Mój plan sylwestrowy nie został zrealizowany nawet w paru procentach
Miało być dietetycznie, grzecznie, a było tak:
Pojechaliśmy z mężem na zakupy, bo wiadomo w Nowy Rok wszystko pozamykane, a lodówka świeciła pustkami. Zamiast grzecznie wejść do spożywczego i kupić same potrzebne produkty, zaczęliśmy od rundki po sklepach z ciuchami i butami. Oczywiście nie muszę dodawać, że z mojej inicjatywy :)
Kupiłam sobie przepiękne buty! Taka byłam szczęśliwa. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko torebki i nawet mam już wybraną ale nie chciałam żeby mój mąż dostał zawału przy kasie, więc kupię ją następnym razem, jak będę w galerii sama :)
Po tym jak kupiłam te buty, to stwierdziłam, że nie mam spodni, które by do nich pasowały. Nie lubię kupować dżinsów, bo zawsze kończy się to tak samo: te, które mi się podobają to są oczywiście za małe, w rozmiarach dla chudych, patykowatych nastolatek bez tyłka. No a ja odbiegam wymiarami od tej "normy", więc zawsze wychodzę ze sklepu sfrustrowana. Pomyślałam sobie, że tym razem się nie poddam. Czuję, że już trochę schudłam, zważę się dopiero w piątek ale mogę już to stwierdzić po ubraniach. Lepiej na mnie leżą, spodnie, które wcześniej mnie opinały, a brzuch się wylewał, teraz wyglądają na mnie lepiej i czuję luz w talii :)
I teraz najlepsze: kupiłam sobie spodnie w rozmiarze 38!!! i weszłam w nie! wcześniej w tym samym sklepie musiałam kupować 40, a wczoraj już o rozmiar mniejsze. Bardzo się ucieszyłam. Wiadomo, że jak schudnę więcej to będą na mnie super leżały, teraz są takie "na styk" ale i tak się bardzo cieszę.
W wieczór sylwestrowy wypiłam 3 puszki cydru gruszkowego, lampkę szampana i zjadłam grzanki z serem żółtym. Menu nie miało nic wspólnego z dietą ale nie martwię się tym. Dzisiaj poćwiczę ok 3 godzin, jutro zrobię trening i mam nadzieję, że w piątek będzie dobrze.
A buty są zjawiskowe