Witajcie Perełki :*
Zrobiłam sobie podsumowanie i stwierdziłam, że jestem tutaj już od 6 lat. W ciągu pierwszego roku udało mi się zrzucić 6 kg i byłam zachwycona. Ważyłam wtedy kiedy zaczynałam 72 kg i wydawało mi się, że wyglądam jak wieloryb. Cóż... Po tych 5 latach ważę 76 kg i naprawdę wyglądam źle. Nie chodzi tylko o wielkość która mnie przeraża ale stan skóry, cellulit i rozstępy które pojawiły się znikąd i w dodatku od razu białe doprowadzają mnie do szału.
Próbowałam to zaakceptować - nie umiałam. Próbowałam coś z tym zrobić - nie umiem. Mam wrażenie, że siedzę w jakimś dole już od dłuższego czasu i nie mogę się z niego wygrzebać. Motywacja niby jest ale bardzo ulotna.
Cokolwiek bym rano nie zjadła to czuję się bo zjedzenie tego jak napompowany balon.Gdzie to uczucie lekkości które kiedyś towarzyszyło mi na co dzień? Czuję się strasznie źle i wiem że pewnie w oczach innych przesadzam bo są ludzie dla których 76 kg to marzenie ale nic nie poradzę na to że neurotyczna ze mnie dusza i teraz wiem, jestem tego świadoma, dojrzałam do tego, że po prostu mam do siebie obrzydzenie. To słowo idealnie opisuje mój stosunek do siebie samej. Pomóżcie proszę mi się jakoś zmotywować... Bardzo tego potrzebuję :(
Co u mnie z rzeczy prywatnych? Jestem w związku, całkiem szczęśliwym. W przyszłym roku jak dobrze pójdzie to oficjalnie będę już położną i odbiorę prawo wykonywania zawodu. Studiowania mam już dość, chciałabym pójść już do pracy. Mam teraz praktyki uczelniane do końca stycznia, a do końca maja muszę dodatkowo wyrobić 440 godzin praktyk wakacyjnych (tak, wakacyjnych ale że studia kończę w lipcu to muszę je wyrobić do końca maja). A że w drugim semestrze mam zajęcia od 8 do 20 to tak naprawdę muszę je zrobić w pierwszym semestrze. Wniosek? Schodząc z dyżuru nocnego, będę iść na kolejny dyżur dzienny. Bosko <3
Obecna waga 76 kg i z taką startuję. Postaram się jutro cyknąć fotkę mojego "ciała".
Trzymajcie się ciepło, buziaki :*