No cóż, mądry człowiek po szkodzie, leżąc w nocy nawet nabrałam weny na ten wpis. ;) Postanowiłam jednak planować posiłki - w zasadzie to wypisuję mniej więcej co mam zjeść, ilościowo bo w ten sposób będę potrafiła się opanować. Idąc do lodówki będę wiedziała po co, a nie robiła sobie taki rajd z cyklu "a może to?".
Nie muszę chyba klepać o tym, że odchudzamy się przede wszystkim dla siebie, prawda? W mojej poprzedniej notce napisałam dlaczego warto się odchudzać, jednak teraz chciałabym poruszyć temat oszukiwania siebie na diecie. Nie jestem aniołem, nie raz zdarzało mi się bawić się z samą sobą w psychologiczne gierki i sięgać po ciasteczko, jednak każdy ma taki czas by wreszcie się opanować.
W tej notce napisałam o tym by znaleźć sobie swój własny, wewnętrzny mobilizator, głos w głowie, który zasugeruje Ci coś w stylu "rusz ten tyłek". Jak najbardziej nie namawiam do popadania w stany rozszczepienia osobowości, ale warto w zdrowy sposób się mobilizować, wejść w skórę siebie, której po prostu się udało. ;D Wyobraź sobie, że masz te swoje piękne ciało i możesz pomóc rok młodszej w sobie w zmaganiach w odchudzaniu. Zapewne wiele byś zrobiła by twoja młodsza wersja nie zaprzepaściła tego co masz. Niestety machiny czasu nie ma, ale możesz sobie pomóc w odwrotny sposób - po prostu wpuść ją do swojej głowy ;)
Dobrym sposobem na rozliczenie się ze swoją "starszą wersją" jest zapisywanie tego co jesz. Dzięki temu będziesz miała kontrolę i realny obraz tego jak dużo, bądź mało i niezbyt zdrowo jesz. Z biegiem czasu sama zauważysz, że te ciasteczka naprawdę nie były konieczne, albo co lepiej - zobaczysz, że twoja dieta jest utrzymana, co zmobilizuje Cię do dalszej pracy. Dziennik odżywiania jest dobry, bo nawet po miesiącu wrócisz to obiadku niedzielnego z rodzinką i zauważysz różnicę, zmianę, lepsze nawyki. Notować możesz w zeszycie, kalendarzu, na Vitalii, blogu - gdziekolwiek gdzie uda Ci się wszystko zebrać w spójną całość.
Jedyną osobą z którą rywalizujesz podczas odchudzania - jesteś ty. Robisz to dla siebie, ćwiczysz dla siebie. Dlaczego masz więc podrzucać sobie kłody pod nogi? Masz jasno określony cel, chcesz go osiągnąć. Dlatego właśnie chodzisz na siłownię/zumbę/inne zajęcia/ćwiczysz w domu i wydajesz na to pieniądze. Chcesz mieć piękne ciało, czuć się dobrze... więc po co sobie to wszystko komplikujesz? To jak syzyfowa praca - tu ciasto, tam siłownia. Tu się pocisz, tam obżerasz, potem masz wyrzuty sumienia i twój nastrój jest skopany. Widzisz gdzie jest błąd? Pamiętaj o swoim głównym celu i nie biegnij w dwóch kierunkach. Albo odchudzanie, albo tuczenie, nie ma bramki numer 3, ty wybierz, którą chcesz iść i która jest najlepsza dla twojego ciała, bo inaczej:
"Ciastko - chwila przyjemności, całe życie w biodrach."
"Wygrywa tylko ten, kto ma jasno określony cel i nieodparte pragnienie, aby go osiągnąć."
"Jedz aby żyć, a nie żyj aby jeść."
"Nic nie smakuje tak dobrze jak świadomość, że chudnę."
"Nie ma brzydkich kobiet. Są tylko leniwe."