Nie, nie rzuciłam diety i ćwiczeń w chole... i nie zaliczyłam jojo. Po prostu, tylko śledziłam pamiętniki na vitalii, czasem coś popisałam na forum, a moja waga się trzymała, a nawet spadała w dół. I taka od miesiące waha się w granicach od 57 do 58kg, mimo, no tego... Paru bardziej szalonych weekendów. ;)
Ale znów wracam na tory diety- koniec z zawieszeniem broni , wielki, "jabłkowy" brzuchu i oporne udziska strzeżcie się! Nie żeby jednym z głównych powodów był fakt, że kupiłam świetną kieckę na sylwestra, która mi się w biuście chwilowo nie dopina. ;)
1. 40g "mieszanki" (płatki owsiane, jęczmienne, ryżowe), serek wiejski 200g, 40g rodzynek, 10g pestek słonecznika, 20g miodu lipowego
w międzyczasie jabłko
50 min. ćwiczeń modelujących z Mel B
(rozgzewka, nogi, pośladki ABS, brzuch, rozciąganie)
2. 60g białej kiełabasy, 250g żurku, 200g gotowanych ziemniaków
w międzyczasie 4 kostki gorzkiej czekolady
3. bułka włoska posmarowana cienką warstwą serka śmietankowego, pomidorem i skrojonymi kilkoma oliwkami zielonymi, szklanka kefiru
I za jakiś czas, jak zgłodnieję, planuję serek wiejski/naturalny/jajka z jakimiś warzywami.
Swoją drogą miałam dziś wielką ochotę pobiegać o 5:30 moim starym zwyczajem. Ale jako, że zasnęłam koło 3 (myślałam, że nie zasnę wcle) uznałam, że to bez sensu. No, może jutro mi wyjdzie.
Miałam też ochotę zrobić callenetics z Bojarską, a potem chętlę na skalpel. Skończyło się na zrobieniu rozgrzewki jednego i drugiego i rozciąganiu do szpagatu w zakresie własnym. :D