Wczoraj na zumbie rozćwiczyłam moje okrutne zakwasy. Ale musiałam wziąć wcześniej ibuprom, bo bym nie zniosła bólu ud. Poza tym przyplątało się jakieś przeziębienie, ból głowy i ogólne rozbicie, więc tabletka pomogła to przetrwać. Na wieczór polopiryna i jestem jak nowo narodzona :) Dziś już mięśnie nie bolą, tylko je "czuję". Tak, to dziwne, bo wcześniej mi się nie zdarzało czuć własnych mięśni, były tak rozleniwione. Teraz odczuwam te na plecach, pośladkach, ramionach i to jest świetne. Czuję energię w każdym centymetrze ciała, a jednocześnie lekkie zmęczenie.
Dzisiaj mam dzień odpoczynku od treningu, choć ciągnie mnie do ćwiczeń bardzo. Ale wiem, że mięśnie muszą się trochę zregenerować, nie mogę ich zajechać, bo są zbyt cenne.
Jeśli chodzi o pomiary, to na razie sobie odpuszczam, ale boczki już zleciały i brzuch się lekko wciągnął. Jestem zadowolona.
Żarełko planowane na dziś:
- kawa mleko (już nie muszę słodzić nawet ksylitolem :) )
- kefir 500ml (sprawdziłam - ma 250 kal.)
- ogórki, rzodkiewki, hummus ok 50 g, tuńczyk Calvo 80g w sosie własnym
- obiad - ryż biały, devolay z piersi z masełkiem, surówka z kalarepy i jogurtu
- gruszka
- placuszek z cukinii, rzodkiewka, kulka mocarelli
- kawa z mlekiem