Bo wiem, że w tygodniu nie będzie czasu/chęci zresztą jak zwał tak zwał...
1. codziennie rano piłam szklankę wody i mogę stwierdzić na 100%, że to mój nawyk...było to coś automatycznego, nie zastanawiałam się nad tym czy lubię czy nie, czy chce mi się pić czy nie..po prostu brałam szklankę i piłam
2. Codziennie wypijałam 1,5-2 litry wody: raz z cytryną, raz ogórkiem, innym razem z miętą czy imbirem albo sama... Czy się musiałam do niej zmuszać? Nie, butelka zawsze obok mnie
3. Aktywność była codziennie i minimum 60 minut, czasem tylko godzina, a czasem dwie lub więcej. Było to automatyczne, wpisane w grafik dnia, nie narzekałam, nie zrzędziłam, że mi się nie chce...tylko odpalam yt i działałam
4. Jedzenie... Nie przekraczałam 1700kcal,nie chodziłam głodna, jadłam więc warzyw i owoców, choć wiadomo, że pomidor nie ma smaku pomidora z ogórek zapachu ogórka 🤭, ale zapominałam jeść...patrzyłam na zegarek a tu godz 11 a ja jeszcze nie miałam nic w ustach oprócz płynów...
5. Słodycze; lubię je i nic na to nie poradzę w ciągu całego miesiąca zjadłam je dwa razy. Nie były to oszałamiające ilości np. kawałek domowej babki na dzień dziadka czy dwa Rafaello, ale uczciwie się przyznaje, że byly i nie bije się z tego powodu, nie rozpaczam bo uważam, że nie ma powodu
6 coś dla siebie/ciała.. najczęściej to były jakieś kosmetyki np. balsamy, olejki do włosów, maseczki, ale też wypita jakaś zimowa herbata (nie na łapu cali), czy spacer w ciszy.
To wszystko spowodowało, że obwody się zmniejszyły, zwiększyła się masa mięśniowa i spadła masa tłuszczowa więc będę sobie tak dreptać powolutku do przodu.
dobrego tygodnia🌞