Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
MAGICZNA BARIERA! została przekroczona...


No i masz - straight in your face bitch! - ważę 80 kilogramów. Kuźwa! Nigdy tak nie było. To takie dziwne uczucie, kiedy przypomnę sobie, że 3 lata temu, kiedy wychodziłam za mąż - ważyłam 68. Całe 12 kilogramów mi przybyło....A jak wspomnę kolejne 3 lata wstecz i 63 na wadze, to już BÓJ SIĘ BOGA (!), aż ciary przechodzą.

ALE! Co się okazuje - (to skłoniło mnie do pewnej refleksji) szybciej utyłam, kiedy zaczęłam pracować, niż kiedy leżałam całymi dniami w łóżku i się objadałam. O co tu chodzi??
Gdzie jest haczyk? Jeszcze do tego nie doszłam.. ALE SZUKAM ;)

Mój nastrój trochę się poprawił, w zasadzie te 80 kg wcale mnie jakoś nie zdziwiło, ani nie zdołowało. Wręcz wyśmiałam się sobie prosto w twarz i jeszcze nawet pogratulowałam, jaka zdolniacha ze mnie. Drugiej takiej na pewno nie ma na świecie...

Mój plan odżywiania, który zaproponowałam poniżej w poście, spalił na panewce już pierwszego dnia, kiedy na obiad wcięłam 4 placki ziemniaczane, OSZUKUJĄC się, że to wcale nie ziemniaki :) Kto mnie taką stworzył ??

No, a teraz jeszcze powiem, co się wczoraj wydarzyło...
OTÓŻ, (przeczuwając porażkę wagową) ZAPISAŁAM SIĘ NA SIŁOWNIĘ!...
ale z jakim rozmachem - na 6 miesięcy!!! Noż kurwa mać - jak ja się dałam na to namówić - do dziś nie wiem (a to jeszcze 24h nie minęły) i pewnie nieprędko rozwiążę tę zagadkę.
Pani mnie poinformowała, że na 3 miesiące, to trzeba od razu płacić z góry, i że mało to wygodne.. i ogólnie takie BLABLABLA.
No i skusiła mnie podstępnica jedna. I co ja mam teraz robić? Zapłacone? - trzeba chodzić....

Ah... Jeżeli chodzi o żarcie - 1500kcal/dzień mi wystarczy?

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.