Wcześniej, gdy jeszcze nie zabrałam się za poważną walkę z moją NADWAGĄ znajdowałam milion mądrych chudych ludzi, którzy mi radzili. Strasznie wkurzały mnie rady "Metoda Mniej Żreć jest najlepsza i tyle! Zero ćwiczeń!". Nie wiem czy pastwienie się nad osobą, która je około 1000 czyli jakieś 2,5 raza mniej niż wcześniej jest dla kogoś przyjemnością. Sama przekonałam się, że samo jedzenie mniej nie pomoże w odchudzaniu. Sięgnęłam po to co każdy chwalił i opowiadał cuda. SKALPEL.
Na początku po unoszeniu nóg było mi słabo, miałam zawroty głowy i kołatanie serca. Często gdy ukucnęłam do ćwiczenia już zgięłam kolana lądowałam na pupie, bo nie miałam siły podnieść zadka. Po pierwszych 10 minutach pot zalewał mi twarz a mięśnie się trzęsły.
Dopiero za 4 razem zrobiłam prawie cały trening ( omijam tylko jedno ćwiczenie: leżenie na plecach, noga ugięta w kolanie a drugą nogę wyprostowaną unosimy).
Nie robię całej Ewki bo miałam już parę razy operację kolan, ale reszta jak najbardziej mnie obowiązuje.
Po miesiącu mam - 4kg i kilkanaście centymetrów.
Teraz wiem, ze trzeba znaleźć własny sposób na sukces i NAJWAŻNIEJSZE:
ZNAJDŹ COŚ CO DAJESZ RADĘ ROBIĆ! NIE PATRZ NA TO, ZE INNY ĆWICZĄ PO 2H A TY 30 MINUT. ĆWICZ NIE WAŻNE ILE. ZWIĘKSZAJ ILOŚĆ MINUT CZY INTENSYWNOŚĆ ĆWICZEŃ
Czy wy też czułyście skalpel w każdym włóknie mieśnia i każdej komórce skóry? CZy też jesteście zlane potem i nie macie siły oddychać?