Z urlopu wróciłam już w zeszłym tygodniu, ale potrzebowałam nieco czasu, żeby się "pozbierać".
Pobyt na Krecie był bardzo udany pod względem wypoczynku i zwiedzania. Poniżej zdjęcie naszego bungalowu i widoków z niego.
Specjalnie dopłaciłam nieco, żeby mieć bungalow, ale było warto. Do głównego budynku z restauracją miałyśmy jakieś 50 kroków, do głównego basenu może 30 kroków i do plaży jakieś 100 kroków. A żeby zobaczyć piękne widoki, wystarczyło otworzyć frontowe drzwi, przed którymi pod palmami stały nasze leżaki. Jednocześnie nasza kwatera leżała nieco poniżej głównego budynku i basenu, więc hałas wogóle do nas nie docierał, a rozległe ogrody zapewniały możliwość spacerów.
Oczywiście nie wytrzymałyśmy zbyt długo w jednym miejscu i odwiedziłyśmy pobliskie miasteczko Panormo (malutkie, ale bardzo z bardzo malowniczą starówką) i trzecie co do wielkości na Krecie miasto Rethymno (nie moje klimaty, zbyt zatłoczone i za głośne).
Wynajęłyśmy też samochód na 3 dni pojechałyśmy zwiedzać nieco dalsze zakątki. Byłyśmy w wąwozie Imbros. Siedmiokilometrowa trasa zajęła nam 2,5 godziny. Całe szczęście, że schodziłyśmy w dół, a Grecy bylli na tyle operatywni, że mieli bardzo dobrze zorganizowany transport go góry, bo upał był straszny. Poniżej nasze najciekawsze fotki z tej trasy.
Mimo, że miałyśmy all inclusive, zdecydowałyśmy się podczas samochodowych podróży jeść lunch w miejscowych tawernach, żeby spróbować "prawdziwego greckiego jedzenia". Więc po powrocie na górę wąwozu zjadłyśmy pyszny lunch serwowany przez bardzo miłą polską kelnerkę, która miesza tam już 10 lat. Naszych rodaków można znaleźć wszędzie....
W drodze to hotelu zahaczyłyśmy jeszcze o jezioro Kournas, gdzie można zobaczyć żółwie słodkowodne. Nam się niestety nie udało, ale za to miałam dodatkowe ćwiczenia na rowerku wodnym. Chyba tylko spacerom z Azą i domowemu rowerkowi zawdzięczam fakt, że nie miałam żadnych zakwasów po tym dniu.
Następny dzień miał być bardziej relaksacyjny i pojechałyśmy na plażę Elafonissi. Droga była straszna - górska, wąska, kręta, w większości bez barierek. Ale warto było. Tym razem wkleję zdjęcie z Google, bo nasze w zupełności nie oddają piękna tego miejsca.
W drodze powrotnej następna grecka tawerna - tym razem tylko ja byłam zadowolona z jedzenia (kalamary), Mama i Szczęście nie były zachwycone ze swojego wyboru (musaka).
Ostatni dzień wynajmu samochodu postanowiłyśmy spędzić w najbliższej okolicy naszego hotelu. Zwiedziłyśmy kilka małych miasteczek, m.in. urocze Margarites, gdzie kupiłyśmy kilka sztuk miejscowej porcelany (można było obserwować rzemieślników przy pracy na zapleczu sklepików) i degustowałyśmy miejscowe alkohole (cztery butelki najsmaczniejszych trunków czekają w barku na na słotny dzień, kiedy zatęsknimy za Kretą).
Następnie zwiedziłyśmy grotę Melidoni, która zrobiła na nas olbrzymie wrażenie. Jest to nie tylko wspaniałe dzieło natury, ale też miejsce pamięci narodowej (prawie 300 Kreteńczyków zostało tam zamordowanych przez Turków w XIX wieku).
I znowu bardzo smaczny lunch w Panormo.
Również jedzenie w hotelu było przepyszne, co niestety miało jeden negatywny skutek +2,6kg po przylocie do domu .
Na razie straciłam z tego tylko 0,5kg, ale o tym to już w następnym spisie, żeby sobie już nie psuć humoru.....
Miłego wieczora. Magda.