Rano wstaję, patrzę przez okno, a tam mży. Jechać czy nie jechać? hmmmm...
Mąż: "jedziesz?"
ja: "chyba pada"
mąż: "nie tylko mży"
No
to jadę:). Wychodzę z klatki, muzyka na smartfonie nie chce grać :/.
Próbuję z lewej, z prawej wciskam takie, siakie opcje. Wczoraj działalo:/. Stoję i szukam, mży
(teraz to już zaczęło lekko padać, tak na mój gust) i co się okazuje.
Mam na sobie tyle warst, że nawet się nie zorientowałam, że nie włożyłam
do uszu słuchawek:). No dobra to jedziemy....
I co? Nie przejechałam
jeszcze mostu, a już zaliczyłam piekną glebę (wszędzie lód). Mogliby mnie sfilmować
upadłam na bok i tak sunełam z rowerem do przodu.... Myślę sobie "o
mamo, co za obciach, obok rowerzyści i jeszcze z tyłu jakiś biegacz", no
więc szybko wstaję i jadę dalej jakby nigdy nic :). Przy wjeżdzie na
most stoi wywrócony profesjonalista i macha na mnie, że mam uważać.
Zatrzymuję rower, dotykam ziemi i znów gleba....:D Kawałek idziemy
pieszo... Wydaję się, że już się da jechać więc jedziemy :).
To by było
na tyle plus po drodze jeszcze jedna gleba. Nic mi się nie stało, ale
jutro kupuję kask:). Zdjęć w tych warunkach nie robiłam.
Jeśli chodzi o rady mojego brata jak ubrać się na minus 5 to:
*
ubrać się tak jak normalnie, ani cieplej ani chłodniej. Jadąc będzie
wiało więc będzie chłodniej, ale ponieważ się ruzszamy będzie nam
cieplej:)
* założyć coś aby osłonić usta przed wiatrem
*zadbać o okolice kostek, nadgrastków, miejsca gdzie wiatr może nas zawiewać :)
Motywacja:
Jest!!!! Waga poakazała -1,5 kg. Szczerze? Nie wierzę... :-) Już mam 7,9 na minusie!!!!
Jedzienie (vitalia ustaliła mi na 2100 kcal, karmię):
* 3 kromki chleba z chudym serem bialym i pesto z brokuła
* 2 śniadanie zgodnie z vitalią
* obiad - dorsz smażony z kaszą jęczmienną i kapustą kiszoną
* podwieczorek, kolacja zgodnie z vitalią
Picie:
1,5 litra wody, kawa z mlekiem w pracy
Ćwiczenia:
rower x 2 = 19,4 km