Nowy rok, stara ja.
Długo mnie nie było.
Dużo się działo.
Dietetycznie standardowo bez zmian. Nie będę się bardzo rozpisywała za bardzo.
W między czasie byliśmy na wycieczce z mężem w Gruzji. Miła odmiana, chociaż nie zrobiła na nas wrażenia. Część stolicy zwiedzaliśmy na własną rękę, jeden dzień wykupiliśmy wycieczkę objazdową z atrakcjami. Byliśmy tam tylko 4 dni. Mi było ciężko tam mieszkać - wszędzie bezdomne psy. Dosłownie. A ja jestem psiarą i niemoc by im pomóc mnie mordowała każdego dnia. Trochę je dokarmialiśmy, troche głaskaliśmy i to by było na tyle. Więcej tam nie wrócę.
W późniejszym okresie pochorowałam się na żołądek do tego stopnia że wylądowałam na sorze. Nie polecam. Ale już nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie dało się żyć. Chwilowo pomogło, później nawrót wszystkiego ale przepisane leki sobie poradziły z problemem po jakimś czasie. Na szczęście.
A jeszcze później pokłóciłam się z rodzicami o święta i do tej pory się nie odzywamy do siebie. Super.
Sylwester spedzony w domciu z psiną co boi się wybuchów fajerwerek. Na szczęście przetrwaliśmy. Ale było całkiem przyjemnie. Pograliśmy z mężem w gry karciane/planszowe i dawno nie miałam tak dobrego humoru.
Z plusów jakiś czas temu odkurzyłam starego Garmina i biegam co jakiś czas. Dziś wyszłam nawet w deszcz i przetrwałam. Jak wytrwam do lutego to będzie sukces :D
Wszystkim Wam życzę Szczęśliwego Nowego Roku!