Dzisiaj postanowiłam po długiej przerwie porozmawiać z wagą... To nie była miło rozmowa, ale przynajmniej podziałała jak "kop w tyłek" (oby!).
Podsumowując:
waga - 61,5 kg
talia - 72cm
biodra - 97cm
udo - 59cm
No i walkę czas zacząć!
Dzisiaj wracając z pracy weszłam na szóste piętro po schodach (o dziwo lekka zadyszka spotkała mnie dopiero przy czwartym - jupi!). Na obiad zrobiłam a'la risotto i zrezygnowałam z sera, który zawsze do niego dodaje i co najważniejsze- porcja! Niewielka porcja, taka aby nie być głodną, bez opychania. W między czasie małe ćwiczonko, po którym się zdyszałam i chyba będę mieć zakwasy (a wyglądało tak niewinnie).
Dwie serie przysiadów z rękami przed sobą (15), przysiadów z rękami za głową (15), brzuszków typu łokieć-kolano (20), skręty tułowia w siadzie z butelką 1,5l (20), unoszenie w linii prostej (podparcie na łokciach i stanie na palcach na pudełku po butach ) (10s.)
Szczerze? Myślałam, że to unoszenie to będzie śmiesznie prosta rzecz i od razu przejdę do "kolejnego lvl" ze schodzeniem, ale ledwie dałam radę odpowiedni czas wytrzymać w jednej pozycji
No to pierwsze koty za płoty jak to mówią. Znalazłam sposób na motywację- odkopałam płyty Fall Out Boy- genialna muzyka, która dodaje energii i chęci aby skakać, tańczyć i śpiewać
Oby tylko utrzymać to jak najdłużej!
Buziaki!