Ten tydzień to jakiś koszmar. Właściwie to zaczęło się już w niedzielę. Zaginą mój pies. Szukałam jej wszędzie, samochodem jeździłam po mieście, po osiedlach, chodziłam nad rzeką - tam gdzie zawsze spacerowałyśmy. Przepłakałam cały dzień. Nie miałam na nic ochoty. W pracy też nieciekawie, cały czas zamieszanie i codziennie inne "niespodzianki". Załamałam się. To wszystko mnie przerosło. I skończyło się jak zwykle - jedzeniem. A tak dobrze mi już szło. Dlaczego reaguje na stres jedzeniem? Co z tym zrobić? Jak to zwalczyć w sobie? Jedno moje JA wie, że to stres, że jedzenie nie ma sensu, że i tak nie pomoże, a drugie JA chce się pocieszyć czekoladką, kanapką, frytkami i wszystkim tym, co jest w lodówce. Strasznie to trudne. Dzisiaj jest środa. Pies się znalazł, bardzo się z tego cieszę, bo już straciłam nadzieję. Ale wszystko ma swoje konsekwencje, a wynikiem tego tygodnia będzie brak wyniku... na wadze. Wczoraj ćwiczyłam, dzisiaj też. Ale wiem, że już za późno. Muszę się pogodzić z tym, że nie podołałam. Trudno. Ten tydzień trzeba spisać na straty. Tylko czy będę umiała wyciągnąć z tego wnioski???
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.