Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Oto jestem! Interesuję się muzyką (gram na gitarze, organach elektrycznych i flecie), literaturą (głównie literatura kobieca XIX/XX wieku) i kulinariami (głównie zupy). Kiedy skończyłam 25 lat, zauważyłam swój pierwszy siwy włos, oraz wskazówka na wadze po raz pierwszy wskazała 78 kilogramów. Pomyślałam, chyba jestem gruba...A później było dodatkowe 2kg i totalna załamka. Od grudnia 2013 przestałam jeść mięso, docelowo chciałabym stosować dietę wegańską. Czuję, że z czasem uda mi się to osiągnąć. Od 18 Stycznia 2014 jestem na diecie oczyszczającej Dr. P. Younga.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5268
Komentarzy: 36
Założony: 13 sierpnia 2013
Ostatni wpis: 18 maja 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
BeataPaulina

kobieta, 36 lat, Warszawa

177 cm, 74.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

5 września 2013 , Komentarze (1)

Jeżeli ktoś myśli, że wstawię tu zdjęcia wychudzonych dam, to niestety - ale tak nie będzie . Śmieję się, bo nie rozumiem, jak chude może mobilizować? Ja jakoś nigdy nie poczułam się zmobilizowana przez takie zdjęcia, WRĘCZ PRZECIWNIE, dołowały mnie . Ponadto przeglądając je, zazwyczaj opychałam się kanapkami, popijałam piwkiem i do tego jeszcze słone paluszki. Po skończonym maratonie przeglądania miliona pięknie obrobionych zdjęć, szłam załamana do lodówki i wciągałam kolejne porcje jedzenia, będąc przejętą, że przecież to wszystko bez sensu, że ja tak wyglądać to na pewno nigdy nie będę, że po co się starać itp. itd.
Musiałam więc znaleźć inną motywację . Pomyślałam, że może powinnam dla odmiany patrzeć na tłuste Panie i mobilizować myśląc, że jeżeli nie zmienię swojego życia to skończę jak ta Pani, przykuta do łóżka z milionem pełnych talerzy wokół siebie? Ale to niestety nic nie dało - patrząc na te zdjęcia, myślałam: "EEeee, takie coś nigdy mnie nie spotka, bez przesady, na pewno się tak nie zapuszczę". A więc klapa. Super..."Co by tu jeszcze wymyślić?" - głowiłam się.

Mijały miesiące...
Kolejne....
i następne....
O, już lipiec...sierpień....


Aż na początku września kupiłam sobie jeden z magazynów ukierunkowany na zdrowy tryb życia i odpowiednie odżywianie. Był tam jeden artykuł poświęcony SŁABEJ-SILNEJ WOLI i to on pomógł mi spojrzeć zupełnie inaczej na to, co wyprawia się obecnie w moim życiu. Chcę pamiętać dwie zasady, które znalazły się w tym artykule:

1) Zrób spotkanie sama ze sobą - Bardzo ciekawa sprawa i dobre wytłumaczenie. Jeżeli mam ważne spotkanie w pracy, np. z szefem, to na nie idę (bez marudzenia). Warto wpisać sobie w swój kalendarz, że np. o 17:00 mam spotkanie samej z sobą na siłowni :) i nadać temu równie wysoki priorytet jak dla spotkania z szefem - to jest jakaś magia, ale na mnie to działa :)
2) I to chyba najlepsze! Należy zrobić założenie ile czasu poświęci się w danym miesiącu na ćwiczenia (ilość treningów lub ilość godzin). Odłożyć 50 złotych i w przypadku, kiedy nie zrealizuje się tych założeń, przekazać tę kwotę dla znienawidzonej partii politycznej, albo organizacji, z której 'polityką' się nie zgadzamy. No i to jest dla mnie na prawdę - wielka motywacja ! Jak pomyślę, że będę musiała 50 złotych przekazać dla X, to aż mi słabo! :) Ponadto wszyscy znajomi uważają, że jest to niezłe rozwiązanie i już się śmieją co to będzie jak przyjdzie mi zapłacić tę kasę, a żeby było śmieszniej, będę musiała to zrobić na poczcie, czyli spojrzeć w oczy Pani z okienka w momencie wręczania kwitku.

:)

3 września 2013 , Skomentuj

No i masz - straight in your face bitch! - ważę 80 kilogramów. Kuźwa! Nigdy tak nie było. To takie dziwne uczucie, kiedy przypomnę sobie, że 3 lata temu, kiedy wychodziłam za mąż - ważyłam 68. Całe 12 kilogramów mi przybyło....A jak wspomnę kolejne 3 lata wstecz i 63 na wadze, to już BÓJ SIĘ BOGA (!), aż ciary przechodzą.

ALE! Co się okazuje - (to skłoniło mnie do pewnej refleksji) szybciej utyłam, kiedy zaczęłam pracować, niż kiedy leżałam całymi dniami w łóżku i się objadałam. O co tu chodzi??
Gdzie jest haczyk? Jeszcze do tego nie doszłam.. ALE SZUKAM ;)

Mój nastrój trochę się poprawił, w zasadzie te 80 kg wcale mnie jakoś nie zdziwiło, ani nie zdołowało. Wręcz wyśmiałam się sobie prosto w twarz i jeszcze nawet pogratulowałam, jaka zdolniacha ze mnie. Drugiej takiej na pewno nie ma na świecie...

Mój plan odżywiania, który zaproponowałam poniżej w poście, spalił na panewce już pierwszego dnia, kiedy na obiad wcięłam 4 placki ziemniaczane, OSZUKUJĄC się, że to wcale nie ziemniaki :) Kto mnie taką stworzył ??

No, a teraz jeszcze powiem, co się wczoraj wydarzyło...
OTÓŻ, (przeczuwając porażkę wagową) ZAPISAŁAM SIĘ NA SIŁOWNIĘ!...
ale z jakim rozmachem - na 6 miesięcy!!! Noż kurwa mać - jak ja się dałam na to namówić - do dziś nie wiem (a to jeszcze 24h nie minęły) i pewnie nieprędko rozwiążę tę zagadkę.
Pani mnie poinformowała, że na 3 miesiące, to trzeba od razu płacić z góry, i że mało to wygodne.. i ogólnie takie BLABLABLA.
No i skusiła mnie podstępnica jedna. I co ja mam teraz robić? Zapłacone? - trzeba chodzić....

Ah... Jeżeli chodzi o żarcie - 1500kcal/dzień mi wystarczy?

22 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

No to może zrobimy w ten sposób...

Chcę zrezygnować z dodatków do drugiego dania/kolacji/sałatki w postaci węglowodanów, takich jak:

- ziemniaki
- kasze
- ryż
- makarony

Pozostawiam sobie możliwość spożywania chleba w postaci: 2 kromki dziennie. Nie chcę odbierać sobie możliwości podjadania chleba, bo wiem, że to by się nie udało.

Na obiad dorzucę sobie więcej gotowanych warzyw - problem solved.

Czy dam radę?
Czy to da efekty?

Dzisiaj bardzo chciałabym iść pobiegać. Smucę sie na samą myśl o tym, bo czuję, że znowu sama sobie znajdę wymówkę i nie zrobię tego -TAK BARDZO TEGO NIE LUBIĘ :((



16 sierpnia 2013 , Komentarze (2)

Siedzę jak stara baba przy oknie i czekam...nie wiem tylko  na co.

Co prawda patelnia, o której mowa we wcześniejszym wpisie, została umyta. Na chwilę złapałam wiatr w żagle, ale trwało to dosłownie CHWILĘ.

Korzystając z wczorajszego dnia wolnego, po raz pierwszy (od dawien dawna), zrealizowałam swój plan i wyjechaliśmy razem z mężem i kuzynami poza miasto, pojeździć na rowerach. Dzisiaj boli mnie dupa strasznie. Siedzę w pracy przechylona na jedną krawędź tyłka.

Może zmiany, które chciałabym wprowadzić w życie właśnie się dzieją? Po cichu?

Może jutro nagle zechce mi się zapisać na siłownię i zostanę najbardziej zagorzałą sportsmenką wśród znajomych?

Może...

13 sierpnia 2013 , Komentarze (5)

Nigdy nie wiedziałam, ile lat mają ludzie, którzy przeżywają kryzys wieku średniego - i nagle BACH! - skończyłam 25 lat, niedługo później pojawił się pierwszy siwy włos i pierwsze 78 kilogramów na wadze. Później pierwsze "ciche dni z mężem" i pierwsze leżenie brzuchem do góry przez cały dzień.

Dostałam pierwszą w życiu pracę, która jeszcze pogorszyła mój stan psychiczny. Budząc się rano, wystawiałam jedną nogę za krawędź łóżka i już wtedy wiedziałam, że NIC MI SIĘ NIE CHCE. Leżałam więc kolejne, dobre 50 minut, po czym wyskakiwałam z ciepłego legowiska jak poparzona "bo spóźnię się do pracy". Prysznic? Śniadanie? - nie ma na to czasu. 
Wracając z pracy, zahaczam o jakiś bar - proszę lazanię, zupę i deser i biegnę z drugą porcją dla męża do domu.
Gramolę się do klatki schodowej, wjeżdżam windą na 8. piętro - bo przecież nie będę wchodziła na piechotę! Otwieram drzwi, "JEZUS!!!, jak dobrze - jestem w domu". Podaję pudełka z obiadem mężowi, całuje mnie w usta - ale tak lekko, bardziej po przyjacielsku i idzie do pokoju - grać w gę komputerową. Pod nogami wiją mi się moje dwa kocury - miaucząc wniebogłosy, żeby je poprzytulać i nakarmić. Robię kilka kroków w stronę kuchni, przystaję i patrzę w okno, za którym od dłuższego czasu pracują robotnicy przy budowie nowego klatko-wieżowca dla kolejnych zmęczonych mas ludzkich. Obracam głowę i widzę kuchnię, talerze i kubki stoją już kilka dni w zlewie, obok zwiędłe zioła, otwarta butelka oleju roślinnego i patelnia z resztkami jajecznicy, którą jadłam na kolację chyba w zeszłym tygodniu. Podnoszę pokrywkę "kurwa, jak śmierdzi" i szybko zakrywam patelnię.

Koty nie przestają miauczeć, wychylam się lekko, żeby zobaczyć czy drzwi od pokoju męża są zamknięte. Przecież wiem, że są - nie wiem, czemu to robię. Może jednak gdzieś tli się we mnie nadzieja, że odejdzie w końcu od tego komputera żeby mnie przytulić. W końcu jeden z kotów - Molek wyciąga łapy i przejeżdża pazurami po moich nogach - już wiem, że muszę niezwłocznie go nakarmić, sięgam po puszkę kociego żarcia i wysypuję porcje do dwóch misek - Białas (drugi z kotów) aż drży z podniecenia. Dobra, koty załatwione.\

W głowie świtają mi kolejne rzeczy, które powinnam zrobić:
- pranie
- zmywanie naczyń i tej cholernej patelni
- odkurzanie
- umycie kabiny prysznicowej i terakoty w łazience
- przetarcie kurzy w salonie ...

Co robię? Biorę komputer, idę do sypialni, włączam go i zaczynam surfować po internecie. I tak moi drodzy jest CODZIENNIE z wyłączeniem weekendów, gdzie rzadko kiedy wskakuję w ciuchy codzienne. Czasem nawet nie wychodzę z domu. Leżę, jem i gram. Brzydzę się sobą - nie wiem kiedy stałam się takim człowiekiem.

Nie wiem jak się zmotywować do działania. Wszystko nagle straciło sens - nie widzę  rozwiązania.
Nie wiem czy jeżeli schudnę to będę szczęśliwsza. Nie wiem, czy źle się czuję w swoim ciele. Na prawdę mało wiem.... oprócz jednego - chyba odkryłam czym jest kryzys wieku "średniego" (o ile 25 lat to średni wiek).

Pomocy...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.