W głębi duszy wciąż mam naście lat, trochę buntu w sobie i mnóstwo marzeń - o spełnionym i szczęśliwym życiu. :) Uwielbiam długie spacery, czytanie książek i podróże - chciałabym, aby sylwetka wspierała mnie w realizacji planów, a nie przeciwnie.
Na kwestie wagi i wyglądu zwracam uwagę od wczesnych lat nastoletnich. Drodze o spełnienie i zgrabną sylwetkę towarzyszyły wzloty i upadki - od niedowagi i rygorystycznego cięcia kalorii ('motylki') oraz próbowania modnych diet (pamiętacie czasy Dukana, South Beach itp.?), poprzez BED, aż do nadwagi graniczącej z otyłością (stan na teraz).
Mam nadzieję znaleźć tu pokrewne dusze, z którymi będziemy mogły wzajemnie wspierać się w drodze do sukcesu i spełnionych celów, a może nawet w codziennych sprawach. :)
Teraz to dopiero jestem ciekawa, czy ktoś tu jeszcze zagląda?
Od mojego ostatniego wpisu minęły 2 lata. Gdy to piszę, czuję gorycz tych słów, przenikający smutek, a jednocześnie deja vu - bo dziś już pisałam o tym przygnębieniu i niemocy, w moim journalu aka dzienniku.
Wiecie co jest najgorsze? Że ja nie jestem w stanie, nie mam siły zadbać o siebie poprzez "dyscyplinę miłości", tylko najbardziej poprzez - chwilę przyjemności. To błędne koło.
Mnie tu niby nie ma, ale jestem, uwierzcie, całym sercem i sobą! Jestem ciekawa co u Was, jak Wasze wzloty i upadki, jak się czujecie w te upały i o tej porze roku, jak Wasze życia, diety, wszystkiego jestem ciekawa, napiszcie! <3 U mnie psychicznie słabiej, z dietą raz lepiej, raz gorzej; kiedy już złapię rytm, potem nagle sabotuję swoje działania, tak jakbym tylko chciała powiedzieć sobie: "a nie mówiłam, że tym razem i tak się nie uda?" :( Jednak wciąż staram się znajdować radość i nadzieję, w każdym dniu, a kiedy danego dnia jest mi gorzej - po prostu, wyłapywać lepsze momenty.
Babeczki, kto na jakieś zdrowotno-pogadankowe spacery w Łodzi, może do jakiegoś parku? Będzie mi bardzo miło spotkać się i spędzić razem godzinkę czy dwie, tak na luzie i przy okazji wspierając zdrowie spacerkiem pośród zieleni.
U mnie 2kg mniej na wadze, standardowo wzloty i upadki, ale najważniejsze, że cały czas wracam na obrany kurs, a gdy jednego dnia zjem trochę więcej, to drugiego "nadrabiam" jedząc nieco mniej.
Nie było mnie tu ponad 3 tygodnie - w tym czasie bywało różnie z dietą, natomiast od kilku dni znów jestem na dobrych torach - jedzenie w ryzach, duże ograniczenie słodyczy, ruch na świeżym powietrzu, tylko te codzienne treningi są jeszcze dla mnie wyzwaniem. Jakoś nigdy nie ma dobrej pory na trening w ciągu dnia, bo "zawsze coś", ale wiem, że jak już na stałe wpiszę go w codzienny grafik, to wejdzie mi w nawyk. :)
Kochane, jeśli nie czujecie się na siłach, aby robić treningi np. Chodakowskiej (choć tu polecam trening FIT 50+) i tego typu zestawy ćwiczeń tylko Was demotywują - zachęcam Was do wpisania na Youtube: "ćwiczenia dla otyłych" czy "ćwiczenia dla osób z nadwagą" - wyskoczą Wam treningi, które wciąż pozostają wyzwaniem, ale mniej intensywne niż te popularne i przede wszystkim - bezpieczne dla Waszych stawów czy stanu zdrowia, jeśli borykacie się z nadwagą (jak ja) czy otyłością. Jeśli miałybyście ochotę, mogę zrobić zestawienie kilku moich ulubionych filmików z takimi ćwiczeniami, dajcie znać.
Przy okazji, w ramach poszerzania swojej strefy komfortu i grona kontaków, zorientowanego wokół podobnych celów - chciałam zapytać Was, czy są tu jakieś dziewczyny, chętne na wspólne spacery/marsze w jednym z parków, w Łodzi? Preferowany park na Zdrowiu, ale wszystko do ustalenia. :) Jeśli obecnie chodzicie/maszerujecie w pojedynkę lub z kimś, albo po prostu chciałybyście wychylić głowę po pandemicznym zastoju kontaktów społecznych - dajcie znać w komentarzu lub na priv :) Wierzę, że to może być naprawdę dobra inicjatywa z jeszcze lepszymi efektami!
Środa 19.05. dała wynik ok. 19 tys. kroków. A że większość tego ruchu miała miejsce pod wieczór, to na pewno zdążyłam spalić tę wczesną kolację. ;)
Mój nastrój nadal zmienny, przeplatają się dni dobre i takie, kiedy nie mam ochoty na nic, gdzie trudno mi skupić się na pracy i najchętniej czytałabym książki, wyszła na długi spacer, odpaliła netflixa lub po prostu schowała się pod kocem. Ale popijam teraz zielony koktajl i cieszę się, że w temacie diety cały czas do przodu - mimo wzlotów i upadków (normalka). Odkrycie ostatniego czasu - jeśli nie chcę jeść słodyczy to po prostu... nie mogę mieć ich w domu - w żadnej ilości. Tylko taki model teraz się u mnie sprawdza, a jeśli najdzie mnie straszna ochota na coś słodkiego, to od czasu do czasu, wybieram coś małego i "na raz", np. batonik, małe M&M's, gałkę lodów - coś, co mogę zjeść, skończyć i zapomnieć. ;)
A jakie są Wasze sposoby na słodycze? :) Chętnie dowiem się jak to u Was wygląda.
Ostatnie dni to średnio 10-15 tys. kroków, świeże powietrze, sporo zieleni, ale i lody w parku :). Czuję ostatnio wahania nastroju, spowodowane zapewne mocnym ograniczeniem słodyczy i tym, że... ja po prostu tak miewam. ;) Z pozytywnych zmian ostatnio - gotuję pyszne i zdrowe wege zupy, który są na tyle treściwe, że najczęściej starczają mi na obiad, znalazłam smaczny, ciemny chleb z Putki, który z powodzeniem zastępuje mi jedną porcję tostów, płaszcz, który dopina się już nieco łatwiej niż kiedyś. Z innych rzeczy - więcej czasu poświęconego czytaniu książek/czasopism, więcej spokoju...i pokornej nadziei na dobre zmiany.
Wczorajszy dzień pod kątem diety oceniam całkiem ok. Ze słodyczy zjadłam wczesnym popołudniem tylko jednego batona musli, co w przypadku mojego uwielbienia (a raczej uzależnienia) do słodyczy jest sporym sukcesem. :)
Kolację zjadłam około 19:30, a potem miałam jeszcze sporo aktywności.
A propos aktywności - do 17:00 miałam zrobione niecałe 2 tys. kroków (praca zdalna), ale po południu i wieczorem pocisnęłam spacer i power walka i ostatecznie zakończyłam dzień z wynikiem >15 tys. kroków. Przy takim wyniku nie było już mowy o jakimkolwiek treningu, zarówno pod względem czasowym, jak i kondycyjnym.
Na ten moment nie planuję drastycznych zmian w diecie - u mnie szybko kończy się to zniechęceniem i wzmożonym powrotem do tych produktów, o których powinnam zapomnieć. ;) Zmiany wprowadzam stopniowo, a tym, na co teraz zwracam szczególną uwagę jest:
1) jedzenie więcej warzyw/owoców
2) brak podjadania w międzyczasie - przerwa min. 2-3h między posiłkami (to dla mnie wyzwanie, bo mam w zwyczaju wciąż coś podskubywać)
3) trening lub power walk (czyli szybki marsz) każdego dnia - w rezultacie będę zadowolona, jeśli trening z Chodakowską pojawi się 3x w tygodniu, a spacer/marsz codziennie.
Od zawsze starałam się być aktywna, kiedyś to były ćwiczenia wycinane z gazet, w latach nastoletnich rozpoczęła się moja wielka miłość do długich spacerów i wieczornych marszów (potem już z psem), które pozwalały mi uporządkować myśli z całego dnia i rozchodzić nagromadzony kortyzol. :) Jako nastolatka miewałam okresy fascynacji tańcem solo (jazz/funky/hip hop), co w latach dorosłych przerodziło się w chęć opanowania podstaw tańca towarzyskiego, a zostało brutalnie przerwane przez covidową rzeczywistość. :) Wcześniej, na studiach, trafiłam na całkiem przyjemne zajęcia ruchowe, typowo aerobowe z elementami stepu i też takie związane ze stretchingiem i jogą.
W zeszłym roku, po rozpoczęciu lockdownu, zdecydowałam się pocisnąć ostatecznie ćwiczenia z Ewą Chodakowską - zaczynałam od FIT 50+, potem Slim Body i Skalpel. Do innych treningów jeszcze nie doszłam, bo po okresie marzec-lipiec 2020 przestałam być tak regularna w wieczorach z Ewką. ;)
Obecnie - prawie codziennie chodzę na spacery, najczęściej do parku (uwielbiam to niezmiennie), czasem są to też wieczorne marsze/power walki, zbawienne zarówno dla ciała jak i ducha. Ze spacerami nie mam zatem problemu, moim wyzwaniem jest powrócić do regularnych treningów - na ten moment byłabym zadowolona, gdyby to było 3x w tygodniu - zapewne wciąż z Ewką, ew. inne treningi z YouTube. Problem, z którym się tu mierzę, to pora dnia najlepsza do ćwiczeń - nie jestem skowronkiem i ćwiczenia rano raczej odpadają, a scenariusz wieczorny: trening -> prysznic -> film/książka -> sen nie zawsze wychodzi - po całym dniu mam czasem ochotę tylko włączyć Netflixa, zapalić moje ulubione nastrojowe lampki i... zjeść kolację przy serialu (don't judge me).
Oprócz codziennej aktywności, którą staram się utrzymywać, dbam o regularne podróże, które dają mi reset i nową perspektywę - podróże małe i duże, krajowe i zagraniczne (w covidzie udało się wykorzystać niepowtarzalną okazję do zobaczenia opustoszałego Rzymu czy malowniczej Malty). I tak, ostatnio podczas weekendu majowego, wybrałam się w Sudety, żeby podkręcić aktywność, podziwiać przyrodę, złapać uzdrawiający kontakt z naturą, z dala od miasta, w którym na co dzień mieszkam.