Post => Dzien 14/20
Czemu ja jestem taka durna? Eh...jest prawie 13.00 a ja nadal nie zjadlam sniadania, jestem glodna tak, ze mi sie zoladek wywraca na druga strone, ale nie pojde do kuchni a to dlatego, ze C. ma kuzynke, ktora generalnie ma problemy z glowa (delikatnie mowiac) no i ta kuzynka przyszla wczoraj, zeby ze swoim wojkiem porozmawiac, bo jej jest zle i niedobrze i ogolna depresja i nie wiem co tam jeszcze. Zostala nba noc i samo to nie byloby tak duzym problemem gdyby nie fakt, ze za kazdym razem jak ktos jest w domu to moj tesc bierze sobie na cel zadawanie mi durnych pytan i wydaje mu sie, ze jest zabawny. Otoz nie jest. Tak wiec, nie chce isc do kuchni, gdzie ta zabawna dwojka siedzi od rana i dyskutuje problemy psychiczne kuzynki. Tak wiec ja zeby unikjnac bezsensownych dyskusji wole sie glodzic. Jak to nazwac inaczej niz bycie durna!!!! Eh...nienawidze tu byc. Poprostu nienawidze. Zly humor.
Post => Dzien 13/20
Wczoraj mialam kaca stolecia. Przysiegam, ze tak zle to juz dawno sie nie czulam, no ale tak to jest jak sie nie je i duzo potem pije, cholera jasna. Wyjscie sobotnie oczywiscie nieplanowane. Mielismy zostac w domu, oszczedzac pieniadze i odpoczywac. No ale poszlismy zrobic w sobote zakupy swiatecznie, potem zadzwonili znajomi, bo dzien wczesniej zostawili u nas costam, wiec chcieli odebrac, to potem poszlismy na drinka...i nastepnego i wrocilismy do domu o 6 rano w niedziele. Caly dzien przespany...przynajmniej nic nie jadlam jak spalam ;-) Wczoraj w nocy chcielismy odespac weekend i zeby bylo smieszniej to nasza kotka dostala ruje i mialczala przez cala noc jak zarzynane ciele. Teraz na szczescie spi, ale jak sie tylko rusze to ja obudze i znow bedzie akcja...Mam nadzieje, ze szybko jej minie. Normalnie to tylko 2-3 dni, ale roznie bywa. Kocham ja calym sercem, ale jak ma ruje to mam ochote za ogon za ono wywiesic, bo wogle nie mozemy spac. Z drugiej strony wiem, ze ona sie pewnie bardziej meczy wtedy niz my...Musze ja wkoncu wysterylizowac. Skad tylko na to wszystko kase wziasc?
Post => Dzien 11/20
Oki dzisiaj juz mi lepiej. Dopiero zjadlam sniadanie. Zle dzisiaj w nocy spalam, wiec wstalam dzis dopiero przed 11. Mam dziwne koszmary, pewnie podswiadomie denerwuje sie wszystkim co sie wokol mnie dzieje w tej chwili. Zostal tydzien do wyjazdu, co do prac zaliczeniowych stoje w miejscu, bo pinda moja promotorka nadal mi na maile nie odpowiada. Niebardzo moge tez do niej zadzwonic, bo miedzykrajowe tutaj sa masakrycznie drogie. No ale niewazne, dzisiaj sie do mnie odezwala pani z administracji z jedna z prac ktore mam do zrobienia i w odpowiedzi napisalam jej o moich problemach z promotorka i ze sie nie wyrobie z wszystkim na czas. Zobaczymy co mi na to odpowie. Teraz czekam na C. zeby z pracy wrocil, bo idziemy na zakupki...jak ja lubie wydawac pieniadze...to chyba jakas choroba ;-) Niewazne, trzeba przed swietami kilka rzeczy kupic, jak kartki swiateczne, jedzenie dla mojego Delsona na dwa tygodnie, bo zostanie z 'babcia' znaczy sie z tesciowa, a dla niewtajemniczonych Delson to moja kotka ukochana. Teraz pojde dalej szukac prezentow dla siebie...to takie beznadziejne jak trzeba samemu sobie prezenty wymyslac.
Post => Dzien 9/20
Pierwszy dzien po dlugim weekendzie, wiec zrobie lekkie sprawozdanie. Nie obeszlo sie bez wpadek, mniej lub bardziej zaplanowanych, bo w sobote byla kolacja, w niedziele wogole sobie pofolgowalam, ale od poniedzialku juz sie nawrocilam i spokojnie. We wtorek mialam 'maly' kryzys psychiczny. Ogolnie zaczelo sie w nocy z poniedzialeku na wtorek, nie moglam spac, dopadly mnie zle mysli. Nagle poczulam sie niesamowicie zle we wlasnej skorze. Zaczelam plakac, moj placz obudzil C., potem wywiazala sie klotnia. Na drugi dzien nastroje wcale nie byly lepsze, ale jakos sie trzymalam przez caly dzien, a wieczorem weszlismy na drazliwy temat i sie oczywiscie rozsypalam na dobre. Zaczelam sie zalic, ze jestem gruba, brzydka, ze C. mnie juz wogole nie chce, bo kto by mnie chcial, kiedy ja sama siebie nie chce juz nawet dotknac. On probowal mi cos tam przemowic do rozsadku, ale sie na niego wydarlam, ze on nie ma pojecia jak to jest walczyc ciagle ze swoim wygladem, ze nie mozna sie na chwile zapomniec, bo potem wszystko wraca. Ze on dostal piekne cialo w prezencie od natury i nigdy mnie nie zrozumie. Nie zrozumie tego, jak jest ciezko byc swiadomym siebie w kazdej chwili swojego zycia. Ze dla mnie to juz 8 lat jak diety przeplataja sie z brakiem efektow, ze cokolwiek uda mi sie osiagnac to tak jak domek z kart sie potem rozpada. A on tak cierpliwie sluchal jak nadawalam o tym jakie moje zycie jest beznadziejne. Patrzyl jak wyplakuje sobie oczy i zaczyna mi brakowac chusteczek. Jak skonczylam wstal i powiedziel: 'Ja moze i dostalem moje cialo w prezencie, ale jak Ci sie wydaje, kto czuje sie lepiej, osoba ktora dostala cos za darmo czy ktos kto musial zapracowac i potem moze sie cieszyc owocami swojej pracy? Ja bylbym bardziej z siebie dumny gdybym byl niezadowolony z siebie i cos z tym zrobil, niz dlatego, ze bylo mi dane wygladac jak wygladam. I jeszcze jedno...kiedy ja Ci powiem, ze jestes gruba to mozesz zaczac w to wierzyc, poki co wmawiasz sobie bzdury.' I wyszedl z pokoju. Czasami sie naprawde zastanawiam czym ja sobie na niego zasluzylam.
Post => Dzien 3/20
Dzisiaj juz troche latwiej, ale 2 pierwsze dni byly tragiczne. Nie udalo mi sie do konca utrzymac postu. W poniedzialek zjadlam mala kolacje w zasadzie tylko kanapke i to dlatego, zeby lekow na pusty zoladek nie brac. Cos mnie dopadlo jakies przeziebienie. Wczoraj tez byla mala kanapka, bo mi sie slabo zrobilo i pomyslalam, ze to z glodu. Ostatecznie siedze dzisiaj w lozku, przeziebiona. Teraz zaczyna sie tu u mnie dluuuuugi weekend, wiec wolalabym byc juz wykurowana, dlatego dzisiaj siedze pod koldra i pije herbate. Trzymajcie kciuki zebyb przeszlo. Nie wiem, czy spadlo mi cos z wagi przez te ostatnie 2 dni. Mam nadzieje, ze tak. Zwaze sie jednak dopiero w poniedzialek i zobaczymy jak to bedzie po tygodniu. Jutro ide na zakupy mikolajkowo-swiateczne. Coprawda wiekszosc prezentow kupimy i tak w Polsce, ale jest pare rzeczy ktore potrzebujemy stad, a do wyjazdu nieco ponad dwa tygodnie. Yes, yes, yes :-D
Post => Dzien 1/20
Dzisiaj zaczyna sie wiec moje postowanie. Postanowilam na najblizsze 20 dni zawiesic moja kariere biegaczki, bo bedzie mi brakowal sil. Zjadlam juz swoj pierszy i jedyny dzisiaj posilek. Poki co nadal jestem syta. Ale za ok 2h zacznie soe robic ciezko. Najgorsze sa pierwsze 3-4 dni. Potem juz jakos zleci.Najgorsze, ze tu w Hiszpani zbliza sie dlugi weekend, a ja nie moge jesc, czyli zadnych restauracji, barow itd. Na dodatek w tym roku mam dodatkowy czynnik rozpraszajacy w postaci rodziny. Przez ostatnie 2 lata bylam sama w domu przez caly okres przedswiateczny, wiec oproznilam lodowke zostawiajac tylko sniadaniowe minimum, a teraz nie dosc, ze bede na codzien obcowala z pelna chlodziarka to na dodatek bede miala osoby jedzace w najblizszym otoczeniu. Dam jednak rade. To tylko 20 dni.
Wczoraj C. zaczal sie uczyc polskiego :-D Smiesznie mu to poki co wychodzi, ale wiem, ze jest uparty, wiec napewno sobie poradzi. Powiedzial, ze dlugi weekend spedzi na nauce, bo wkoncu z tesciami musi jakos sie porozumiec chocby w najprostrzych kwestiach. Serce moje :-)
Kolejny dzien rozwalony...
Trzeba bylo na te narty jechac, skoro i tak nic nie moge zrobic. Cholera jasna. Wczoraj pol dnia poszlo sie walic, bo tesc na zakupy mnie wyciagnal rano. Mialo byc pim-pam jakies miesko, chlebek i tyle, a potem sie okazalo, ze jeszcze to, jeszcze tamto i tu musimy podjechac i tam musimy podjechac, cholera i do domu wrocilismy gdzies przed 14.00 grrrr a potem juz o 18 musialam sie szykowac, bo wielki mecz przeciez wczoraj (dobry mecz) - > Barcelona vs. Madryt. No i po mnie C. mial szybko, szybko przyjechac no to ja szybko, szybko chcialam byc gotowa, a potem sie okazalo, ze jednak nie bylo pospiechu. Z tymi facetami!!! No a dzisiaj dzien znow rozwalony, bo czekam na kolesia co ma nam butle z gazem zmienic, no i trzeba mu zaplacic. Tesc mial pieniadze w skrzynce zostawic, ale skoro ja z nimi na narty nie jechalam to stwierdzil, ze da pieniadze mi, bo co...ja nie moge sobie dnia zmarnowac? Nie moge sie z pokoju ruszyc bo kolesia nie uslysze, naczynia gora w zlewie stoja, pobiegac tez ni moge, nadrobilam juz zaleglosci filmowe i teraz czekam, czekam i czekam. A pan mial przyjechac ok. 12.00 w sumie jest 12.45 wiec ma jeszcze 14 minuz, zeby sie nie spoznic. Z tymi facetami!!! A na narty nie pojechalam, bo z moim kolanem nie moge, musze je najpierw miesiac przygotowywac na takie wysilki. Dlaczego ja???? Bede plakac. A na dodatek jutro zaczynam post, wiec sie dzisiaj z jedzonkiem na 20 dni zegnam. Eh...
Plan sie nie powiodl
Postanowilam jednak zostac wczoraj w domu. Zadowolona w moich pizamkach i wogole siedze sobie w pokoiku, C. sie przygotowywal na mecz i nagle dzwoni telefon. To ta dziewczyna kolegi i mowi, ze nie mogla odpowiedziec na mojego maila i ze wlasnie do nas jada.......No ja je mowie, ze jestem nieprzygotowana i nie chce nigdzie isc, a on: 'A no to spoko, mozemy zostac w domu u Ciebie' No wiec sie ubralam i wyszlam z nia...Boze co za maruda i na dodatek jak sobie cos ubzdura to nie ma mocnych.Wytlumaczylam jej, ze nie mam ochoty co piatek sie za chlopakami ciagnac, ale nie sadze, zeby dotarlo to do niej... Ostatecznie skonczylo sie kacem. Dopiero wstalam z lozka i zjadlam sniadanie, a to prawie pora lunchu. C. bedzie zaraz w domu z pracy a ja nadal w pizamie, niewykapana, w pokoju ruina....ehhhh...zycie kobiety
No i mamy zagadke na dzisiaj
Otoz nie wiem co mam zrobic, bo...hm...musze troche cofnac sie w czasie i wyjasnic sytuacje. Jak wiecie (te ktore w miare na bierzaca sledza moj pamietnik) moj C. co piatek chodzi grac w noge z kolegami. Pare miesiecy temu dolaczyl sie do nich kolega C. - F. No wiec stalo sie tak dlatego, ze byl zdruzgotany jak go panna rzucila, no i chcial sobie czas wypelnic jak sie da. Teraz oni znow sa razem tzn F. ze swoja dziewczyna, ale F. nie zrezygnowal z chodzenia na noge. Ja nigdy z nimi nie chodzilam bo uwazam, ze kazdy musi miec troche czasu dla siebie, poza tym to straszne nudy tak sie patrzec jak kolesie graja, bo ja typem cheerleaderki nie jestem. Odkad F. i A. sa znow razem ona zaczela chodzic z nimi co piatek. Jak szla pierwszy raz to sie zgodzilam, za namowami, isc z nimi. Myslalam, ze to jednorazowe wyjscie, ale ona sie teraz za nimi ciagnie co tydzien na mecz i nawet po meczu jak ida na piwo. Co tydzien wypytuje sie mnie tez czy pojde z nimi. Ja naprawde nie mam ochoty tam chodzic, bo
a) uwazam, ze faceci musza miec troche swojego meskiego czasu bez swoich dziewczyn (tak jak my kobiety potrzebujemy swojego babskiego czasu)
b) oni graja pozno w nocy i C. jest zazwyczaj w domu ok 1.30 a ja potrzebuje swoje 8h snu upiekszajacego ;-) haha
c) nie do konca lubie ta panne, bo jest straszna choleryczka i na 3 razy jak razem wyszlismy w czworke, to 2 razy ona zrobila awanture i wielkie sceny o nic
Mimo, ze te wszystkie rzeczy wskazuja na to, ze powinnam zostac w domu pod ciepla pierzynka, wkurza mnie to, ze ona jest tam z nimi co weekend, a ja nie. Czy ktos mi moze to wyjasnic? Dlaczego skoro ja nie chce tam byc to mnie wkurza kiedy ona tam jest? C. powiedzial, ze jak ona z nimi jest to ogolnie jest lipa no, bo wiadomo, ze nie moga miec juz swoich meskich pogawedek. Powiedzial tez rowniez, ze skoro ona sie za nimi ciaga fajnie by bylo, zebym ja tez chodzila. Dla mnie jednak to popsuje cala dynamike ukladu jaki mielismy.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nie wiem co mam robic. Jakies porady????? Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze jak mnie cos gryzie to ja musze gryzc cos i teraz moj bilans kaloryczny jest zdecydowanie na zbyt wysokim plusie!!!