego posta. Angielski był dopiero na 8 godzinę, więc 3 godziny na pracę czy inne sprawy. I to była druga całkowicie bezsenna noc z rzędu! Choć w jeszcze poprzednią spałam równiutko 4 godziny. Coraz mniej spotykam się ze znajomymi, w ogóle nie mam takiej potrzeby, co dziwne bo byłam społecznikiem. Znaczy cały czas jestem, ale nie lubię głębszych relacji od dłuuuuugiego już czasu. Zakładam iż tak wygląda dojrzałość. Zdecydowanie bardziej zaczęłam ważyć wartość bliskich relacji i nie inwestuje absolutnie w nic, co nie przynosi mi korzyści. Ale łańcuchy kontaktów cały czas buduje. Zresztą ze mnie ranny ptak jest. Oni wieczorni kowboje. No nie zgrywamy się. Oni się dla mnie nie poświęcają, żeby chociaż raz wstać wcześniej i coś zrobić któregoś pięknego poranka wraz ze wschodem słońca, to i mnie też się nie chce poświęcać i cierpieć wieczorami z nimi przy zachodach. No chyba że akurat znowu nie śpię, to wtedy mogę. Ale i tak coraz mniej mi się chce z nimi chodzić, ideały nam się z wiekiem rozminęły. W wolnej chwili wolę poszerzać swoje kompetencje niż pić alkohol i śmiać się jak głupi do sera. W ogóle za dużo śmiać to mi się nie chce, choć i tak cały dzień chodzę uśmiechnięta. Jak to działa - nie wiem.
Tylko szkoda, że tak późno tak mi się zrobiło. Mogłam tak mieć w liceum. Ależ moje życie by wtedy wyglądało.
Wczoraj miałam się spotkać z kumplem. Chciał mi dać prezent na urodziny, ale po całkowicie nieprzespanej nocy czułam, że to będzie zły pomysł i odwołałam. Dziś wieczorem idę na kawę z tą drugą randką, tak sobie pogadać i milo spędzić czas, bo gościu totalnie nie w moim typie (mentalnie), ale tak nawet go polubiłam jako człowieka - chociaż pewnie nie na długo, zobaczymy, bo jakoś chyba nie rozumie moich wartości, więc mogę się do niego zniechęcić przy bliższym poznaniu.
Sesja za pasem.
W poniedziałek lekarz, papiery siostry do szkoły też już zaniosłam, bo do technikum już się wybiera. Stary koń. Muszę jeszcze przed lipcem do fryzjera wyskoczyć i do dentysty, żeby na wakacje mieć już wszystko ogarnięte.
Chciałam jeszcze jechać w tym tygodniu do rodziców odwiedzić babcie, bo jej się niemal jak dziecku markoci i nie lubi jak mnie nie ma, a bywam rzadko. Ze dwa razy w miesiącu jak się uda. A wracać mi się nie chce. Jakoś ze starszymi i inwalidami umiem się porozumieć - sama inwalida jestem, a moja dusza aż wszystko ze starości przykrywa pyłem od rdzy. Dmuchnąć w nią to już nic się nie znajdzie.
Kuźwa kwiatek mi dziś padł! A pół roku obchodziłam się z nim jak z jajkiem. No ale on jest taki do 25 stopni max a u mnie w mieszkaniu dziś ponad 32.
Brat się śmieje, że może on tylko żartuje i jutro wstanie.
Ja mu dam żarty!
Jak się wykuruje to dostanie szlaban na słońce na całe wakacje.
Zero opalania!
Jak widać nie tylko moje kwiatki nie przetrwały Próby Słońca. Nie wiem w którym momencie ale i z mojej bezy uszła dusza i zalała całą moją kuchnię 😅
Miłego!
PorannyDeszcz
20 czerwca 2021, 19:38Jeśli cię ból od wrzodów nie przekonuje, to może przekona cię wizja perforacji żołądka. Ogólnie wrzody to masakra, wiem, bo też mam...
iamcookie3
20 czerwca 2021, 21:18Leczę moje wrzody i unikam produktów, które "dają mi po dupie". Chodzilo o to, że ból nie zniechęca mnie do jedzenia, wiele osób odczuwa lęk przed jedzeniem ze względu na potencjalny ból. A nieraz boli nawet jak się zje coś, co w teorii nie powinno zaszkodzić i człowiek wpada w pętlę leku. U mnie tego nie ma. Jak po jakimś produkcie mnie boli to trudno, jak nie to się cieszę.
iamcookie3
20 czerwca 2021, 21:32Ale fakt wrzody to ... wrzód na dupie
Luckyone13
20 czerwca 2021, 16:19Może dlatego nie masz siły bo lecisz na tym mleku i cukrze? Mnie generalnie cukier przymula dramatycznie i w dodatku steruje nastrojem. Nie musisz jeść dietetycznie, bo wyglądasz obłędnie, ale to nie znaczy, że możesz się futrować shitem bez konsekwencji :P Dobrze, że jednak jadasz pełnowartościowe posiłki :) A te bezsenne noce może po kofeinie? Jak pijesz dużo pepsi/coli to potem może tak być - ja tak mam, piję raz na rok, ale potem się dramatycznie męczę i spać nie mogę. No i wtedy też nie ma co się dziwić, że humor skopany i brak sił, kiedy jesteś niewyspana. I lecisz na automacie. Ale. Chyba nie muszę Ci o tym wszystkim pisać, bo zapewne to wiesz :D goopia ja! Jednak wspominam i rozkminiam bo się zmartwiłam.. Choć z drugiej strony, jak przypomnę sobie ile ja w Twoim wieku nocy zarwałam! i jakie ilości shita potrafiłam wchłonąć i nadal ważyć mało to w zasadzie powinnam siedzieć cicho :D Oczywiście mega gratuluję zakwalifikowania!! Trzymam kciuki za kolejny etap!
Luckyone13
20 czerwca 2021, 16:21Na usprawiedliwienie dodam, że za moich czasów nie było takiej świadomości a internet dopiero raczkował :D
Blue_Fairy
20 czerwca 2021, 16:45A dzisiejsze mleko, takie z kartonu, to też fura węglowodanów.
iamcookie3
20 czerwca 2021, 21:27Ja wbrew pozorom nie jem aż tyle węglowodanów. Czasami faktycznie, krówki wysypują mi się z kieszeni, ale obok węgli jem mnóstwo tłuszczów. Chyba nie ma dnia by jeść ich mniej niż 120-130 gram, ja wszystko latem zalewam tłuszczami. Ale teraz gorzej się je i mleka i krówek potrzebuję jak nigdy. Energii dodają mi ile mogą . I dziękuję ! Jeszcze przed wakacjami ma odbyć się 1 czy 2 szkolenia, tak na rozruch. Oczywiście jak mnie psycholog zakwalifikuje 😅
iamcookie3
20 czerwca 2021, 21:30@Blue_Fairy nie wiem do końca co masz na myśli . Jakość UHT w porównaniu ze świeżym mlekiem jest niska, ale to wciąż najbardziej optymalny napój jaki istnieje. oczywiście jeśli ktoś nie ma alergii :) A węgli ma tylko 50 w litrze :))
Luckyone13
21 czerwca 2021, 16:42A spoko, odniosłam się do tego, że żyjesz na kawie, energetykach, krówkach, orzechach i mleku ;)
iamcookie3
21 czerwca 2021, 18:27@Luckyone13, a wiesz co? Chyba masz rację. Dzisiaj 2 litry mleka, 1 jajko z tahini, 100 g orzechów, aż sobie wklepalam w fitatu jak sprawa stoi. B110g, T140g W120g. Makra niby piękne, ale jak się człowiek grubo nie zastanowi co je, to się wydaje, że je zupełnie inaczej niż myśli. Same mleko u mnie to 65gB, 65gT i 100gW. Coś chyba w tym jest, może czegoś zaczyna brakować