Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 331373
Komentarzy: 7026
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 11 maja 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 70 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

6 listopada 2018 , Komentarze (11)

Mam ochotę  na aktywność  i jestem aktywna. Dziś gimnastyka pokazała , że to najwyższy czas na podjęcie wyzwania. Ciężko mi było, dawno nie ćwiczyłam i teraz wiem, że to był błąd. Jak to dobrze, że jutro także będzie ruch. Na śniadanie  twaróg, pomidor, powidła i trochę czerstwego pieczywa. Po zajęciach ruchowych pojechaliśmy do rodziców ( zupa pomidorowa i naleśniki), tam mąż zabrał się za mycie okien, potem odkurzał, ja karmiłam i sprzątałam. Rozmowy  toczyły się wokół konieczności pomocy ze strony pielęgniarki środowiskowej. I tym razem ojciec obiecał , że kogoś zamówi. Oby, oby, to moje marzenie. A potem, gdy pogoda nadal dopisywała i złociła niebo oraz  oświetlała cudnie drzewa, pojechaliśmy  do Rewy, zobaczyć Zatokę Gdańską z innej strony.  Pięknie było, woda spokojna , pełna szykujących się do snu ptaków. Światło lekko różowe, taki pudrowy róż, co wyglądało bajkowo. Rewa rozrosła się, więcej hoteli, knajpek,  wyremontowane ścieżki,  i to nie wirtualnie. Zjedliśmy właśnie w Rewie  pyszną zupę z białych warzyw z łososiem, halibuta i flądrę + kiszona kapustę. To był dobry dzień.

5 listopada 2018 , Komentarze (4)

Dziś nadal  niezbyt ciekawa pogoda, ale nie było siedzenia w domu.  Rano pedicure, przy okazji w salonie obok przycięłam włosy przy uszach . Mężowi znów odwołano zajęcia, poszliśmy zatem na spacer, nie na basem. Wyszło  6,5 km i 10.360 kroków, całkiem nieźle.  Na śniadanie kasza jaglana z jabłkiem i malinami. II śniadanie to pół bułki grahamki z pieczonym schabem , własnym, z serem i pomidorami.  Na obiad zapiekanka warzywna z resztkami z gęsi + wczorajsza kasza mieszana ( bulgur, pęczak, zielona soczewica). Do tej pory bez słodyczy i oby tak zostało. O, przepraszam, kostka gorzkiej czekolady.  A z reszty dom wyczyszczony i tak będzie chyba dobrze.  Wypiłam wczoraj na noc szklankę wody z pastylką witaminy C 1000. Czy to był powód braku snu?  Wczoraj Polacy znów dumnie stanęli na wysokości zadania. Cieszę się, bo  wizytowanie Krakowa  pod władzą pana Majchrowskiego będzie nadal przyjemne.  W Gdańsku , jak w całym Trójmieście, bez zmian. Młody Płażyński , syn sędzi  , chciał walczyć z kastą, sam prawnikiem będąc. To takie niejednoznaczne i demagogiczne.  Z innej beczki, piję sporo, szczególnie herbaty zielonej, z różnymi dodatkami.  To takie niesprawiedliwe, że mąż może zjeść co chce , bez konsekwencji   wagowych, zdrowotnych, żadnych. 

4 listopada 2018 , Komentarze (3)

Dziś pojechaliśmy SKM do Sopot- Wyścigi , i stamtąd piechotą, nad morzem, doszliśmy do Brzeźna . Pogoda miała być słoneczna, wyszło jak zawsze, ale nie padało i nie wiało.  Po drodze wiele fajnych domów, przedwojennych, nowoczesnych. Wolę te starsze.Mają duszę, piękną architekturę no i swoją historię. Polacy wybrali  spacer nad morzem, korzystając z rolek,  rowerów, kijków i stóp. Przy molo w Brzeźnie  zjedliśmy pyszna zupę z dyni i wypiliśmy kawę. Przechadzka po molo, oglądanie kapiących się morsów i czas na powrót. Wracaliśmy przez Przymorze, koło krótszego falowca - kto wymyślił ten koszmar , powinien wylądować w piekle i to bezwarunkowo.  Do domu wróciliśmy po 4 godzinach, po  pokonaniu 9,68 km i  wykonaniu 15.645 kroków.  Na obiad mąż dojadł schab w sosie katalońskim, ja zjadłam zapowiedzianą kaszę z warzywami. Ach, jakie to było dobre!:DMoje postanowienia listopadowe zaczęłam całkiem dobrze. Jutro mam pedicure, potem pójdziemy na basen.  We wtorek gimnastyka i  wizyta u rodziców. Mam nadzieję , że tym razem uda się posprzątać. W środę latino solo i angielski, we czwartek dzień dobroci dla ciała, bo zamówiłam sobie masaż balijski. Syn doleciał szczęśliwie do Irlandii, spędzi tam kilka dni służbowo.  Przyznał, że ma dosyć już tych wyjazdów, boś po prostu męczące. Ale kiedyś będzie wspominał je  z nostalgią. 

3 listopada 2018 , Komentarze (6)

Miało być mycie okien u rodziców, ale mama oprotestowała  pomysł. Mąż zabrał się zatem za nasze okna. I w ten sposób mam umyte wszystkie. Wypogodziło się po porannych mgłach , poszliśmy na spacer , złapać trochę słońca. Przyjemny marsz, wyszło ponad 5 km i ponad 7000 kroków.  Ludzi sporo, wyraźnie  dopisali przyjezdni. Na obiad reszta gęsi, bardzo, bardzo dobre mięso. Święta mają to do siebie, że potem resztki trzeba zjeść. Ale na jutro chcę przygotować dla siebie kaszę z warzywami pieczonymi. Wracamy do prawidłowych nawyków, proszę państwa! Porzucam słodycze, mam nadzieję, że na długo, ograniczam pieczywo, Więcej ruchu ( basen czas zacząć), więcej uśmiechu i optymizmu. To powinno pomóc , a może uda się coś zrzucić ?;)

2 listopada 2018 , Komentarze (5)

 bez sukcesów. Dużo było stresu, słodyczy, marazmu i kilka "niechciejów". Ale jestem, trwam i kolejny raz trzeba ssie podnieść. Dziś  lightowy dzień, chociaż święto.  Piękna pogoda do południa , było zatem pranie, spacer, odwiedziny w bibliotece. Potem pojechałam do rodziców, nakarmiłam mamę pod nieobecność ojca, zostawiłam coś tam w lodówce, chwilkę porozmawiałam. Ojciec przyszedł, pokorny, ugodowy, ja byłam bardzo ostrożna. I to tyle na temat.  Goście wczoraj dopisali, było wesoło, smacznie i dosyć długo.  Tort wyszedł doskonale, a gęś była zachwytem. Odszukałam  borówki zebrane 2 lata temu w lesie i zaprawione, do mięsa pasowały znakomicie.  Na degustowanie nalewek umówieni jesteśmy osobno.  Listopad zapowiada się ciekawie pogodowo. I niech tak trwa jak najdłużej.

31 października 2018 , Komentarze (1)

Z samego rana zakupy, te jeszcze potrzebne do obiadu świątecznego i pozostałych poczęstunków.  Po owoce miękkie  musiałam iść do Lidla, bo w takim  "normalnym" warzywniaku  ceny oszałamiające.  Udało się kupić maliny, akurat do bezowego tortu. Pogoda odpowiednia  na spacer, chociaż wiaterek  wcale nie ciepły. Ale za to kolor nieba, klękajcie narody. Prawdziwy błękit, nie zmącony chmurką . Dziś obiad szykuje syn, mogłam się zająć pozostałymi czynnościami. Sałatki zrobione, gęś piecze się  od jakiegoś czasu, pranie i prasowanie także za mną.  Były już odwiedziny dzieciaków z podwórka , słodycze rozdane , chętnie brały, bo nie każde drzwi się otwierały. Na obiad był łosoś , panicz starał się, tylko zmywanie pozostawił, jak to facet ( z wyjątkiem mojego męża). Tort zrobię jutro, po porannej wizycie na cmentarzu. To tylko kwestia ukręcenia kremu, przełożenia i już. Wczoraj i dziś obiad był dla mnie za tłusty, wczoraj odczułam to żołądkowo, wspomagając się medykamentami.  Przyzwyczaiłam się do mojej kuchni i organizm reaguje.

30 października 2018 , Komentarze (6)

spektakularna . Wczoraj kompletny dół, dziś cudowna złota jesień. Nawet pranie wywiesiłam na balkon i schnie !:D Tak lubię. Od rana kręcimy się oboje. Mąż pojechał na cmentarz, ja zmieniłam pościel, przygotowałam ostatnimi ruchami pokój syna i zabrałam się za gotowanie.  Sos hiszpański wyszedł mi znakomicie, co cieszy. Szukałam jego nazwy wśród sosów hiszpańskich, ale to chyba taka odmiana pn"  Katalonia według mnie" . Jest smaczny, to najważniejsze.  Syn już w domu, po drobnej przekąsce wyszedł przywitać się z miastem.  Późnym popołudniem pójdziemy w trójkę coś zjeść. A wczoraj w TVN chwalona była Łódź i jej atrakcje. Ponieważ ostatnio odwiedziliśmy to miasto, polecam  , bo naprawdę warto. Wpadł pan od remontów, aby pod listwy dekoracyjne wstrzyknąć anty grzyba . Wprawdzie teraz jedzie chlorem, ale wole to, niż stęchliznę. A jutro będę robić bezy z kremem ajerkoniakowym, ozdobie truskawkami i borówkami.  I co szczuplaki, nie chciałybyście spróbować?;)

29 października 2018 , Komentarze (7)

W nocy było zimno, ale okno otwarte, bo inaczej się duszę. Obudził mnie stukot deszczu o parapet i przeszła ta błoga myśl, że nie muszę wstawać.  Cały dzień jest ponuro, pada, wieje i jest sztorm. Wyszłam tylko po produkty do rosołu, po owoce i pomidory. Dziś na obiad były kołduny w rosole. Potem zrobiłam galaretkę  z kurczaka, a resztę rosołu zje synek , bo jutro już będzie  Miał być basen, ale nie dogadaliśmy sprawy z mężem, który zabrał się za odkurzanie. Nie będę chłopu przerywać, gdy tak gorliwie  przystąpił do pracy! Zabrałam się za prasowanie serwet i obrusów , za ozdabianie domu. Po obiedzie oboje wyszliśmy na chwilkę, kupić świece ( uwielbiam światło świec, gdy taka pogoda), jakieś cukierki dla dzieciaków sąsiadów, gdy w ramach Halloween będą pukać do drzwi. Zawsze rozśmieszają mnie , gdy z takim napięciem czekają na dary!. W tym roku postawiłam na cukierki fistaszkowe i na raczki. To smaki mojego dzieciństwa. Wagi nie znam, bo zapomniałam się zważyć  Nie spodziewam sie jednak cudów, tak mam i już.

28 października 2018 , Komentarze (3)

zamykam zatem "okienko pt. moja rodzina".  :|

Dziś pogoda tak nieprzewidywalna, że trudno zaplanować cokolwiek. Co chwilkę pada, wieje dosyć silny wiatr i niestety jest chłodno. Tu na północy mamy wiatry, ale jesteśmy uwolnienie od smogu i chwała za to naturze!.  W nocy znów komar  nie pozwolił mi spać. Co chwilka bzykanie  nad uchem, a rano stwierdziłam, że ta cholera ugryzła mnie  w powiekę! Muszę koniecznie zrobić polowanie.  Znalazłam sposób na niejedzenie pieczywa : wystarczy kupić  w supermarkecie pieczywo masowe, wyglądające średnio, a na drugi dzień sam wygląd i konsystencja odrzucą. Wczoraj wybraliśmy takie rozwiązanie, dziś tak mamy, trudno. Niedziela w domu to u mnie przede wszystkim muzyka z płyt, lektura, jakieś domowe układanki typu  nowe zdjęcia na ścianę, przestawianie ozdób. Jesień to także pora "odnowienia" kontaktów towarzyskich, bo latem ludzie rozjeżdżają się, mają swoje plany . Muszę pomyśleć o tej "parapetówce" po remoncie, będzie przyjemnie sie spotkać. ;)

27 października 2018 , Komentarze (16)

może to pozwoli mi nie myśleć o dniu wczorajszym. Spałam źle, ale tego się spodziewałam. Po śniadaniu rozpoczęliśmy weekend Polaka, czyli zakupy w galerii. Tylko spożywcze, z myślą o zbliżającej się wizycie krewnych.  Mam z głowy szukani  w ostatnich dniach potrzebnych produktów. Przy okazji  wykupiłam promocyjne produkty w jednej z sieci kosmetycznych, i tu mam zapas na jakiś czas. Rano waga była bardzo łaskawa, to także rezultat picia  zielonej herbaty, tak myślę.  A obudziło mnie bzykanie komara nad uchem! Jakiś zawieruszony u nas?  Na obiad łosoś, który miał być wczoraj,  zupa jarzynowa, mix sałat z winegretem, pycha! Mąż przygotował stare albumy ze zdjęciami, obejrzymy je 1 listopada, bo sporo osób odeszło.  Wracając do komentarzy dot. wczorajszego wpisu, za mąż wyszłam mając 22 lata,  gdy byłam po I roku studiów. Dalsze lata nauki, i podnoszenie kwalifikacji to czas utrzymywania mnie przez męża, moja praca zawodowa . Brat ożenił się  gdy miał 23 lata, czyli oboje szybko opuściliśmy dom rodzinny. A gdy pracował jako uczeń  w warsztatach szkolnych, ojciec kazał mu dokładać się do utrzymania. Gdy braliśmy z mężem ślub kościelny, ojciec  nie przyszedł, bo to dla niego był cyrk. Ani razu nie był z moim synem na spacerze, mama była  może 2 razy. Syn nie lubił bywać u dziadków, nawet nasz pies bardzo przeżywał taki pobyt, nieraz konieczny. Na 50 urodzinach męża ojciec obraził się, bo posadziłam go nie tam, gdzie on chciał, i po prostu wyszedł. Gdy syn powiadomił dziadków, że będzie robił doktorat, ojciec z pretensją zapytał, czy on sobie zdaje sprawę, ile to kosztuje i jak długo ma zamiar być na naszym utrzymaniu. Mina naszego dziecka  nie do zapomnienia. Gdy mój bratanek rozwodził się po 2 latach małżeństwa, ojciec kazał mi ( dosłownie) iść do sądu i opowiedzieć o tym, jaki to bratanek był wspaniały . Na moją odmowę , brak zgody bratanka i tłumaczenie, że nie tak się takie sprawy załatwia usłyszałam, że nigdy nikomu nie pomogłam, a poza tym jestem byle jakim prawnikiem i on się dziwi , że chcą ze mną pracować. Czy jeszcze mam wymieniać? Czy to wystarczy, abym już nie była namawiana do  puszczenia w niepamięć  ostatnich słów? I to nie zawziętość przemawia przeze mnie, ale smutek i bezsilność. A także rozsądek, że jeszcze trochę i  naprawdę się rozsypię.  W ramach podnoszenia nastroju, jutro rano może basen? Tak przed śniadaniem, o 7 rano.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.