Idę ćwiczyć. Wczorajszy dzień niestety byłam zmuszona odpuścić sobie. Postaram się to nadrobić np w sobotę. Ogólnie nie mam na nic ochoty. Jakoś koszmarnie się czuję. W sumie sama nie wiem dlaczego. Wróciłam do domu i jestem sama z psem. Nawet nie ma do kogo buzi otworzyć. Boję się, że będąc tutaj zrezygnuję z ćwiczeń. Może jakaś mała motywacja dziewczyny? Wiem, że nie warto rezygnować po tygodniu. Dla innych to mało. Ja jestem z siebie dumna, że choć tyle wytrwałam. Ale nie poddaje się. Mam o co walczyć i muszę być twarda. Od siedzenia na tyłku nie schudnę.
Z tych kiepskich rzeczy to zauważyłam, że strasznie zatrzymuje mi się woda w organizmie. Czuję się jak słoń i gdy widzę siebie w lustrze to wyć mi się chce. Na dodatek okres i ogólnie mam doła troszeczkę.
A jak u Was?
Blondynka94
27 maja 2014, 22:30Może po prostu zastanów się po co to robisz i czy to jest naprawdę warte Twojego zachodu. Jeśli stwierdzisz, że jest warte tyle co zeszłoroczny śnieg, to rzuć w cholerę, ale jeśli chociaż 1% Ciebie mówi, że warto... to nie rezygnuj tylko dlatego, że zrobiło się ciężko
Shapefit
27 maja 2014, 22:43Nie dałam się. Właśnie skończyłam T25 Total Body Circut. Także 25 minut zaliczone + 3 minuty rozciągania :) Warto. Nie poddam się. Chyba miałam mały spadek formy. Teraz już o wiele lepiej się czuję. Nie ma to jak wypocić stres i smutek :)
Blondynka94
27 maja 2014, 22:44No to super :) Braaawo :) Hehe, co racja to racja :) endorfiny buzują :)