Świński łikend..
Cześć vitalijki.
Po łikendzie. Znowu masakra. Zawiodłam się na samej sobie masakrycznie. Jak przez cały tydzień starałam się jeść w miarę w porządku, tak w łikend wszystko spieprzyłam. Jestem wściekła. Miałam nadzieję, że jak dzisiaj rano stanę na wadze to w końcu choć raz odkąd piszę ten pamiętnik waga coś ruszy. Nie wchodziłam przez tydzień na wagę, wchodzę dzisiaj a tam 79.0 kg... Ja pierdziele!!!!
Jestem szurnięta w łikend jadłam po prostu jak świnia. Zaczęło się w piątek kiedy jeszcze miałam wyrzuty sumienia po zjedzeniu śmieciowego jedzenia, no a później już poszło. Aż wstyd mi się przyznać co zjadłam, jestem tchórzem, wstydzę się.
Oczywiście.. Jak zwykle zaczynam od początku. Skończyła mi się @. Więc zaczynam ćwiczyć, ale dopiero od środy. Bo w środę poprawka i póki co się uczę na zmianę z siedzeniem w pracy. Dzisiaj zasypiam, poszłam spać późno, jak wrócę do domu to wiem, że padnę na pewno przed nauką. Stresuję się.
Bardzo dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim wpisem. To bardzo miłe. Czytając je uśmiechałam się do ekranu.
Mam w sobie takie miłe uczucie, nikt nie wie, że mam pamiętnik na Vitalii, czasami siedząc z koleżankami wchodzę na telefonie i czytam ukradkiem. Uśmiecham się, to taka moja tajemnicza sfera życia, świat w którym zapominam o wstydzie swojego ciała i wagi. Świat w którym znajdę zrozumienie, że to wszystko nie jest takie proste i nie jestem z tym sama.
JEDZENIE:7:00 - herbata
9:40 - kawa z mlekiem
10:00 - kanapka z czarnego chleba z serem i szynką
10:20 - activia brzoskwiniowa
13:00 - kanapka z czarnego chleba z szynka i serem
16:00 - 2 krokiety....:| i barszcz (najgorzej bo nie mam nic innego w domu do jedzenia,a wracając z pracy bylam juz tak glodna ze nie dałam rady nic ugotować)
19:00 -
Moje spostrzeżenie - piję activię i czuję, że jest tak słodka, że aż gardło piecze. Wiem, że moje odczucie jest pewnie spotęgowane tym, ze unikam cukru. Ale kurcze... No przesada. W składzie na drugim miejscu cukier......... Nie będę tego pić, do teraz czuję cukier w ustach i gardle. Fuuuu.
Meggi
Co znowu..
Ja pier ..dole..
Byłam wczoraj u zwykłego lekarza, zwykłego- czyli internisty, lek. medycyny pracy. Poszłam, bo potrzebowałam zaświadczenia do pracy. No i co......
Nie no to jest jakaś masakra. Kobieta patrząc na moje wyniki powiedziała, że mój endokrynolog chyba nie do końca jest poważny, zdziwiła się, że zlekceważył sobie moje wyniki i nie kazał wykonać szeregu innych badań. Powiedziała mi parę złych rzeczy.. Nie chcę ich tu pisać. Ogólnie pogadała ze mną bardzo fajnie, wszystko mi wyjaśniła, opowiedziała. Zobaczę co będzie dalej jak pójdę do endokrynolog, do której mnie odesłała. Powinnam się chyba bardziej przejąć.
Nie mam już siły się tym wszystkim przejmować, mam totalną znieczulicę. Wczoraj powiedziałam mojej przyjaciółce, że niedługo to mi grzyba na oku wynajdą.. Bo ciągle coś. W ogóle już mnie to nie rusza.
Jestem tylko znowu rozbita tym, że muszę latać po lekarzach. Nie chce mi się nic przez to.
Wybaczcie mi, że nie napiszę już tutaj dzisiaj nic sensownego.
Jeśli chodzi o jedzenie to wczoraj miałam walkę z samą sobą.. Udało nie zjeść mi się w nocy KFC, bo miałam szansę i meeeega ochotę ! Ale udało mi się, nie zjadłam i dzisiaj jestem o niebo szczęśliwsza i lżejsza w brzuszku i na duchu:)
JEDZIENIE:7:00 - herbata
10:00 - dwie kanapki z szynką i korniszonem
10:40 - nektarynka
13:00 - kawa
16:00 - dorsz z ryżem i surówka z kiszonej kapusty (chyba jeszcze energetyk;/)
19:00 - activia (chyba bo nie pamiętam dokładnie)
Meggi
Lubię Was. Wyniki badań.
Tak czytam sobie Wasze pamiętniki i cieszę się. Naprawdę, lubię bardzo je czytać. Są motywujące i generalnie fajnie podzielić się doświadczeniami, czy nawet zwykłymi codziennymi sprawami. Nie jestem tutaj tylko po to, żeby pisać swój pamiętnik, ale też po to żeby dołączyć do grona ludzi, którzy potrzebują paru słów, dla siebie i od siebie, żeby wszystko ładnie poukładać. Dziękuję Wam, że tu jesteście.
Dalej mam w sobie motywację, taką nie do uwierzenia wręcz, czuję, że pisanie swojego menu mobilizuje do pilnowania się, nie umiałabym okłamać Was, że coś zjadłam, a czegoś nie.
Może nie trzymam się jakoś super zdrowego jedzenia, ale jest coraz lepiej. Nie ćwiczę też przez @ oraz brak czasu spowodowany późnymi powrotami do domu z pracy, a później nauką na poprawki wrześniowe. Tak jak pisałam w przyszłą środę muszę pojawić się już na uczelni.
Czuję, że ten tydzień mimo chandrowego początku, jest startem dla mnie. Odkąd mam vitalię, nie czułam się tak dobrze fizycznie, mimo, że pewnie nie schudłam.. Jak zresztą dotychczas. Na wagę wejdę dopiero w poniedziałek. Nie wiem, co jest grane być może to to, że pilnuję w miarę jedzenia przez pisanie, być może moje ograniczenie świńskich napojów, być może moje cytryny.
Ach... co do nich. To NIESTETY.. ale muszę z nich zrezygnować, jakąś godzinę temu prawie zwymiotowałam, poczułam się okropnie po napiciu się dwóch łyków. Nie wiem o co chodzi... Szkoda, bo czułam, że działają na mnie (częste załatwianie się). Niestety chyba ograniczę się do picia rozrzedzonego soku z wodą.
Mam już wyniki badań z krwi, klasycznie - kortyzol podniesiony, insulina na górnej granicy, mimo, że biorę leki. Nie wiem o co chodzi, ale mam podwyższoną prolaktynę. Nie przejmuję się tym, być może przez miesiączkę. Oby.. Bo zbyt wysoki poziom świadczy o problemach z płodnością.. Podniesiony również poziom monocytów, eozynofilii oraz liczba płytek krwi. Nie wiem co to wszystko oznacza, ale dzisiaj idę do lekarza (tego od medycyny pracy, ale zapewne mi coś powie), a w poniedziałek endokrynolog.
Chcę już być po poprawkach i się nie stresować, zacząć robić coś konkretnie z ćwiczeniami.
JEDZENIE:
7:00 - herbata,
9:30 - trochę soku z cytryny, ale odpuściłam
10:00 - dwie kanapki z czarnego chleba z szynką, ogórkiem korniszonem i rukolą
10:40 - nektarynka
13:00 - kawa
16:30 - ryba, kasza ogórek i grzyby
19:00 - serek owocowy, energetyk :/
Trzymajcie się!
Meggi
Dzień dla siebie, dalej uciekam od ludzi..
Jest lepiej z humorem.Wczoraj usiadłam chwilę do książek.. ale zrezygnowałam. Ustaliłyśmy z Mag, że dzisiaj każda z nas do południa rozkmini sobie listy zadań i dopiero zaczniemy robić coś sensownego. No i przed chwilą zaczęłam to 'rozkminiać', ale zrobiło mi się nie dobrze.. Odpoczywam, weszłam tu na chwilę, na vitalię. Wczoraj w ramach poskromienia mojej chandry zrobiłam coś dla siebie. Widziałam się chwile z dziewczynami. Ale naprawdę na chwile.. Chyba wkurza je to, że ciągle uciekam. Pewnie mają wrażenie, że mam je w dupie.. Tak nie jest, nie chcę żeby tak myślały, chciałabym żeby po prostu mnie zrozumiały. (idealnym odzwierciedleniem tego stanu jest piosenka którą uwielbiam, jest wymowna co do tej sytuacji
MAŁPA- POZWÓL MI NIE MÓWIĆ NIC)Wróciłam i zrobiłam sobie mini spa.. Wiedziałam, że to trochę poprawi i humor. Zrobiłam maskę na włosy, którą sama przyrządzam (bazą jest odżywka z avocado z Garniera, dodaję kolagen, elastynę, keratynę, D-panthenol, witaminę A, olejek rycynowy), później nałożyłam maseczkę na twarz i pomalowałam paznokcie. Muszę je ratować, bo było już dobrze, a zaczęłam znowu obgryzać. Ja mam sposób na uratowanie paznokci taki, że stosuję lakier z Eveline ten z czerwonym krzyżykiem, wszyscy się nim jarają i ja też się pod tym podpisuję. Jest świetny. Po tym wszystkim i tak wylądowałam w łóżku z książką. Nie mam ochoty rozbebeszać moich emocji przed wszystkimi. Chowam się. Zamykam się w swoim świecie, ja, książka, łóżko i mój kundel, który wiernie towarzyszy mi przez cały czas.. Kochany piesek :)
Jedynie tutaj to piszę, bo to taki mój 'wylewnik' reflekcji.
Po tym wczorajszym wieczorze, zrobiło mi się trochę lepiej. Muszę się w końcu pozbierać.
Dzisiaj mam drugi dzień z cytrynami, wypiłam już sok z 5-ciu, czeka kolejne 5. Z wypicie nie mam problemu, gorzej jest teraz. Podejrzewam, że chce mi się wymiotować właśnie po tym. Zwłaszcza, że przy insulinooporności nie powinnam przyjmować owoców, a już na pewnie nie w takich ilościach. Jak zwykle pieprzę to i próbuję co z tego wyjdzie.
Rano byłam na pobraniu krwi, za tydzień kontrola u endokrynologa.
JEDZENIE:9:00 - sok z 5 cytryn
10:00 - ciemna bułka z szynką i ogórkiem kiszonym, 2 śliwki węgierki
13:00 - 4 śliwki węgierki, kawa z mlekiem
16:00 - kotlet mielony z kaszą, grzyby i korniszon
19:00 - krokiet z barszczem NIESTETYYYYYYYYY !!!!!! :(
Zapłakany telefon.
Rodzice pytają co się ze mną dzieje, mówią, że się martwią. A ja..
Wczorajszy dzień chandry był dla mnie masakryczny. Tak jak Wam pisałam będąc w pracy miałam deprechę poweekendową.
Wróciłam do domu, nawet nie wiem kiedy wylądowałam w łóżku i spałam 1.5 godziny. Miałam się uczyć, nawet otworzyłam zeszyt i spotkałam się z D. żeby ruszyć chociaż trochę zagadnień.
Zadzwonił mi telefon, jedna z przyjaciółek szlochała mi do słuchawki.. Była u lekarza i jest źle.. Musi iść do szpitala. Pojechałam do niej. Martwię się, nie chcę na razie nic mówić. W szpitalu okaże się co jest grane. Mam tylko nadzieję, że będzie dobrze. Sama rok temu przechodziłam katorgi ze zdrowiem, wiem, że trzeba być silnym. Nie wiem co się dzieje, z młodymi ludźmi. Ja mam 22 lata, ona też i moi znajomi, wszyscy młodzi, każdy jakiś problem.
Tak skończyłam swoją naukę wczorajszego dnia. Po naszym spotkaniu z zapłakaną K. nie miałam siły na nic. Wróciłam do domu, położyłam się do łóżka i sama płakałam. Nie mam siły na to wszystko.
Odleciałam trochę czytając książkę. Potrzebowałam tej chwili dla siebie, pod kocem w łóżku z książką.
Rozmawiałam wczoraj również z bratem, powiedział 'PRZEPRASZAM', powiedziałam 'okej.. nie jestem suką. Ale mam do Ciebie żal. I naucz się szacunku do mnie, bo jestem Twoją jedyną siostrą. I wiedz, że nawet jeśli wszyscy znajomi się odwrócą, to zawsze jestem ja. Nie życzę sobie, żebyś tak mnie traktował'. Jeszcze chwila rozmowy i wyszłam z pokoju.
Nie.. Nie wybaczyłam mu. Mam żal gdzieś w środku, w sercu. Wiem, że nie będę umiała pozbyć się szybko chłodnego podejścia do niego.
Myślę o zdrowym odżywianiu, ćwiczeniach. Mimo chandry mam motywację. Chcę, żeby było dobrze. Nie ćwiczę bo mam @, odpuściłam jeszcze przy nie sprzyjającym stanie psychicznym, w ogóle nie dałabym rady. Ale skończy się i ruszam.
Jedzenie, wczoraj dosyć, oprócz zjedzonego krokieta i napicia się słodkiego napoju.
Zaczynam jednak pisać, swoje codzienne menu, bo wiem, że tak bardziej będę się pilnować.
DZISIAJ:7:00 - sok wyciśnięty z 5 cytryn, dwa gryzy kanapki przed tabletką na insulinę
10:00 - 2 kanapki z ciemnego chleba, pasztet i ogórek kiszony.
13:00 - activia
16:00 - kurczak z warzywami
19:00 - baton zastępujący posiłek Allevo i niestety energetyk ;/
Meggi
intensywnie w stronę chandry.. Nocne lęki podczas
studiowania.
Achhh. No i po imprezie.. Jak tu napisać cokolwiek skoro było tak cudownie ?! Skończyliśmy imprezę o 6 rano, były łzy wzruszenia, pełno śmiechu, miłych słów, cudownych niespodzianek, mnóstwo zabawy i tańców i 36 cudownych osób, które sprawiły, że ten wieczór stał się niesamowity. Miny rodziców- nie do opisania ! Nie spodziewali się nic. Przywiozłam ich pod hotel z zawiązanymi oczami i stoperami w uszach. Stanęli nic nie widząc nic nie słysząc, ściągnęli sprzęt z uszu, usłyszeli marsz weselny, już zaczęli się śmiać i krzyczeć, ze jestem wariatką :) po czym ściągnęłam im opaski z oczu i przed sobą zobaczyli czerwony dywan po którym doszli do gości. Rodzina rozrzucona po całej Polsce najbliżsi znajomi, którzy przyjechali specjalnie na tę okazję. Reakcjca- KOSMOS! Nie wiedzieli co się dzieje. Myślę, że to był niesamowity prezent. Sama jestem z siebie dumna, usłyszałam tak wiele miłych słów i gratulacji, że jestem cudowną córką. Mój brat, udawał, że nic się nie wydarzyło. Rżnął głupa i tyle. Nie powiedziałam rodzicom o tym co zrobił.
Przez łikend jadłam brzydko, było oczywiście w cholerę ciast i jedzenie.. Nie dało się oprzeć.
Dzisiaj powrót do rzeczywistości, który mnie przybił. Złapałam małą deprechę. Siedzę w pracy i marzę, żeby wrócić do domu i położyć się zawinięta w koc z książką (którą sobie wczoraj kupiłam--->Asa Larsson ''W ofierze molochowi'') .. To nie był dobry pomysł, bo czytać to ja powinnam notatki, bo za 8 dni mam poprawkę na uczelni z inżynierii procesowej, więc po prostu zajebiscie, że jeszcze nie zaczęłam się uczyć. Mam ogromny stres. Nie panuję nad nim. W sobotę bądź przyszły wtorek idę w końcu na pobranie krwi, czas na kontrolę. Nie czuję się za najlepiej. Nie jestem systematyczna w braniu leków na insulinę, to mnie gubi.
Mimo lekkiej deprechy, mam w sobie motywację na zdrowe życie, chce mi się ładnie jeść i ćwiczyć. Postaram się dzisiaj utrzymać w ładnym jedzeniu. Ćwiczenia odpadają. Wczoraj dostałam @. Być może to zwiększyło moją humorzastość.
Idzie jesień. Czuję ją w powietrzu. Cieszę się tak bardzo ! To moja ulubiona pora roku. Ten klimat, zapach, liście, ponure niebo, deszcz, parasol, płaszcz, swetry. Kocham chodzić w moim mieście nad staw powiedzmy przy parku, kiedy zapada zmrok. Jest niesamowity klimat, te latarnie, zapach chłodnego powietrza, cudowne niebo, taka dziwnie cudowna aura. Uwielbiam być wtedy sama z własnymi myślami. To mnie wprowadza w uspokojenie, które jest mi potrzebne przy wiecznym rozdrażnieniu.
Tęsknię za pływaniem.
Mam lęk przed tym, że kiedy zacznie się semestr nie będę miała na nic czasu.
Studia źle wpływają na mój stan psychiczny, wiecznie się stresuję, jest ciężko, nie mam dla siebie czasu. Kiedy przychodzi sesja przechodzę katorgi... Właściwie za każdym razem spada moja odporność i choruję, to sprawia, że nie mam na nic siły i jeszcze bardziej zżera mnie stres. W zeszłym roku przechodziłam koszmar, przez jakieś 3 tygodnie (w czasie sesji) codziennie spałam może z 3 godziny każdego dnia. Czasami te 3 godziny były z co 10 minutowymi przebudzeniami, z drganiem ciała i łapaniem oddechu jakbym się dusiła, miałam wrażenie, że mdleję przez sen. Miałyście kiedyś tak ? To było coś strasznego. Nie rozumiem siebie, przecież nie jest tak źle. To wszystko jest do przejścia. Podobają mi się moje studia, lubię ludzi z grupy, mam dużo znajomych wychodzimy razem pomagamy sobie na zajeciach itd..... W czym tkwi problem? W tym roku było trochę lepiej, tzn lepiej dawałam sobie radę ze stresem. A teraz znowu dostaję do głowy. MUSZĘ SIĘ OGARNĄĆ.
Pozdrawiam
Meggi
AAA!! Juz jutro..
AAAAAA jutro IMPREZA-NIESPODZIANKA ! Przepraszam, że nic nie piszę! Szaleję, wariuję, latam jak potrzaskana i załatwiam wszystko !!!! Jaram się jaram jaram jaram !!! Nie mogę się doczekać jutra! Oby wszystko wypaliło! Odezwę się po wszystkim !:)
MA SA KRA z bratem.
Przepraszam, że nie pisałam tyle dni. Wcięło mnie jestem w szale przygotowań na imprezę-niespodziankę z okazji 25-lecia ślubu moich rodziców. Szykuje się naprawdę fajnie, będzie prawie 40 ludzi, rodzina i przyjaciele. Rodzice nic nie wiedzą. W piątek wieczorem wsadzę ich do samochodu, zawiążę oczy będę jeździć po mieście, żeby pomieszać im orientację w terenie i zawożę pod restaurację gdzie przed wejściem będą czekać goście. Szykują się tańce, pyszna kolacja, 'weselne zabawy', i sentymentalne niespodzianki :) Jestem ogromnie zaskoczona tym, że właściwie nikt mi nie odmówił, z zaproszonych gości nie przyjadą jedynie 3, cała reszta pobrała wolne i z ogromnym entuzjazmem wymyślają kolejne niespodzianki. Jestem mega zabiegana, zamawiam tort, ciasta, alkohole, przekabacam ludzi do zachowania tajemnicy, szyję kiecki (wiejskie, bo mamy śpiewać z ciotkami jakieś przyśpiewki dla żartów..no..), załatwiam DJ'a, układam menu........ Ach jest tylko problem, w tym wszystkim miał pomóc mi mój brat... Tyle, że w środę raczył mi napisać, że pierdoli to wszystko i nie będzie wydawał tyle kasy na rodziców i że jego na imprezie nie będzie. Rozumiecie ?!!!!!!! MA SA KRA !!! Napisał mi to jak byłam w pracy, dostałam takiego ciśnienia, że trzęsły mi się ręce, poryczałam się i myślałam, że wsiądę w samochód pojadę do niego i mu wysadzę w japę. Chłopak 24 lata a zachował się jak ostatni pajac, zrobił mnie po prostu w chu.. Jak wróciłam do domu naprawdę musiałam walczyć ze swoimi emocjami, rodzice nie mogą się przecież o niczym dowiedzieć. Nie mogę po prostu na niego patrzeć.. Padły naprawdę ostre słowa w kłótni, jestem do niego tak zrażona, że ooooj długo się nie odezwę..Ale skończmy już z tym temat.
Oczywiście nie wiem jak ubrać się na imprezę. Ostatnimi czasy mam jakieś lęki przed dużymi grupami ludzi, mam wrażenie, że wszyscy widzą że przytyłam, że jestem oceniana. Boję się. Wczoraj właśnie złapało mnie coś takiego, kiedy byłam ze swoimi koleżankami. Uciekłam do domu. Leżałam w łóżku i chciałam się schować przed całym światem. Żeby było mało, to zjadłam jakieś reszty pizzy po rodzicach.
Wstydzę się. Zachowuje się jak jakiś dzik po prostu. Nigdy tak nie miałam.
Mam nadzieję, że wyrobię się w ciągu tego tygodnia z przygotowaniem tej imprezy. Czeka mnie najgorsza robota, czyli zrobienie prezentacji ze zdjęciami i 'historią' zdjęciową życia moich rodziców. Dużo roboty z tym.
Ach, mam tutaj tyle do napisania. Wiem, że pewnie nie chce Wam się nawet tego czytać. Może rozłożę to na kilka postów.
Przerwałam moje wyzwania :( Nie dałam rady. Przyjechała do mnie kuzynka i wiadomo jak to wyglądało.. to samo z cytrynami. Muszę sobie kupić wyciskarkę bo rękoma to po 5 cytrynach myślałam, że zdechnę. Kupię ją może nawet dzisiaj, bo skrzynka cytryn czeka na mnie w kuchni :).
Dzisiaj ruszam od nowa z wyzwaniami i mam jeszcze kilka innych postanowień, bo z moją wagą jest masakra. Ale o tym w osobnym wpisie, bo co za dużo- to się nie chce czytać.
Odezwę się jeszcze dzisiaj wieczorem :)
Pozdrawiam
Meggi
12 DNIOWE OCZYSZCZANIE CYTRYNOWE !!! WYZWANIE !!!
Mija miesiąc i jeden dzień, od założenia tutaj pamiętnika. Na wadze nic się nie ruszyło. Ćwiczę, staram się choć nie zawsze jeść w miarę zdrowo. Być może to moja zguba. Czuję, że muszę coś 'ruszyć', żeby w końcu coś zaczęło się dziać. Dzisiaj 8 dzień wyzwania na pośladki i brzuch, jakoś daję radę, chociaż z dnia na dzień zaczyna się robić ciężko. Czy są efekty ? Nie wiem, zobaczymy jak zrobię zdjęcie, bo tak 'gołym okiem' nie jestem w stanie nic stwierdzić. Choć i tak uważam, że to za mało, za mało ćwiczeń..
Ogólnie czuję się 'niezdrowo', coś mi ciąży, nie czuję się lekko (chociaz te wyzwania trochę mi pomogły). Stwierdziłam, że trzeba się oczyścić. Czytałam o wielu sposobach na oczyszczanie jelit, ogólnie wątroby itd. Jeden jest dość często wspominany kuracja cytrynowa M. Tombaka ----> http://cudownediety.blogspot.fi/2012/03/kuracja-cytrynowa-m-tombaka.html Postanowiłam zrobić z tego wyzwanie, zrobiłam sama tabelkę, którą oczywiście dzielę się z Wami i zachęcam do podjęcia wyzwania. Po 12 dniach, efekty są naprawdę widoczne, w takim sensie, że człowiek lepiej się czuje, wygląda, poprawia się trawienie, wzmacnia odporność. Przede wszytskim oczyszczanie ze złogów z jelit, które zalega nam latami.. same możemy sobie wyobrażać, jak fajne lekkie jest uczucie po takim oczyszczeniu.
Zachęcam Was weźcie udział razem ze mną w wyzwaniu, po 12 dniach napiszmy jak się czujemy !!!
Pozdrawiam
Meggie
P.s. Jak podoba Wam się moja własnoręcznie robiona tabela wyzwaniowa ?:DDD
TATOO w Krakowie [zdjęcia] & Coke Live Festiwal !!
Wróciłam z Karkowa !!! .... Było cudownie ! Tak ciężko mi dzisiaj wrócić z rzeczywistości, siedzę w pracy i oglądam zdjęcia.. Tak szybko minął ten łikend. Wydarzyło się klasycznie dużo, jak już to bywa z nami.. Jedzenie śmieciowe naturalnie było, ale też bez przesady. Nie miałyśmy dużo czasu na żarcie, więc też dużo go nie było. Alkoholu natomiast nieco więcej .. : D Jestem mile zaskoczona.. W poprzednim wpisie mówiłam Wam o moich obawach przed wyzwaniem przy dziewczynach.. Odważyłam się, powiedziałam im to.. iii. Były MEEEGAAA pozytywnie nastawione powiedziały, że będą ćwiczyć ze mną! No i tak właśnie było ! Tyle, że dopiero w sobotę, w piątek odpuściłam, niestety, po podróży od razu się napiłyśmy i nie było opcji, żebym robiła to trochę pijana i do tego pełna od jedzenia, mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. W sobotę oraz wczoraj wyzwanie zrobiłam i tym samym, uznaję, że nie przerwałam, tyle że przerwa, która miała wypaść dzisiaj wypadła w piątek, a dzisiaj już robię dalej ćwiczenia no i kontynuuję wyzwanie z uporem !! :)))
Co do Karkowa- oczywiście kocham to miasto jest piękne! Z dziewczynami w piątek posżłyśmy na imprezę z moim kuzynem z Krakowa i jego kumplem.. No i się zaczęło:D Mój kuzyn jest rysownikiem i aktualnie uczy się w pracowni tatuażu.. Wiecie jak się to skończyło? Pewnie się domyślacie. Oczywiście podczas imprezy padły dziwne pomysły i obietnice i jedna z moich przyjaciółek w wylądowała w salonie TATOO ..:) Mój kuzyn załatwił jej wizytę na niedzielę.
KLIMAT MEEEGAAA ! Wrzucę Wam tutaj pare fotek. Ciemna uliczka, kamiennica, kręte schody wilkie drewniane drzwi.. wchodzisz, a tam zajebisty artystyczny klimat, ciężka muzyka idealnie pasująca i mężyczyźni szokująco pięknie wytatuowani.. Wrażenie nie do opisania.Tatuaż robił jej chłopak niesamowicie uzdolniony, niebanalny, dziwny, intrygujący. Niesamowita przygoda. Fajne było to, że właściwie było luźno, przez to, że mój kuzyn tam się uczy. Swoją drogą zaglądając na biurko kuzyna byłam w szoku, wiedziałam, że jest bardzo uzdolniony ale te prace jego przy całym klimacie tego miejsca robiły ogromne wrażenie.
Noooo i w końcu w sobotę doczekałyśmy się Coke Live Music Festiwal ! Ochhhhhhh jak ja długo czekałam na Florence and The Machine ! Czekałam na jej koncert kilka lat, był moim marzeniem, które w końcu doszło do skutku. Po tym koncecie śmiało mogę powiedzieć, że Florence jest cudowna i kooocham ją jeszcze bardziej niż zanim usłyszałam ją na żywo!!! Niestety ogólnie na Coke'a uważam że przyszłyśmy na późno i był lekki nieogar. Generalnie muszę powiedzieć, że organizacja leżała.. I sprzedali chyba za dużo biletów, nie dało się nawet przejść normalnie ścieżką, a co dopiero pod sceną..
W każdym razie było ZAJEBIŚCIE!!!!!! Cały łikend!!! Teraz czas na powrót do rzeczywistości !
Co do ćwiczweń - trwam w wyzwaniach, jest coraz ciężej ale daję radę! Ćwiczyłam ręce, ale nadwyrężyłam sobie mięśnie w prawej ręce i aż wyskoczyło mi jajo ! (nigdy wczesniej tak nie miałam) Bolało mnie bardzo, ale koleżanka mi je rozmasywała przez ten łikend i już jest lepiej.
DZISIAJ POMIARY !!! Tylko tak zastanawiam się czy na pewno dzisiaj? Mija tydzień, może mierzyć się co 2 tygodnie? Co o tym myslicie ?
Pozdrawiam Was kochane i życzę miłego, zdrowego i intensywnego w aktywność!
Meggi.