Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 247777
Komentarzy: 6501
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 18 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

20 listopada 2021 , Komentarze (5)

Źle spałam, bo okno musiało być zamknięte. Wiatr szalał, szarpał wszystkim  co na drodze, uderzał w okna silnie, nie było to przyjemne. Na szczęście rozwiał grafitowe chmury i dziś można było trochę powędrować.  Nad morzem  sporo ludzi, jak to w sobotę, chociaż nadal spotykamy przede wszystkim te same twarze.  Na redzie kolorowo od statków, za  czasów mojej młodości mówiło się, że to cytrusy przypłynęły na święta. Pamiętam smak i wygląd kubańskich pomarańczy, smak pierwszych bananów po 45 zł kg. Bo ich cena dzieliła się na 15, 30 i 45. Jestem spakowana, przygotowana do wyjazdu , jeszcze tylko rano książka czytana aktualnie, kosmetyki i domowe klapki.  Wczoraj telefon do kuzynki, bo ona Elżbieta i imieniny miała. Jej córka lekarka ostatnio spotkała się z kompletnym lekceważeniem zdrowia swojego i innych, bo  przyszła na wizytę bez informowania, że ma Covid-19. Dziecko się wygadało na szczęście, a córka kuzynki musiała wymaz robić . Ile osób ta kobieta zaraziła w przychodni?  Kompletna bezmyślność.  Dziś czytając jakiekolwiek wiadomości tak sobie myślałam, że właściwie Polacy zostali sami, bo polityce zajmują się przede wszystkim własnymi interesami partyjnymi, kto kogo podkopie, załatwi, kto będzie miał większe wpływy. A ja martwię się o swoją przyszłość, o przyszłość moich bliskich, o zdrowie i byt. Staram się żyć zdrowo, ale jest coraz drożej, a planów na najbliższe miesiące działania państwa nie ma.  Dziś  czyszczenie lodówki,  kopytka  z sosem z pulpetami, które zamroziłam kilka dni temu. To samo z zupą było, warzywna z kiedyś.  Upiekłam  chlebek bananowy, smaczny i nawet nie słodki, zabiorę część ze sobą.  Wszystkie pozostałe z dziś potrawy oddam  jutro rano bezdomnym żywionym przez siostry miłosierdzia funkcjonujące niedaleko.  Zapakowałam je i czekają  , a chętni z pewnością będą.  Cieszę się na wyjazd, bo to jakaś zmiana, odpoczynek i długie spacery po znanych terenach. Dam znać z Ciechocinka  późną jesienią. 

17 listopada 2021 , Komentarze (9)

daje mi się powoli we znaki.  Brak światła dobija, ciemno się robi ok. 15. Listopad jest wstrętny i tyle. Teraz absolutnie uzasadnione są zajęcia na wsi polskiej dawniej, czyli darcie pierza, tkanie, wylepianie, zdobienie, itd. To wszystko było ku podtrzymaniu zdrowia i normalności.  A dziś człowiek zamknięty w swoim gnieździe, z pudełkiem  dającym wątpliwą rozrywkę, zaczyna gnuśnieć i marudzić.  Codzienny spacer wykonany, pomimo braku ochoty do wyjścia. Po prostu rozsądek nas wygonił. Na bulwarze pustki, tylko wytrwali , ci co zawsze, przemykają alejką.  Kolejna noc świetna po naparze z rumianku. Nie znam dokładnie jego zalet na sen, ale być może uspokaja?  Bedę powtarzać.  Po spacerze jakoś tak chłodno mi się zrobiło, na szczęście na obiad dziś zupa tajska, co rozgrzała  wewnętrznie solidnie. Święta niedługo, skoro dostałam z byłego zakładu pracy zaproszenie na wigilijną kolację. Oczywiście nie skorzystam, jak zawsze, bo ta uroczystość jest ok. 40km od mojego miejsca zamieszkania. Porządkuję uporządkowane, bo jakieś zajęcie muszę mieć. Na razie w myślach gromadzę ubrania na wyjazd, powoli kształtuje się układ. Podobno w przyszłym tygodniu ma zagościć mróz, z przyjemnością zabiorę ze sobą zimowe, nowe buty. Niech i one poznają polski chłód.  Z niepokojem czytam artykuły o drożyźnie, o ewentualnych brakach w towarach. Kurcze, ja już stałam w nocy po mięso na święta  w 1981r. Po raz kolejny, jak to dobrze, że moi rodzice nie doczekali takich czasów.  Przed chwilą wypiliśmy z mężem kawę  parzoną we włoskiej kawiarce. To urządzenie to mistrzostwo świata, dom pachnie jak sklep kolonialny z kawami świat! Najczęściej parze laką normalnie zalewaną , ale dziś zamarzyłam o luksusie, który przecież mam na wyciągnięcie reki.  Drobne przyjemności urozmaicają nam życie, czynią je  ciekawszym i piękniejszym. Tylko muszę pamiętać, że wystarczą drobiazgi , małe gesty , niewielkie przyjemności, aby tak było. Zapach kawy przypomniał mi któryś pobyt w Krakowie, gdy weszłam niedaleko Dominikańskiej do sklepu z kawami i herbatami. Oszalałam na ich widok!  Kupiłam wówczas 10 dkg. herbaty Earl Grey, którą dawkowałam sobie  jako coś ekstra. Jej smak był doskonały, ale po 2 latach powrót do Krakowa  okazał, że sklepu już nie było. A'propos herbaty Earl grey , w powieściach angielskich trafiam zawsze na celebrę parzenia herbaty i jest to zawsze ten gatunek.  Przeze mnie ukochany. 

15 listopada 2021 , Komentarze (2)

Dziś  zachowałam się jak typowa włoska Mamma, która dopiero w sklepie decyduje , co ugotuje. Poszłam po zakupy i w sklepie  złapałam inspirację, co zrobić na obiad. Zanim podjęłam decyzje ostatecznie ( jak w Milionerach!), szybko w myślach przeleciałam półki lodówki, pod kątem to mam, to mam, to kupię. I wyszło, że zrobię faszerowane cukinie. Zapiekłam je w piekarniku , pod mozzarellą były pomidory pokrojone w kosteczkę, zmieszane z czosnkiem , pietruszka i oliwą, doprawione solą i pieprzem oraz ziołami. Zalałam towarzystwo passatą pomidorową z ricottą, która otwarta była w domu z jakichś zakupów w Lidlu.  Całość poprzedzona była rosołem z makaronem. W domu unosił się zapach oregano, roztopionego sera, smaków lata i Italii. Do tego sałata rzymska z vinegretem i gotowe. Mąż wylizał talerz i stwierdził, że obiad był nieprawdopodobnie smakowity. Balsam na moje serce, a ja z reszty rosołu zupę tajską zrobiłam na jutro. Poza tym wykorzystałam resztki wędlin  sporządzając okrasę  do kopytek, które planuję w dniach kolejnych. Dziś miałam zamiar umówić się do podologa na pedicure, ale moja pani zajęta, więc zapisałam się do innego gabinetu. To coraz bardziej popularna usługa kosmetyczna, i dobrze. Oznacza bowiem, że Polacy dbają o stopy. Jutro pojedziemy odebrać zakupione w sobotę żelazko. Wybrałam internetowo, była ładna promocja, a akurat nasze poprzednie urządzenie zastrajkowało.  Nadal zimno i ponuro na zewnątrz. Ludzie przemykają , większość ciepło odziana. Nadal sporo ludzi nie nosi masek w sklepach, a nikt tego nie kontroluje. Nie rozumiem takiego podejścia do pandemii i tyle.  Większość z nas korzysta przecież ze służby zdrowia, z wyników badań naukowych , które są podstawą do tworzenia leków.  Czemu zatem w tej sprawie taki opór? Mierzyłam rano cukier i ogromnie ucieszyłam się , widząc wynik. I to jest dobra wiadomość. 

13 listopada 2021 , Komentarze (3)

Często na Classic RMF słyszę  piosenki Burta Bacharacha. Dziś też  tak było, na dodatek w wykonaniu Dionne Warwick, "I'll never fall in love again". Od razu dzień nabrał uśmiechu i radości, pomimo paskudnej pogody za oknem. Dlaczego? Ano dlatego, że już od podstawówki zakochana byłam i jestem w utworach Bacharacha, jego aranżacjach i w brzmieniu utworów. Uważam je za arcydzieła i nie każdy musi się z tym zgadzać. W latach 60 ubiegłego wieku ( jak to strasznie brzmi!) był w tv program " Burt Bacharach i jego goście". Wtedy właśnie moje serce pokochało na stałe.  Oglądałam te programy z  wypiekami na twarzy, młodziutka Dionne Warwick  śpiewała   przecudnie, gościem był Tom Jones, Gilbert O'Sullivan, tyle ich pamiętam. Moja pasja do utworów Bacharacha przydała się na lekcji angielskiego w liceum, gdy w klasowym konkursie padło pytanie o młodego kompozytora towarzyszącego Marlenie Dietrich podczas pobytu w Polsce w 1968r. No kto znał odpowiedź?  No kto , jak nie ja! Ależ było zdziwienie na twarzy nauczycielki, która zakładała, że na to pytanie nikt nie odpowie.  I tak mam do dziś. Gdy usłyszę Bucharacha, to od razu  jest dobry nastrój, humor , a nogi same chcą tańczyć. Podczas naszego  wrześniowego pobytu w Puszczy Drawskiej  las rozbrzmiewał moim śpiewem tych utworów.  Mam płyty CD i analogowe, a aranżacje mojego idola rozpoznaję bezbłędnie. 😍.  Dwa cmentarze odwiedziliśmy z samego rana, każdy z innej strony miasta. Na grobach kwiaty z 1  listopada trzymają się doskonale, dzisiaj dołożyliśmy trochę, posprzątaliśmy, zapaliliśmy znicze. Jak już wspominałam , teściowej urodziny setne to dziś, mojego ojca 92 jutro. Pusto, cicho i smętnie  na cmentarzach, koniec jesieni blisko, i to widać. Wracaliśmy do domu z ochotą , spragnieni herbaty i ciepła.  Na obiad zupa krem z białych warzyw: kalafior, kalarepa, pietrucha, seler. Podałam ja z koperkiem, od razu podkręciła smak. I jeszcze pozostałe naleśniki z mięsem + kiszona kapusta. Tyle. Aktualnie gotuję rosół, przecież jutro niedziela i dom musi pachnieć rosołem! W Gdyni dużo turystów przyjechało na długi weekend, unikamy skupiska ludzi, bo tak trzeba. Jestem przerażona sytuacja na Podlasiu, boję się , martwię , ale i moja bezsilność poraża.  Tak mi żal tych ludzi. XXI wiek, a rozwiązania dobrego brak. A będzie coraz gorzej w związku ze zmianami klimatycznymi. Nie straszę, obawiam się i tyle.

11 listopada 2021 , Komentarze (1)

Początkowo chciałam ten dzień spędzić w domu, ale rozsądek kazał wyjść. Ciało domaga się ruchu i powietrza. Wprawdzie w mieszkaniu mam chłodno i właściwie cały czas otwarte okno, ale co innego poczuć wiatr na policzkach.Po śniadaniu ( grzanki , twaróg, pomidorki, jajko na miękko miód, kawa) wyszliśmy z jaskini. Na ulicach sporo ludzi, chociaż dziś w Gdyni żadnego marszu nie było. To dobrze, po co prowokować siły nieczyste? A działo się i tak dużo: składanie wieńców + orkiestra Marynarki Wojennej, śpiewy w muszli koncertowej, wystrzały z ORP Błyskawica, przejazd motocyklistów z flagami, luzackie stroje młodzieży na ulicach. Każdy  świętował jak mu pasowało,i to jest właśnie demokracja i szacunek do święta. Na strony internetowe dot. marszu w Warszawie nie zaglądam, po co się denerwować?  W drodze już do domu spotkaliśmy posłankę Barbarę Nowacką, rozmawiającą ze swoimi znajomymi. Przeprosiłam , pogratulowałam odwali, życzyłam wytrwałości. Jak to ładna kobieta jest! Jaki ma ciepły uśmiech! Od razu poczułam,że za kretynkę nikt mnie nie uzna!  Co klasa, to klasa! 😛. Dziś na obiad barszcz ukraiński, bitki schabowe w sosie pieczarkowym, kapusta kiszona duszona z grzybami suszonymi, sok pomidorowy.  Na deser sernik z malinami wypieku okolicznego cukiernika.  Poświętowaliśmy więc i my.  Co rano muszę rozciągać moje nogi, bo mięśnie gruszkowate nadal bolą. Po rozciąganiu jest ok.  Za tydzień będziemy się szykować do wyjazdu do Ciechocinka.  Aktualnie jestem na etapie rozmyślania , co zapakować. Wczoraj zabrałam się za prace "artystyczne", szkicowałam ołówkiem jakieś rośliny ( syn znów chwalił), mam poza tym ochotę na tusz i węgiel. Może to chwilowy kaprys? A co tam, mam prawo do takich!

9 listopada 2021 , Komentarze (18)

Czy pamiętacie hiszpański serial dla młodzieży z lat 80 pt:"Niebieskie lato"? Wczoraj trafiłam w internecie na artykuł przypominający o nim, przy okazji omówienia kawałka Andaluzji. Bohaterowie to Javi, Bea i Pacho, film bardzo przyjemny, z dużą klasą i wrażliwością zrobiony, a ja nie wiedziałam wówczas, że rzecz działa się w miejscowości Nerja. Byłam tam w 2008 roku, oglądałam uroki tego miasteczka na własne oczy, byłam w Granadzie, w Maladze , w Frigilianie, czyli w miejscach opisywanych  w artykule. Biała Frigiliana zauroczyła mnie swoimi uliczkami, a gdy na jednym z budynków zobaczyliśmy flagę polska, skradła moje serce, bo od razu zamarzyłam, aby tam zamieszkać. Balkon Europy odwiedzałam często. wąskie uliczki Nerja, jej plaże , restauracje , w których jadaliśmy, pobliską jaskinię wielką jak opera. W latach 80 nawet przez myśl mi nie przeszło, że będę kiedyś w miejscu pokazanym w telewizji, za granicą, tak daleko od Polski.  Dziś sporo czasu spędziłam nad zdjęciami z tamtej wyprawy, i dziękowałam opatrzności, że to zdjęcia na papierze, bo razem z mężem mogliśmy oglądać komfortowo i równolegle. Dziś zdjęcia przerzuca się na ekran komputera, ich magia ucieka.  Chciałabym ponownie zobaczyć ten film i porównać moje uczucia z tamtymi sprzed lat🙂. A dziś pogoda wprawdzie nie andaluzyjska, ale wspaniale przywitała z samego rana pięknym słońce. To wyż, więc zimno, bo tylko 3 stopnie.  Dzielnie wybraliśmy kierunek Bałtyk, na bulwarze właściwie pusto, może to wczesna godzina? Morze pełne statków na redzie, jeszcze 3 żagle między nimi, prawdopodobnie ostatnie. Trasa codzienna, niezmiennie od lat, często zastanawiamy się, ile kilometrów nią zrobiliśmy.  Na obiad pomidorowa ze świeżych pomidorów, tez pewnie ostatnich, i ryż z warzywami. Na jutro już mam naleśniki z mięsem , na czwartek zrobię bitki schabowe w sosie pieczarkowym, na piątek będzie polędwica z dorsza. Ceny straszne, tak drogo nie było dawno.   Odebrałam w Empiku zamówioną książkę Henry Jamesa, przy okazji kupiłam przewodnik turystyczny po Portugalii "18 podróży życia" To zamiast planowanego wyjazdu do Lizbony, chociaż popatrzę sobie.

7 listopada 2021 , Komentarze (3)

Krupnik "nabrał" płynów, Zrobiła się  brejka, zabrała się zatem za gotowanie wywarów.  Dziś taki  jako baza do zup innych niż kremy. Wyszło na dwa razy, będzie pomidorowa i barszcz  ukraiński z fasolą. Ugotowałam go, ten wywar,   na skrzydełkach kurzych i na szyi indyczej. Z części warzyw i z mięsa zrobię farsz do naleśników.  A zupy uwielbiam, zawsze lubiłam i moja rodzina poszła w me ślady.  Moja mama robiła cudowną zupę grzybową z suszonych grzybów, moja teściowa z kolei wspaniałą ziemniaczankę. Często robię wywar warzywny, ale to bliżej lata, gdy warzywa są młode i takie pachnące. Jesienią i zimą nastawiam się na bardziej treściwe zupy, chociaż i wtedy czasem warzywny gości.  Moje jelita też kochają zupy, a gdy  ugotuje taką typu eintopf, tego dnia stanowi ona jedyne danie obiadowe.  Latem robię chłodniki,  zupy typu gazpacho. Dziś rozgęściłam ten krupnik wywarem i był ok.  Spacer mimo deszczu był, a właściwie galop , bo pokonaliśmy ponad 5 km w 45 minut.  Szło się przyjemnie mimo wiatru i lekkiego deszczu. Twarz złapała wilgoć i cera zrobiła się aksamitna. Gdynianie lubią chodzić, mijaliśmy więc sporo ludzi. Horyzont na linii Helu ciemniał deszczem i chmurami. Ta zapowiedź aktualnie zlewa ulice Gdyni, o czym szumią przejeżdżające samochody. Po drodze wspominaliśmy tegoroczne wyjazdy, co nas zafascynowało, zachwyciło. Ot, takie podsumowanie podróży. Wprawdzie czeka nas jeszcze jeden wyjazd, ale to w miejsce znane już prawie na pamięć.  Tam jednak jedziemy po innego rodzaju rozkosze. Poza tym niedziela spokojna, cicha. Znów herbata i świeczka stwarzają nastrój przytulności. Jutro muszę nabyć zapas herbaty,  bo lubię wybierać i zastanawiać się, którą dziś wypiję.  

6 listopada 2021 , Komentarze (3)

to tekst piosenki Beaty Kozidrak , z czasów, gdy jeszcze mogłam jej słuchać. I dziś rano, przed 7 szłam do Lidla. Tak  mnie naszło, żeby zakupy zrobić prawie o świcie. Jeszcze noc odchodziła, jeszcze chmury deszczowe granatowe wisiały nad miastem, a ja już aktywna byłam. Powód też był ważny, bo na 10:40 mieliśmy bilety do kina, a po kinie wołałam do domu.  Film "Wszystkie nasze strachy", to główna nagroda tegorocznego festiwalu w Gdyni.  Dawid Ogrodnik pokazał, że jest świetnym aktorem, Andrzej Chyra grał siebie, czyli aroganckiego faceta. Film smutny, bo o LGBT na wsi, o stosunku tamtejszych ludzi do innych. Ich strachy przed stygmatyzmem po prostu powalają, płakać się chce, gdy ksiądz nie podaje komunii głównemu bohaterowi. Ostatnio w RMF Classic slyszałam słowa reżysera ze spotkania w Krakowie. Całkiem słusznie może się obawiać, że film  stanie sie półkownikiem. Samotność tych ludzi jest przeogromna, ich  życie z reguły puste i pozbawione bliskich. A przecież to kwestia genów, każdy może mieć w rodzinie takiego "innego", czy należy się go wyprzeć?  Film polecam, uprzedzam, że to nie jest rozrywka.  Dziś na obiad krupnik i reszta pieczonej karkówki, która miała być do chleba, ale nie zjedliśmy. Do tego kopytka i buraczki. Zjadliwe, chociaż lekko za tłuste. Na jutro perliczka będzie, oczywiście pieczona.  Skończyłam Chmielarza "Dług honorowy" narazie mam dosyć kryminałów. Czas na coś babskiego, lekkiego i przyjemnego.  Za oknem dziś pogoda zachęcająca do herbaty, świeczki i koca.  Podobno i na 11 listopada taka ma być. A my z mężem znów Ciechocinek odwiedzimy  od 21 listopada . Wykupiłam znów pakiet pobytowy , z zabiegami, ze zniżką15%.  To  w ramach prezentu urodzinowego dla męża. W ramach prezentów zamówiłam w Empiku książkę "Godziny włoskie" Henry Jamesa.  Czekam z niecierpliwością na nią, bo opowiada o krainie moich marzeń. 

4 listopada 2021 , Komentarze (10)

jak u Saffa. Zaczął się prawdziwy listopad.  Od kilku dni chodziła za mną ochota na namalowanie czegoś, a konkretnie drzewa jesiennego. Napatrzyłam się ostatnio na nie , zachwyciłam kolorami , no i popełniłam.  Od syna dostałam na  Boże Narodzenie  paletę farb, kredek i innych przydasiów do malowania. Dziś kupiłam blok, małe podobrazie ( na później)  i zabrałam się z werwą do  pracy. Drzewo kolorystycznie ładne, wybrałam formę nanoszenia drobnych plam , w podstawówce dostałabym za ten obrazek z pewnością dobry stopień.😁 Lepiej poszło mi z gałązką berberysu, może dlatego, że kolorów było mniej. zaznaczałam gałązki cieniutkim pędzelkiem, nawet elegancko wyszło.  Znalazłam sobie  kolejne zajęcie na dłuuugie zimowe wieczory.  A przecież nie o to chodzi, aby konkurować z Monetem, ale aby malować, prawda?  Nie mam zacięcia zostania artystką, nie będę obdarowywać bliskich moimi  wykonaniami, więc  jest ok. Robię to dla siebie. 🤪.  Deszcz tłucze w szyby, wzmaga się wiatr, na Bałtyku sztorm. To jeszcze nie  katastrofa, ale przyjemnie nie jest.  Dziś tylko zakupy,  raczej niewielkie. Ugotowałam krupnik, kupiłam blaty do pizzy i byłoby dobrze, gdybym nie "zatraciła się " w malowaniu. Pizza się lekko spaliła, przy czym "lekko" to określenie delikatne. No cóż, artyści tak mają!!! Przez ten świąteczny poniedziałek tydzień się skrócił, jutro już piątek. Nabyłam dziś probiotyk, bo coś ostatnio pobolewa mnie brzuch, przyczyna nieznana, ale chcę wzmocnić jelita. Zakupy w Biedronce pokazały stan inflacji. Jest niedobrze, a będzie gorzej. Przeżyłam już takie czasy późnego Gierka, gdy pieniądz nie znaczył nic. Jaka szkoda, że nasz naród cały czas zmuszany jest do życia w ciekawych czasach. 

3 listopada 2021 , Komentarze (6)

Pojechaliśmy reklamować toster, udało się . Przy okazji drobne zakupy , bo już kuszą świąteczne cudeńka. Nabyłam bieżnik ciemnozielony, tropem moich przemyśleń , jak ozdobić świąteczny stół.  Na tej zieleni pięknie będzie się prezentować biała porcelana. Kupiłam kartki świąteczne, aby tradycji pisania stało się za dość, oraz fajny komin ciepły  w kolorze ecru. A po zakupach pojechaliśmy do Mechelinek, wioski nad Zatoka Pucką . To taka światowa wioska, z restauracjami, ładnymi domkami letnimi i z pięknym molo. Pogoda dopisała, dziś podobno była przerwa z listopadowej szarudze. Bufet domowy ogarnięty, bo żarełka po święcie mam jeszcze sporo. Ale dziś zrobiłam sobie dzień lightowy, bez mięsa, bez ciasta, bez trzeciej, całkiem spokojnej kawy. Za to znów buszowałam w bibliotece , i mam nowego Chmielarza. Ostatnio lubię kryminały., szczególnie polskie.  Nudzą mnie książki o niczym, pisane dla podobieństwa tysięcy innych. Dziś oddałam 2 tomy ledwo zaczęte, strata czasu. Gdy nie porywa od razu, nie zachwyci dalej.  Mąż pilnie śledzi przeglądarkę  sanatoryjna, wygląda na to, że styczeń będzie nasz. W sumie nie sprawia mi to różnicy. Jesteśmy na emeryturze, co za różnica  kiedy pojedziemy?  Latem będziemy mogli zrealizować swoje plany.   Zerkam na repertuar kinowy, trzeba coś wybrać, bo tv odpada. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.