Już umyślałam ze żadne słowa nie sa w stanie mnie ruszyć, wydawało mi sie ze jestem już na takim etapie ze żadna krytyka mnie nie złamie. Ostatnie miesiące bardzo mnie "wzmocniły "wewnętrznie, a jednak wczoraj jedno zdanie bardzo bliskiej mi osoby bardzo mnie zabolało. Na tyle ze zepsuły mi nastrój na cały wieczór i noc, śniły mi sie takie koszmary, ze teraz jestem nieprzytomna. Jest bardzo dobra strona tego wszystkiego wcale nie chce mi sie słodkiego, kiedyś bym juz siedziała i opychał sie czym popadnie, dziś mnie to kompletnie nie kręci, na serio w niczym to nie pomaga, słowa padły i nic ich nie cofnie. Smutno mi i to bardzo. Wiem jak wyglądam, na serio nie trzeba mi tego na każdym kroku przypominać, mam lustro w domu i wiem jaki rozmiar ubrań noszę, wiem ile ważę., wiem ze mam nadwagę i wiem jak kiedyś wyglądałam. Byłam bardzo atrakcyjna, miał wielkie powodzenie, wiecznie na głodówkach, dietach cud, które mi mózg wypalały, pozbawiały ludzkiej godności, wpędziły w obsesje idealnego wyglądu... ja wtedy nie żyłam ja wegetował.. byłam kłębkiem nerwów. Tego nikt nie pamięta nikt poza mna i moja mamą która nie mogła patrzeć jak sie wykańczam...
Nie pozwolę by te słowa podcięły mi skrzydła, ale jest mi bardzo smutno...