Od dwóch dni totalna porażka - wciągam wszystko jak odkurzacz. Zaczęło się od dżemu truskawkowego, który robiłam wczoraj i trochę nie zmieściło się do słoika, ale bardzo dobrze zmieściło się na chlebku z masełkiem. Dziś pochłonęłam pierogi z serem i poprawiłam naleśnikami. A dzień jeszcze się nie kończy. Kopnijcie mnie w cztery litery bo się sama chyba nie ogarnę.
W środę otrzymałam reprymendę od najwyższej, postraszyła mnie, że nie otrzymamy nagrody na koniec roku bo nie staramy się i nic nie robimy. I tu mam pytanie do chyba nauczycieli - czy wasi dyrektorzy wymagają od Was zakupu losów np w trakcie kiermaszy, loterii fantowych. Bo ja mam serdecznie dość, średnio co dwa miesiące słyszę "musisz - masz przynieść " dodatkowo wieczne wyliczanie i śledzenie czy wpłaciłaś pieniądze na jej fundację. To taka przymusowa dobrowolność.
Wczoraj byłam z mamą na cmentarzu oporządziłyśmy groby dziadków, zrobiłyśmy też porządek na grobie cioci bo jakoś tak wujek zaniedbał go ostatnio. I wyobraźcie sobie dziś rano mama mi mówi, że śniła jej się ta ciocia - była bardzo zadowolona i uśmiechnięta - pewnie dlatego,że zrobiła porządek na jej grobie. Dziwne to prawda.