Nic ciekawego się nie dzieje.Dzień jak każdy inny,dobrze chociaż,że pogodę mamy piękną i słoneczną.Dieta ok,wczoraj tak strasznie bolała mnie głowa,że nie byłam w stanie ćwiczyć ani nawet wykonać drobnych rzeczy w domu.Powlokłam się do łóżka już o 20stej:( Ale dziś już jest dobrze,więc mam zamiar wytrzymać na steperze 45 minut.Za tydzień przyjeżdża mój brat z rodziną z Holandii,wstyd mi,bo jak byli ostatnio rok temu to obiecałam bratowej,że wezmę się w garść i schudnę do naszego kolejnego spotkania.A tu lipa,przytyłam,zamiast zeszczupleć!Bratowa to super dziewczyna,sama kiedyś zmagała się z nadwagą po ciąży i teraz skubana jest jak patyczek,niziutka,drobniutka.A ja-słonica:))Świetnie się z nią dogaduję,dlatego mi smutno,że tak daleko mieszkają i tak rzadko możemy się spotkać.No ale może któregoś roku,gdy znowu przyjadą,bratowa będzie mogła w końcu powiedzieć jak mnie zobaczy: "jeny,Aśka,jak ty schudłaś!" :))
Chciałabym kiedyś usłyszeć takie słowa,najbardziej od męża,więc jest o co walczyć:)
A tak z innej beczki,czy macie też tak,że w szafie poupychałyście masę ciuchów za małych,z waszych chudych czasów,które żal wam oddać lub wyrzucić i które trzymacie z nadzieją,że jeszcze będą na was pasować?Bo ja mam taką wielką szafę od dwóch lat i nie mogę się z nią pożegnać:(Cały czas mam nadzieję,że jeszcze te ciuchy założę,tyle,że ta nadzieja trwa już tak długo,że zastanawiam się,czy nie najwyższa pora zrobić porządek z tymi ubraniami.Choć z drugiej strony,myślę,ze chyba jeszcze ten rok je zostawię,w przyszłe lato planujemy zrobić sobie fajną sypialnię,więc jeśli do tego czasu nadal będą za małe,to się z nimi pożegnam na zawsze.