Znów minęło trochę czasu, pora na bilans :)
Zaczęłam się interesować zdrowym żywieniem. Pilnowanie ilości kalorii w posiłkach to jakiś dramat... W tym momencie trochę instynktownie już wybieram, co jest zdrowe a czego unikać ;)
Od prawie dwóch miesięcy przygotowuję sobie posiłki do pracy. Widzę, że jem mniej, ale też jakby mniej mi trzeba, bo nie chodzę głodna. Kupiłam sobie pojemniczek z przegródkami, pakuję do niego codziennie wieczorem coś na obiad, a w pracy, o ile podjadam bo w brzuchu burczy, biorę się za jabłko albo kisiel.
Zrobiłam sobie wielkopostne postanowienie - nie jeść słodyczy. Do świętości mi brakuje, bo się złamałam :P Raz mama przywiozła ciasto, innym razem ktoś częstował ciastkami i bezmyślnie się poczęstowałam :P Do postanowienia dołączyłam gwiazdkę - czekolada pitna jest dozwolona. Ja wiem, mnóstwo kalorii, tłuszczów, etc etc, ale ostatnimi czasy często mam spadki nastroju, a czekolada trochę pomaga mi je przetrwać. Zresztą piję nie więcej niż filiżankę na tydzień, więc chyba nie wpłynie to aż tak niekorzystnie.
Gdzieś wyczytałam, że do nabrania nowych nawyków człowiek potrzebuje co najmniej 21 dni. Możliwe, że sprawdza się to u mnie w przypadku słodyczy - nie powiem, że nie ciągnie mnie do batoników czy ciast, ale ciągnie trochę mniej niż na początku. A jak już jest bardzo źle to jem sobie łyżkę miodu (takiego z ula, nie supermarketu, mam na szczęście cały słoik :))
Od dwóch miesięcy chodzę biegać na siłowni (wiem, że głupio brzmi, ale trochę jeszcze dla mnie za zimno na bieganie na zewnatrz). Przygotowuję też sobie trasy do biegania na dworze. Prawdę mówiąc, po skręceniu obu kostek w zeszłym roku zastanawiałam się, czy powinnam w ogóle zaczynać, ale okazuje się, że przy dobrej rozgrzewce stawów i mięśni nic poważnego jak dotąd się nie stało. Aktualnie biegam 4x7 minut z 1-minutową przerwą, potem marsz, orbitrek i czasem jeszcze rowerek, i tak 2-3 razy w tygodniu. Dodatkowo od dwóch tygodni ćwiczę 30-dniowe wyzwanie Mel B - momentami daje w kość, ale wszystko da się zrobić.
Waga była wyjątkowo oporna, z początku od razu schudłam 2 kg i przez miesiąc nic :| Na szczęście coś ruszyło i w tym momencie wychodzi mi tak -0,5kg tygodniowo. Do świąt miałam ważyć 80 kg przy radosnym założeniu -1kg/tydz, ale najwyraźniej z moim organizmem i normalną, niegłodówkową dietą to niewykonalne.
To nic, najważniejsze, że spada :)