Piszę dopiero dzisiaj, ponieważ w środę przyjechał mój chłopak i nie chciałam się zdradzać z moim pamiętnikiem na Vitalii :)
Muszę powiedzieć, że w środę, kiedy wybraliśmy się na zakupy (coś jeść trzeba:P) to było mi ciężko. Czułam się naprawdę podle, myśli kręciły się wokół jedzenia, którego obiecałam sobie, że nie tknę. Byłam naprawdę sfrustrowana, sama nie wiem czemu, chyba obecność mojego chłopaka tak na mnie wpływała. On też się odchudza, tyle, że jego styl żywienia nie zdobył mojego uznania. Najzwyczajniej w świecie się głodzi, na śniadanie jedząc 4 łyżki owsianki na chudym mleku (niewiele w maleńkiej miseczce), kiedy ja jem cały talerz.
Mimo tego, że mi głupio ile zjadam w stosunku do niego, to obiecałam sobie, że będę trwać przy swoim - uważam, że śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia, a zjedzenie ok 50 g płatków owsianych ugotowanych w jakiś 300 ml mleka 1,5% tłuszczu z łyżką miodu i łyżką rodzynek to całkiem rozsądna porcja.
Wracając do środy, po powrocie z zakupów na późny obiad, a właściwie obiado-kolację zjedliśmy po niecałej połowie woreczka kaszy gryczanej i połowie porcji warzyw z patelni (popularna w Biedronce mieszanka grecka). Nie smakowało mi to, poza tym, nie był to do końca obiad po mojemu. To jeszcze bardziej mnie sfrustrowało i pogorszyło mój nastrój. Jedyną rzeczą z której się cieszę to to, że zrobiłam sobie przerwę od Skalpela Chodakowskiej żeby "wyleczyć" męczące zakwasy a w zamian za to wybrałam się na spacer po lesie. Szybki marsz, prędkość pomiędzy 6 a 7,5 km/h i 3,87 km zrobione w 42 minuty :). Włączyłam sobie na czas spaceru Endomondo żeby zobaczyć jaką odległość przeszłam i z jaką prędkością zapierniczałam :) Postanowiłam, że w ten sposób, to znaczy zaczynając od co raz szybszych marszy (marszów? sama nie wiem) chcę przygotować się do biegania :) Kondycję mam słabą, więc myślę, że w ten sposób powoli ją poprawię :P
Następnego dnia zjedliśmy ponownie owsiankę, w takich samych porcjach jak poprzedniego dnia :) na drugie śniadanie zjadłam 3 kromki pieczywa pomidorowego Sante (podobno 19 kcal ma jedna kromka - swoją drogą cienka jak cholera :P) z serkiem kanapkowym - naprawdę nie dużo, tyle o ile, dla smaku i pomidorem :)
Na obiad przygotowaliśmy kapuśniak z Thermomixa. Ktoś ma to urządzonko? Jeśli tak i robiliście ten kapuśniak to wiecie, że jest naprawdę MEGA pyszny :P. Wracając do tematu: zrobiliśmy ten kapuśniak, nałożyłam sobie cały talerz. Jedliśmy go późno, więc byłam bardzo głodna, bolała mnie głowa, miałam stan podgorączkowy i w ogóle humor był niefajny. Ok, zjadłam go, ale czułam niedosyt. Po niedługim czasie zrobiłam sobie dwie kanapki z normalnym ciemnym chlebem, odrobiną serka na kanapki i pomidorem. Uznałam, że to będzie moje drugie danie.
Później wieczorem, tuż przed snem, zrobiłam coś mega mega głupiego i bardzo mi za to wstyd. Po obiedzie nie jadłam już nic więcej, ale przed snem zjadłam Twixa. I to nie dlatego, że go lubię. Tylko dlatego, że miałam tak ogromną potrzebę na coś słodkiego i niezdrowego, że zjadłam tego batona po kryjomu. Nigdy się tak nie czułam, dałam ciała po całości. Niby nie stała się wielka tragedia, ale jednak powodu do radości nie ma.
Zdarzyło się komuś coś w tym stylu? Zdaję sobie sprawę, że początki są trudne, a że ja mam słabą wolę to jest mi 2x ciężej. Szczerze się postaram, żeby więcej się to nie powtórzyło.
Mój chłopak może nie ma takiej trudności, bo apetyt na cukry zaspokaja słodką Colą Zero. Radził mi, żebym w ten sposób oszukiwała organizm, ale ja nie potrafię. No i nie chcę. Cola Zero jest bardzo niezdrowa, same sztuczne słodziki. Racja, jest słodka, ale przez tą chemię jest też gorzkawa, a to mnie odrzuca. Fu. Poza tym, obiecałam sobie, że będę pić tylko wodę i herbatę. Całe szczęście nie mam z tym postanowieniem żadnego problemu, bo wodę lubię i piję z przyjemnością :)
Dzisiejszy dzień jeszcze trwa, więc nic o nim nie napiszę. Jak to mówią - nie będę chwaliła dnia przed zachodem słońca :)