Siemanko!
Co u Was?
U mnie chu*owo.
To znaczy od rana było spoko. Aż wróciłam do domu... Po kolei.
ŚNIADANIE:
W MIĘDZY CZASIE:
OBIAD:
I zaczyna się imprezka. Dwa tosty z toną sera, za chwilę kanapka do kupy z jakąś szynką, pomidorem, ogórkiem i szczypiorkiem. Trzy ciastka z czekoladą i garść jogusiów. Nie będę się zasłaniała okresem, bo "napady" żarłoka miewam nie tylko wtedy, kiedy zbliża się miesiączka. Byłam na siebie strasznie wku*wiona. Nawet miałam nie robić brzuszków. "Tyle zeżarłam, to nawet brzuszki mi nie pomogą, walę to, nie robię.". Wyszłam z psem na spacer, zapaliłam, wróciłam do domu, usiadłam przed kompem i pomyślałam. To że nawpieprzałam się jak ostatnia świnia, to nie zwalnia mnie z tego, żeby nie zrobić brzuchów. Fakt, nie spalę tego co pochłonęłam, ale przynajmniej jakoś się poruszam. To jest moja ostatnia szansa, żeby coś zmienić w swoim tłustym życiu. Jeszcze nigdy nie miałam takich wielkich, czerwonych rozstępów na brzuchu i falującego cellulitu na udach. Prawie jak fale Dunaju.
Brzuchy zrobiłam przed chwilą. Zawsze jak boli mnie część ciała, którą ćwiczę, to robię sobie małe przerwy na ćwiczenia. Do minuty i działam dalej. Ale dziś robiłam przerwy do 10 sekund i pykałam dalej. Kara za pazerność i łapczywość.
Ciekawe jak to jest czuć się dobrze w swoim ciele.
Spokojnej nocy Kochani!