Dziś już o wiele lepiej z dietą i postanowieniami.
Jadłospis:
Ś: Płatki śniadaniowe "exotic" z Lidla (niedobre więc chcę jak najszybciej je zjeść, bo nie lubię marnować jedzenia)
O: Pół talerza barszczu ze świeżej botwinki i do środka 2 średnie ziemniaczki
P: Grapefruit i kawałek arbuza
K: 4 kawałki chrupkiego pieczywa z serkiem ziołowym w plastrach (taki niby topiony, ale w plastrach ) i średni pomidor.
Ćwiczenia: nadal te same, ale dziś już doszłam do 100 i 110 powtórzeń i miałam już skończyć takie ćwiczenia i znaleźć lub wymyślić jakieś inne, ale postanowiłam dociągnąć je do 150 powtórzeń
A... No i ze względu na ból pleców odpuściłam na razie A6W a brzuszki będę robiła na piłce
Grzeszek: 1,5 kostki czekolady (tak mi się ułamało), ale nie uznaje tego za jakąś wielką porażkę i złamanie punktu "nie jem słodyczy" bo mama przywiozła zzagramanicy i grzech to by było nie spróbować a ja dostałam czekoladę studencką ze Słowacji (moja ukochana) i dużą butelkę Kofoli i ani nie zjadłam czekolady ani nie tknęłam napoju! A jeszcze niedawno to te dwa produkty nie przetrwały by doby
jakoś nie mam co więcej pisać i opowiadać, dzisiejszy dzień jakoś tak przepłynął "między palcami" nic się nie działo, oglądałam trochę tv, trochę rozmawiałam z rodzicami na temat wycieczki. Mama Powiedziała, że jak się dobrze przyjrzeć to już widać jakieś efekty mojego odchudzania! Mama, która zawsze ganiła mnie jak babcia! Pochwaliła mnie w końcu
Tylko, że nadal nie wiem ile ważę, bo ja w domu mam taką przedpotopową wagę, która ma tarczę i wskazówkę i nie pokazuje dokładnie wagi, a czasami jak stoi w innym miejscu niż zwykle pokazuje całkiem inną wagę... A taką elektryczną zostawiłam na stancji w Lublinie