Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Lubię czytać książki i tworzyć biżuterię. Te dwie czynności nie należą do aktywnych, a gdy połączyć je jeszcze z byciem ciasteczkowym potworem i uwielbieniem czekolady trudno obejść się bez nadwagi. Zawsze tak to sobie tłumaczyłam, co jakiś czas chodząc na siłownię i czując się rozgrzeszona jedząc kolejne ciastko. Ważyłam się na wadze sprężynowej, należącej do kolegi - wszystko ok, waga się trzyma, nadwaga wprawdzie jest ale przynajmniej stała. Szok pojawił się, kiedy dokupiłam baterie do mojej wagi elektronicznej i zważyłam się dokładnie. Ważyłam o 10 kg więcej niż myślałam... Wtedy powiedziałam - dosyć.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2673
Komentarzy: 10
Założony: 3 sierpnia 2014
Ostatni wpis: 22 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jot26

kobieta, 36 lat, Kraków

167 cm, 80.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 marca 2015 , Komentarze (1)

Znów minęło trochę czasu, pora na bilans :)

Zaczęłam się interesować zdrowym żywieniem. Pilnowanie ilości kalorii w posiłkach to jakiś dramat... W tym momencie trochę instynktownie już wybieram, co jest zdrowe a czego unikać ;)

Od prawie dwóch miesięcy przygotowuję sobie posiłki do pracy. Widzę, że jem mniej, ale też jakby mniej mi trzeba, bo nie chodzę głodna. Kupiłam sobie pojemniczek z przegródkami, pakuję do niego codziennie wieczorem coś na obiad, a w pracy, o ile podjadam bo w brzuchu burczy, biorę się za jabłko albo kisiel.

Zrobiłam sobie wielkopostne postanowienie - nie jeść słodyczy. Do świętości mi brakuje, bo się złamałam :P Raz mama przywiozła ciasto, innym razem ktoś częstował ciastkami i bezmyślnie się poczęstowałam :P Do postanowienia dołączyłam gwiazdkę - czekolada pitna jest dozwolona. Ja wiem, mnóstwo kalorii, tłuszczów, etc etc, ale ostatnimi czasy często mam spadki nastroju, a czekolada trochę pomaga mi je przetrwać. Zresztą piję nie więcej niż filiżankę na tydzień, więc chyba nie wpłynie to aż tak niekorzystnie.

Gdzieś wyczytałam, że do nabrania nowych nawyków człowiek potrzebuje co najmniej 21 dni. Możliwe, że sprawdza się to u mnie w przypadku słodyczy - nie powiem, że nie ciągnie mnie do batoników czy ciast, ale ciągnie trochę mniej niż na początku. A jak już jest bardzo źle to jem sobie łyżkę miodu (takiego z ula, nie supermarketu, mam na szczęście cały słoik :))

Od dwóch miesięcy chodzę biegać na siłowni (wiem, że głupio brzmi, ale trochę jeszcze dla mnie za zimno na bieganie na zewnatrz). Przygotowuję też sobie trasy do biegania na dworze. Prawdę mówiąc, po skręceniu obu kostek w zeszłym roku zastanawiałam się, czy powinnam w ogóle zaczynać, ale okazuje się, że przy dobrej rozgrzewce stawów i mięśni nic poważnego jak dotąd się nie stało. Aktualnie biegam 4x7 minut z 1-minutową przerwą, potem marsz, orbitrek i czasem jeszcze rowerek, i tak 2-3 razy w tygodniu. Dodatkowo od dwóch tygodni ćwiczę 30-dniowe wyzwanie Mel B - momentami daje w kość, ale wszystko da się zrobić.

Waga była wyjątkowo oporna, z początku od razu schudłam 2 kg i przez miesiąc nic :| Na szczęście coś ruszyło i w tym momencie wychodzi mi tak -0,5kg tygodniowo. Do świąt miałam ważyć 80 kg przy radosnym założeniu -1kg/tydz, ale najwyraźniej z moim organizmem i normalną, niegłodówkową dietą to niewykonalne. 

To nic, najważniejsze, że spada :)

20 listopada 2014 , Komentarze (1)

Dawno mnie tu nie było, ale też ciężko zebrać się do diety gdy to i owo staje na drodze, człowiek się o to potyka, skręca sobie kostkę i banuje się na treningi na co najmniej miesiąc a silna wolna staje się silna tylko z nazwy :(

W każdym razie waga mimo zaprzestania jej zbijania nie poszybowała w górę tylko się zatrzymała, wahając się w tą i w tamtą o paręset gramów. Niestety z mojego postanowienia -20kg do świąt nici (chyba że Wielkanocnych :)), ale dam z siebie wszystko by dobić przynajmniej do 80 kg. Znając życie na święta przytyję, więc przynajmniej wyjdę na zero.

Postanowiłam sobie biegać, żeby wzmocnić te nieszczęsne kostki. Byleby tylko znaleźć czas i chęć, by zebrać się kiedy zimno i mokro :(

9 sierpnia 2014 , Skomentuj

Witam wszystkich :)

Waga wreszcie ruszyła!!! :D :D :D (o jakieś 600g ale po dwóch tygodniach zastoju to dla mnie powód do radości)

Prawdopodobny powód ruszenia wagi: skończył mi się okres :D

Przypuszczalne powody pomocnicze:

- ćwiczę jak ćwiczyłam wcześniej, nie porzuciłam diety jak to robiłam wcześniej w takich sytuacjach

- zaczęłam zauważać, w jakich godzinach pomiędzy głównymi posiłkami robię się głodna i mam przy sobie na tę okoliczność coś do przegryzienia - jabłko, marchewkę, jogurt, czasem ciastko pełnoziarniste, sok, a ostatnio był to nawet wafelek w czekoladzie. Wafelka kupiłam, bo do końca pracy zostało mi parę godzin myślenia o jedzeniu, zapomniałam z domu jabłka, a w sklepiku ze zdrową (sic!) żywnością na parterze budynku w którym pracuję mogłam wybrać między nim, drożdżówką, snickersem a jogurtem owocowym. Jogurty trochę mi się ostatnio przejadły ;p

- do obiadu jem zawsze warzywa, najczęściej surową, pokrojoną marchewkę (bo taką lubię)

- zwiększyłam ilość białka w diecie - jem więcej jajek (na miękko, mniam :)), ryby (najczęściej wędzonej) i kurczaka (ugotowanego albo pieczonego). Moja kotka jest przeszczęśliwa z tego powodu, bo przy gotowaniu zawsze coś dostanie :p

- podzieliłam sobie dzień następująco - do obiadu jem więcej (w granicach rozsądku) i bardziej węglowodanowo, po obiedzie - mniej i bardziej białkowo

- nie głodzę się przed treningiem czy po. Wcześniej byłam głodna to szłam na siłownię, bo może przejdzie. Na chwilę przechodziło, potem wracało ze zdwojoną siłą. Jako, że ćwiczę raczej wieczorami, kładłam się spać potwornie głodna, rano się ważyłam i byłam zła, że nie widać efektów. Parę razy byłam poćwiczyć, biegać, pływać, a potem wsuwałam jogurt albo ser biały z rzodkiewką i szczypiorkiem - nie zauważyłam, żeby waga poszła w górę, dlatego postanowiłam normalnie jadać kolacje :)

Dzisiejszy jadłospis:

Śniadanie

Nektarynka + garść musli z owocami tropikalnymi i szklanką mleka 2%

80 kcal (duże nektarynisko :)) + 150 kcal + 130 kcal = 360 kcal

II śniadanie

Jabłko + garść mieszanki orzechów i owoców z Rossmana + dwie kostki gorzkiej czekolady Nussbeiser

94 + 130 + 180 = 404 kcal (wow O.o nadrobiłam braki ze śniadania)

Obiad

Sałatka z wędzonego dorsza (eksperymentalna i moim zdaniem niezła, może kogoś zainspiruje):

- ok. 100 g wędzonego dorsza (100 kcal? ciężko oszacować)

- kawałek pora (biała część) - 12 kcal (serio por ma tak mało?)

- pół jabłka (47 kcal)

- marchewka (12 kcal - no następna :D)

- 200 g jogurtu naturalnego Zott (120 kcal)

- garść makaronu pełnoziarnistego (180 kcal)

- sól, pieprz

Pora pokroiłam, posoliłam, rybkę rozdziabałam na małe części i wymieszałam z porem. Dodałam pokrojone jabłko (żeby złagodzić ostry smak pora) oraz pokrojoną marchewkę (żeby wszystko miało mniej mdły kolor ;)). Makaron ugotowałam al dente, dodałam do sałatki. Wszystko wymieszałam z jogurtem i dopieprzyłam do smaku.

Na deser zjadłam sobie małą garść mieszanki z Rossmana :)

100 + 12 + 47 + 12 + 120 + 180 + 110 = 581 kcal (i coś czuję, że do wieczora ciężko będzie mi zgłodnieć)

Podwieczorek

Butelka wody mineralnej, bo po tym obiedzie nie byłam w stanie zjeść niczego, temperatura na zewnątrz też nie pomagała :P

Kolacja

Trzy plastry świeżego ananasa + jogurt naturalny który mi został z sałatki.

180 kcal + 120 kcal = 300 kcal

W sumie: 1645 kcal (a pojadłam dobrze :))

Dzisiejsze ćwiczenia:

- rano: basen. Niestety nie popływałam za dużo - z dwóch basenów jeden zamknięty do czyszczenia, a drugi zawierający ludzi który niejednokrotnie pływali, jakby basen był ich

- w okolicy podwieczorku - spacer (google pokazało jakieś 3,5 km)

Trzymajcie się i do usłyszenia niebawem!

3 sierpnia 2014 , Komentarze (6)

Patrzę na tę pannę z symulacji mojej sylwetki i trochę jakoś... Nie wyglądam aż tak. Na szczęście i nieszczęście mój organizm ma tendencje do równomiernego rozkładania tkanki tłuszczowej, z większą ilością w biuście i biodrach. Na szczęście, bo mimo sporej nadwagi mam dość kobiecą sylwetkę z wcięciem w pasie i miseczką F; na nieszczęście, bo nie zauważam przybywających kilogramów zanim nie będzie ich dużo za dużo. No i jakby nie patrzeć, widać, że lubię sobie zjeść :)

Do rzeczy. Poniżej mój dzisiejszy jadłospis:

Śniadanie

Trzy plastry świeżego ananasa, garść płatków musli z dużą szklanką mleka i szklanka wody z tabletką Plusssz Magnez.

150 kcal + 250 kcal = 400 kcal (nice :D)

II śniadanie

Duży pomidor malinowy (mmm), średnie jabłko i cukierek Śliwka Nałęczowska (bo od życia tym na diecie też się czasem coś należy :)).

Do tego popijam sobie yerbę jabłko & gruszka.

35 kcal + 95 kcal + 88 kcal + 20 kcal(?) = 238 kcal

Obiad

Pełnoziarnista tortilla z tego przepisu z kurczakiem, groszkiem i kukurydzą (pół piersi kurczaka usmażonej w torebce na patelni, łyżeczka przecieru pomidorowego, 50g mieszanki Bonduelle groszek i kukurydza z puszki) + surówka z kapusty pekińskiej, papryki, koperku i łyżki oleju.

150 kcal (mała tortilla) + 100 kcal (kurczak) + 40 kcal (groszek z kukurydzą) + 10 kcal (przecier) + 100 kcal (surówka z olejem) = 400 kcal. 

Nie dojadam bo zapchałam się tą surówką :)

Podwieczorek pominęłam, bo byłam na siłowni i basenie (ok. 2h), a nie lubię ćwiczyć zaraz po jedzeniu.

Kolacja

Będzie białkowa, bo wyczytałam że po treningu trzeba odbudować mięśnie.

Duża szklanka maślanki + dwa jajka na miękko + wafel ryżowy pełnoziarnisty + szczypta soli na jajka

120 kcal + 156 kcal + 35 kcal = 311 kcal

Dzienny bilans: 1349 kcal (ciut mało jak na założenie, ale nie czułam głodu)

3 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

Generalnie odchudzanie zawsze kojarzyło mi się z wyrzeczeniami - tego nie wolno, tamtego nie wolno, nic tylko wcinać kurczaka i warzywa na parze. Nie brałam się za taką dietę, bo znam siebie i wiem że długo bym nie wytrzymała - a nawet jeśli, po diecie wróciłabym do starego sposobu odżywiania i wszystko by wróciło z nawiązką.
Dawno temu stosowałam dietę niełączenia, ale była ona strasznie uciążliwa. Mieszkałam wtedy jeszcze z rodzicami i każdorazowy posiłek był problemem, bo jak tu na przykład nie zjeść kotleta z ziemniakami? Albo kromki chleba z serem? Wytrzymałam na tej diecie dwa tygodnie, przez które zrzuciłam 5 kilo. Zadowolona pojechałam na wakacje, a po powrocie z nich jakoś już nie wróciłam do diety.

Niedawno próbowałam ją powtórzyć, niestety z marnym skutkiem. Ważąc się na niezbyt dokładnej wadze widziałam, że waga stoi w miejscu, co niespecjalnie motywowało mnie do odchudzania. Kiedy zważyłam się na dokładniejszej wadze, lekko się przeraziłam - ważyłam o 10 kilogramów więcej niż kiedykolwiek. Kiedy to się stało? Jak? Przecież się nie obżeram, jadam 3-4 posiłki dziennie, chodzę czasem na siłownię, basen... Kiedy szok minął, siadłam i zrobiłam rachunek sumienia. Ciasta i stołówkowe obiady zjadane w pracy, śniadania "na szybko", czyli skok po drodze do piekarni po drożdżówkę i sok, kolacje późno i obfite, bo po obiedzie zdążałam zgłodnieć, tu czekolada, tam ciastka, jeszcze piwo i do tego koniecznie frytki i nachosy.... ohoho. Może faktycznie ostatnio dałam czadu. Biorąc pod uwagę, że nie kontrolowałam swojej wagi faktycznie mogłam przybrać, ale żeby aż tyle? :(

Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Postanowiłam sobie dietę MŻ :) Zbiłam 3 kg i waga stanęła. Poszukałam o co może chodzić - wyszło mi, że czasem tak się dzieje, że na początku diety organizm gubi głównie wodę a potem, jeśli kaloryczność diety jest za niska zaczyna maksymalnie wykorzystywać wszystko z pożywienia. Przeliczyłam wartość moich posiłków - 700 kcal. Swoim zwyczajem przegięłam w drugą stronę :D Zrobiłam sobie dzień totalnego luzu - zjadłam kawałek czekolady, poszłam do koleżanki na piwo, lody i chipsy, po czym zaplanowałam sobie dalszy ciąg diety. Wyliczyłam, ile powinnam spożywać kalorii na normalne funkcjonowanie w ciągu dnia (~2050 kcal, praca siedząca), ile w tym kalorii mój organizm zużywa na podtrzymanie funkcji życiowych (~1460 kcal), po czym postanowiłam nie schodzić poniżej tej ostatniej wartości. Aktualnie staram się zachować następującą wartość kaloryczną:

śniadanie - 400 kcal,

II śniadanie - 240 kcal,

obiad - 500 kcal,

podwieczorek - 160 kcal,

kolacja - 300 kcal,

co daje mi w sumie dietę 1600 kcal. Wybrałam taką dietę, ponieważ zaczęłam ostatnio dużo ćwiczyć - 3-4 razy w tygodniu siłownia/bieganie/basen, planuję jeszcze kupić rower.

Dodam, że kalorii nie liczę jakoś super dokładnie. Korzystam przy tym ze strony www.ilewazy.pl - dużo fajnie opisanych produktów, rozpisanych na białka, cukry i tłuszcze. Na przykład śniadanie - garść płatków musli + duża szklanka mleka 1,5% (~250 kcal) + szklanka soku wyciśniętego z pomarańczy (~100 kcal). Daje to o 50 kcal mniej niż założyłam, ale czuję się najedzona i nie chcę się niepotrzebnie dopychać. A jeśli mam miejsce i ochotę, to te 50 kcal w sam raz można nadrobić kostką mojej ulubionej ciemnej czekolady z orzechami :)

Postaram się w miarę możliwości opisywać moje dzienne jadłospisy. Raz, bo pomaga mi to w komponowaniu posiłków i kontrolowaniu wartości kalorycznych, dwa - może kogoś zainspiruje :)

Pozdrawiam i trzymajcie za mnie kciuki :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.