Jest 3.20 a ja dopiero piszę wpis.
Ale nie ma się czym chwalić...
Ćwiczeń dziś brak, bo @ przyszła razem z meeega zakwasami brzucha a w dodatku pół dnia spędziłam na zakupach z babcią i wujkiem a drugie pół na sprzątaniu domu na picuś-glancuś bo rodzice dziś z wycieczki wrócili (odebrałam ich o 2) i zaraz by mieli pretensje że syf czy coś... Ale dzięki temu sprzątaniu zakwasy mi znacznie zmalały no i pocieszam się, że ciągłe schylanie się, przenoszenie i wynoszenie czegoś to też jakaś aktywność fizyczna.
Jedzeniem też się nie ma co chwalić bo nie było żadnego porządnego posiłku, no może śniadanie można do takich zaliczyć bo zjadłam płatki "egzotyczne" z mlekiem 0,5% ale słodkie były że o fuj! Już ich więcej nie kupię a potem "podjadałam" tzn jakiś jogurt, jabłko, pomarańcz, chlebek chrupki... No i najgorsze z najgorszych... Zamknijcie oczy jak to czytacie!! Wyszłam z koleżankami na miasto wieczorem, żeby to czekanie na rodziców jakoś "zabić" bo nie chciałam iść spać, a wieczór mi się strasznie dłużył. Usiadłyśmy na kawie w ogródku restauracyjnym i zaczęły do mnie dochodzić takie zapachy zewsząd, a ja taka niedojedzona, zmęczona... I one stwierdziły że też są głodne i bez zastanowienia zamówiły pizze...Zjadłam 2 kawałki... o 20.30... Ale potem poszłyśmy jeszcze na długi spacer więc trochę się "spaliło"
A teraz nie ma co marudzić, użalać się i narzekać. Trzeba się wyspać, nie tracić zapału, wstać, zjeść zdrowe śniadanie i dzielnie poćwiczyć mimo (na szczęście już mniejszych) zakwasów. I o!
MAŁE PRZYPOMNIENIE DLA SAMEJ SIEBIE:
- Wyjazd nad morze (12 lub 17 sierpnia)
- Wesele 23 sierpnia
- Nowy rozdział życia - studia II stopnia!