Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5653
Komentarzy: 106
Założony: 8 listopada 2013
Ostatni wpis: 13 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
marchewa2013

kobieta, 40 lat, Dźwirzyno

162 cm, 86.10 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

17 listopada 2013 , Komentarze (3)

Dziś miałam wolne i na chwilę odpaliłam Jasia, pojeździłam po okolicznych wiochach.

I teraz uwaga... chwalę się... w tym roku mam już wykręcone w terenie 7000 km. Całkiem, całkiem nieźle.

A po powrocie przysiadłam sobie, wzięło mnie na wspominki i refleksje. Zakończyłam dość toksyczną dla mnie znajomość. Przestałam się w końcu oszukiwać, bo jak mogę liczyć na coś od osoby, która od siedmiu miesięcy nie potrafi znaleźć dla mnie pięciu minut. No ja chyba na głowę upadłam. Ale już się wyleczyłam, koniec oszukiwania się, tłumaczenia innych. Pora zacząć myśleć przede wszystkim o sobie.

A skoro już myślę o sobie, to - pora wziąć się za siebie, bez żadnych ale i dlaczego. Jak tak dalej będę tyć to wrócę całkiem niedługo do 80 kg, a tego to już nie zdzierżę.

No więc biorę się, trzymajcie za mnie kciuki.

15 listopada 2013 , Skomentuj

Pierwszy maraton w pracy mi się kończy. Jeszcze tylko jutro i mam cały dzień wolnego, a następny tydzień - do niedzieli pracuję dzień na dzień - odpocznę trochę, a jak się uda, to na początku grudnia wezmę 4 dni urlopu, Rewelacja.

Dzisiaj myślałam w pracy, że mnie jasna ... weźmie. Dwa dni temu przyjechała kobietka na szkolenie, nie było dla niej rezerwacji, bo chyba o tym zapomnieli - zresztą nieważne - pokój dostała. W ofercie mieli tylko śniadanie i obiad, więc ją poinformowałam, że kolacji nie ma, tylko śniadanie następnego dnia, a jak chce kolację, to może sobie coś zamówić, a jeśli chodzi o całą resztę, to jutro będzie osoba, która zajmuje się tym szkoleniem i udzieli jej informacji, Poprosiła, żebym pokazała jej salę szkoleniową. W zasadzie nie musiałam tego robić, ale dałam jej klucz, powiedziałam gdzie.

Następnego dnia przylazła, że chce coś wydrukować, nie miałam dla niej czasu, więc poprosiłam, żeby siadła sobie do drugiego komputera i wydrukowała, co potrzebuje. Potem pojawił się jej problem wyjazdu, zaproponowałam wyjazd naszym busem. Zapytała o inne autobusy, podałam godziny wyjazdu, powiedziałam gdzie przystanek itp.

A w ramach podziękowania usłyszałam dziś, że pani stwierdziła iż nie dość, że jestem dla niej nieuprzejma, to jeszcze nawet ordynarna. No jakieś nieporozumienie totalne. Aż się we mnie zagotowało. A najgorsze jest to, że poskarżyła się managerce, że jestem wulgarna i nie wiadomo, co jeszcze.

Rewelacja, jedno upomnienie dostałam, nie wiem nawet za co, a teraz, to może nawet wylecę i też nie wiem za co. 

Muszę sobie znaleźć jakąś normalną pracę, bo niedługo tu dostanę na głowę. 

Prócz roweru i spacerów z psem, to kompletnie nic nie robię, bo kompletnie na nic nie mam czasu. Mam ochotę komuś przyłożyć, wyżyć się na kimś, czy czymś, cokolwiek, a tymczasem całe dnie stoję na tej cholernej recepcji, na której nic nie gra, z uśmiechem przyklejonym do twarzy i powoli mam dość.

14 listopada 2013 , Komentarze (3)

Ach ta praca... mnie wykończy. I znów kolejne zmiany na grafiku i znowu więcej godzin i dni w pracy, kurcze nie chce mi się, potrzebuję chyba kolejnego urlopu. 

Żeby mi jeszcze wcisnęli więcej dni do pracy w weekendy, to nie, w środku tygodnia, jak by mi akurat było potrzebne oglądanie całego szefostwa.

Kurczę, coraz więcej zwalają na nas tej pracy, ale czasu pracy nie wydłużyli, płaca też się nie zmieniła. Powoli przestaję wyrabiać i kontrolować, co zrobiłam, a czego nie... Za dużo tego, za mało czasu, zbyt duży stres i nacisk ze strony managerek.

No a poza tym robią taką nagonkę i jest taka niesympatyczna atmosfera, jedni drugim wkoło tyłka robią, ciągle straszenie zwolnieniami. Jestem zmęczona psychicznie.

Dobrze, że mam psa i rower, to przynajmniej po pracy mogę sobie aktywnie odreagować. Jeszcze muszę się tylko nauczyć nie odbierać telefonów z pracy w międzyczasie, bo to mi potrafi czasem tak bardzo humor schrzanić, że masakra.

Moja "dieta"? Zważywszy, że nie jestem na żadnej diecie, to jest jako tako, przestałam się wygłupiać z piwem, colą i słodyczami i już ruszyła trochę w dół. Więc jakiś mały sukces jest.

Ruch? Poza rowerem i spacerkami z psem, na razie nie potrafię się do niczego zmobilizować, ale będzie lepiej, będzie.

12 listopada 2013 , Komentarze (2)

Do końca roku mamy dokładnie 49 dni, tj. 7 tygodni, a ja mam do zrzucenia nieco ponad 7 kg, no muszę mieć na koniec tego roku 6 z przodu, miało już być w zeszłym roku, ale coś poszło jakoś nie tak. 

Koniec z wszystkimi wymówkami, koniec z każdym, ale, a po co, itp. Koniec z wlewaniem w siebie hektolitrów coli i piwa i pożeraniem ton słodyczy.

Wczoraj się uśmiałam sama z siebie. Przyszedł kierowca do pracy, a że w tej naszej kuchni wszystkiego zawsze jest na styk albo za mało, więc musiał zahaczyć o coś otwartego i kupić jakieś soki. No więc, skoro już i tak musiał jechać, więc poprosiłam, żeby mi kupił colę i coś słodkiego. Minęło pięć minut i mnie olśniło, no przecież mam nie jeść takiego żarcia i heja za telefon: Panie Jurku, pan mi nic nie kupuje :) Śmiać mi się chciało z samej siebie, ale mały sukces jest.


10 listopada 2013 , Komentarze (2)

Obudził mnie mój piesek, gdzieś tak koło 2 w nocy, potem do piątej nie spałam, bo tak chrapał. Potem pospałam godzinkę i musiałam pojawić się w pracy.

O dziesiątej wróciłam z pracy, wyszłam z psem, poprasowałam trochę i poszłam spać. Do 17 tej spałam, wyskoczyłam z psem, nakarmiłam siebie i psa, znowu mały wypad z psem i znowu zaraz idę spać.

Zjadłam dzisiaj dużo za dużo, ale świat się nie załamał jeszcze. 

Z ćwiczeń dziś tylko 16 km na rowerku i jakaś łączona godzinka spacerku z psem.

9 listopada 2013 , Komentarze (8)

Kolejny start:

waga 78,20, chwała Bogu, że mimo wszystko niższa niż w zeszłym roku.

Wracam do ćwiczeń, rowerku i regularnego jedzenia.

Dziś było już grzecznie pięć posiłków w ciągu dnia, przypomniałam sobie o zupie śniadaniowej, to takie dobre, a ja zapomniałam, że coś takiego jest.

No i poćwiczyłam chwilę, 38 km na rowerze - ale mnie wywiało, 5 min hula hoop - od czegoś trzeba zacząć, 250 podskoków na skakance, jutro będzie lepiej...

Mam nadzieję, że tym razem się uda, bo musi się udać!

8 listopada 2013 , Komentarze (5)

Wróciłam. Gorsze dni minęły i zatęskniłam.

Wiem, że wiele z Was pisało, żebym nie znikała, nie usuwała konta. No ale cóż. Usunęłam. A teraz wracam, może nie do końca z podkulonym ogonem, ale wracam - do Was i do gry :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.