Cześć, nie pisałam kilka dni, ale wcale nie szło mi dobrze to zdrowe jedzenie i w ogóle bycie fit, nie miałam czym się chwalić :/
w sobotę 1 lutego miałam pierwszy dzień nowego cateringu z BODY CHIEF. (BTW. JESTEM JAK NA RAZIE ZACHWYCONA!!!) menu:
śniadanie: jajecznica ze szpinakiem, suszonymi pomidorami i fetą, pieczywo (dodałam od siebie troszkę pomidora bo nie chciałam żeby się zmarnował) CO ZA PYCHOTA!! W poprzednim cateringu od Chodakowskiej nie miałam ani razu jajecznicy a jest to coś co uwielbiam! zjadłam z ogromnym smakiem i uśmiechem na ustach ;)
II śniadanie: tapioka z pieczonymi owocami (gruszką i jabłkiem) cynamon, serek waniliowy. Przepyszny deserek! to smakowało jak szarlotka ;D
obiad: kasza jaglana, mięsko + surówka ( na pewno marchewka była, ogórek, w jakiejś takiej trochę ostrej zalewie)
podwieczorek: smoothie szpinak banan jabłko - pycha!
za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć co było tego dnia na kolację, ale na pewno coś dobrego bo chodziłam zadowolona, że wreszcie dzień w którym wszystkie 5 posiłków było super ekstra smaczne! :)
w niedzielę jadłam już kiepsko, ale też sama nie pamiętam co, na pewno wleciała babeczka z czekoladą w szkole i kanapka z serem i suszonymi pomidorami. A potem koleżanka mnie namowiła, żebyś poszły do McDonalda! nie byłam tam około 2 miesięcy już, zamówiłam 1 cheeseburgera, małe frytki i małą ice-tea. Taki trochę dzień rozpusty, ale jak potem liczyłam kalorie to wyszło około 600 wiec wcale bez tragedii:)
w poniedziałek znowu miałam catering ;) menu:
śniadanie: kanapki z pastą brokułową z serem feta i pomidorem (obsypałam sobie suszoną bazylią dodatkowo ) + herbatka owocowa
II śniadanie: jogurt naturalny z musli (były różne rodzaje płatków) i winogronem - super! zawsze się cieszę z musli bo bardzo lubię;)
obiad: gulasz z kurczakiem, batatami, warzywami z kaszą bulgur - wyglądało nie za dobrze a byłam w szoku, ze tak mi to smakuje!
podwieczorek: ciasto marchewkowe + byłam w pracy więc spieniłam sobie w spieniaczku mleczko bez laktozy + pół łyżeczki syropu bananowego więc było bananowe mleczko i jadlam sobie z tym ciasteczkiem - NIEBO W GĘBIE. (tak w ogóle to w poniedziałek był dzień ciasta marchewkowego:))
kolacja: zjedzona trochę późno bo totalnie o tym zapomniałam i zjadłam w tramwaju jak wracałam z pracy - sałatka z makaronem penne, szpinakiem, serem i suszonymi pomidorami
we wtorek miałam dzień wolny, na śniadanie zjadłam 3 cieniutkie paróweczki 100% mięsa, 2 małe kromeczki ciemnego pieczywa + keczup, później 2 małe mandarynki. Na obiad wleciał bezglutenowy burger i mrożona owocowa herbata. (plus kilka frytek bo wzięłyśmy jedne na pół) Wczoraj przyjaciółka robiła mi zabieg na blizny i to chyba już nasza mała tradycja, że potem jemy coś tak pysznego :D potem miałam napad na słodkie i zjadłam 2 batoniki Knoppers i potem już nic nie jadłam bo czułam się przejedzona... kiepski dzień
No i tak minęły mi te 4 dni, taka trochę przeplatanka, raz dobrze raz źle :) ale i tak bywa - wczoraj trochę odezwał się w mojej głowie atak kompulsywny i gdy kupowałam batonika krzyczał "weź 2 weź 2" no i wzięłam... ale to nic, ważne by powstać i walczyć dalej!! :)
Ola