Idę ćwiczyć. Wczorajszy dzień niestety byłam zmuszona odpuścić sobie. Postaram się to nadrobić np w sobotę. Ogólnie nie mam na nic ochoty. Jakoś koszmarnie się czuję. W sumie sama nie wiem dlaczego. Wróciłam do domu i jestem sama z psem. Nawet nie ma do kogo buzi otworzyć. Boję się, że będąc tutaj zrezygnuję z ćwiczeń. Może jakaś mała motywacja dziewczyny? Wiem, że nie warto rezygnować po tygodniu. Dla innych to mało. Ja jestem z siebie dumna, że choć tyle wytrwałam. Ale nie poddaje się. Mam o co walczyć i muszę być twarda. Od siedzenia na tyłku nie schudnę.
Z tych kiepskich rzeczy to zauważyłam, że strasznie zatrzymuje mi się woda w organizmie. Czuję się jak słoń i gdy widzę siebie w lustrze to wyć mi się chce. Na dodatek okres i ogólnie mam doła troszeczkę.
A jak u Was?