Witam,nie było mnie 2 tygodnie bo nie czułam sie dobrze,potem były święta a teraz doznałam straty. Niemniej i tak oprócz jednej osoby nikt sie nie zainteresował że mnie nie ma.
Wczoraj o 20.20 odeszła moja kotka po 9 dniowej chorobie (która postepowała bardzo szybko,a którą lekarz rozpoznał dopiero na 4 dni przed jej śmiercią) miała 7 lat,nazywała się Kocica.
Zrobiłam wszystko co mogłam by ją ratować (w szpitalu na intensywnej terapii była 4 doby, za dobę płaciłam 200 zł,plus USG wykonywane dwa razy dziennie dodatkowo 100 zł dzień,plus pąpa czyszcząca,morfina i kroplowki energetyczne ,za cały pobyt zapłaciłam 1.500 zł).
Potem spytali czy do utylizacji ale nie zgodziłam się,kotka została skremowana (koszt 600 zł),i będzie przebywać w urnie (prochy są sterynie czyste).
Wierzę że odprowadzona przez Franciszka pójdzie do miejsca obiecanego przez Boga i gdy zakończę swoją drogę spotkam się z moją rodziną i z nią.
6 mscy temu zmarła babcia,ledwo uporałam się z depresja po jej śmierci a umarło moje dziecko-moja Kocica.Nie czuję sie dobrze,słabo mi.Od wczoraj mam napady płaczu.
Mogłabym mieć pretensję do Boga (jak moja mamusia) albo krzyczeć na Boga i wyzwać Go na pojedynek (tak zrobiłam gdy umarła chomiczka Delicja ,10 lat temu),ale teraz gdy umarła Kocica powiedziałam "Twoja wola jest wolą doskonałą,a Twoja miłość nieskończoną",Bóg się nie wtrąca w nasze życie dlatego nie prosiłam aby wyzdrowiała (no może podświadomie) prosiłam natomiast o siłę dla siebie,i szybką smierć dla niej (umarła w 2 sek.).Siłę o którą prosiłam tez dostałam.Czuję sie pusta,wyzuta z uczuć,ale mam siłę by iść dalej.
Na ten moment mam żałobę,zostałam wdową bo straciłam dziecko.
Kocica,ta która nigdy nie ugryzła,nie udrapała nawet gdy coś bolało,przychodziła na wołanie,pilnowała aby zawsze otwierano drzwi gdy szła mama i witała mame w drzwiach miałkiem,wieczorem czekała na "no chodż" i wskakiwała na łóżko na pieszczoty, i witała rano (o 6.00 "dzień dobry,teraz daj jeść") mrukiem i miałkiem , a gdy raz jeden mamy nie było 3 tygodnie i była u obcych nie chciała prawie nic jeść i siedziała smutna-wyszła ze schowka dopiero gdy przyjechałą mama i bardzo mamę miałkiem skrzyczała i nie odstepowała na krok.
Wielkiś mi uczyniła smutek,moja Kocico miła,tym zniknięciem swoim.
Na rok zostawiam vitalię.
Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej chcę sie odchudzac,bo mam nowy cel.Jaki to moja tajemnica,ale pomoże mi lepiej żyć.