tak, tak, zdobyta💪💪💪. Moc była z nami😁😁😁. Napisałam Wam wcześniej, że boje się iść, bo nie wiem czy dam radę. Inaczej idzie się w góry z mężem, który wie jak chodzisz, jakie masz tempo, jak marudzisz, a inaczej z kimś, z kim wychodzi ,,raz na ruski rok". Umówiliśmy się pod ich blokiem na godz. 9. Moja rodzina ma tendencję do notorycznego spóźniania się, a tu pierwsze zaskoczenie - wszyscy czekają przy samochodzie gotowi do wyjazdu. Przyjeżdżamy do Karpacza i wysiada kuzynka - pełna profeska- buty ulala profesjonalne trekingowe, kije, ciuchy, dodatki i ...plecak (potem okazało się, że to lodówka), jej córka i mąż firmowe, nowe ciuchy, dzieci jak z pokazu modowego. Mąż córki kuzynki plecak i to pokaznych rozmiarów i jeszcze dziecko że swoim niczego sobie plecakiem. I się zaczęło: wyciągiem, my chcemy wyciągiem! Kuzynka: absolutnie nie, idziemy pieszo, to ja nie chcę, wracajmy, ja chcę do domu.... Decyzja podjęta, idziemy pieszo! Hurra myślę sobie, ale nadal się boję. Rozumiem ich obawy: mieszkają w stolicy jednego z europejskich państw, wszędzie jeżdżą samochodem lub motorem/skuterem... po kilkudziesięciu metrach słyszę ,,a my idziemy czarnym szlakiem? Miał być żółty.."☹️. Ale idziemy, co chwila postój, narzekanie, mijamy 800 metrów mąż staje, wszyscy się schodzimy i mąż mówi: słuchajcie może się zastanówcie bo przed nami jeszcze tak ponad 2 km takiej drogi, czy wracacie do wyciągu i spotkamy się pod wyciągiem, czy idziemy pieszo"? Idziemy wszyscy dalej😁😁😁. Po jakichś 200 metrach przerwa na jedzenie i tak do zdobycia szczytu. A to kanapki, a to fanta, cola, woda, herbata, kabanosy, batoniki, cukierki, chipsy, ciasteczka, sucha kiełbasa, śliwki, winogrona, pomidorki, ogórki, ogórki kiszone itp. A my na naszą trójkę termos z herbatą, butelka wody, mała paczka kabanosów i kilka bułek. Przed samym szczytem dylemat, która drogą wchodzimy, głosowanie i decyzja podjęta wchodzimy trasą krótszą, ale bardziej stromą. Zdobyliśmy szczyt po jakichś 3,5 godzinach od momentu kiedy wyruszyliśmy. Mnie dobrze się szło, przede wszystkim bylo mało turystów, nie było słońca, nie bylo gorąco, a momentami nawet chłodno. Posiedzieliśmy na szczycie jakąś godzinę i schodzimy. Idzie się dobrze, wszyscy zadowoleni, roześmiani więc myślę, że może przejdziemy się jeszcze... Jednak wracamy na dół...wyciągiem😭😭😭😭😭. Trudno😬😬😬. Mój młodszy syn ma lęk wysokości i wtulił się w tatę, powoli spoglądał na góry, drzewa, czasem w dół. Był bardzo dzielny!!!! Ale powiedział, że następnym razem już nie pojedzie. Synu będziemy jak chcesz💪💪. Wiatr zerwał mi z głowy nowy daszek, ale co mi tam. Kupię następny 😁😁. Kuzynka powiedziała, że nie myślała że to tak będzie i następnym razem będzie schodziła pieszo, tak jak mąż jej córki, który jak ruszył wyciąg krzyczał, że aż jego córka odpowiednio to skomentowała 🤭🤭🤭. W sumie było fajnie, choć miałam i zresztą do tej pory mam niedosyt kilometrów. A dzisiaj zamiast odpoczywać pojechaliśmy do Wrocławia, zawieść dokumenty ponieważ syn dostał się na studia na Uniwersytet. Synu starszy gratuluję. Jestem z Ciebie dumna!!!
Będąc na szczycie pomyślałam vitalijki zdobyłam mój Mont Everest i macham do Was z samego szczytu.
pozdrswiam Ewa