Powrót smoka po prawie 1,5 roku, czyli jak
zaprzepaścić wszystko, co się osiągnęło
Jakby to powiedzieć? Zawstydzona, zmęczona, wkuta i skruszona wracam. Minął rok i cztery miesiące, odkąd pisałam ostatni raz. Ale nie tylko pisanie zaniechałam. Zaniechałam siebie, swoje ćwiczenia, swoje diety, nadzieje. Nie dokończyłam swojego dzieła. Mało tego ....., urosłam do rozmiarów, w jakich widziałam siebie w 9 miesiącu z moją najmłodszą córką. Moja waga po świętach pokazała 97,5 kg. Takiego wyniku nie osiągnęłam jeszcze nigdy w stanie pozaciążowym. Tak, wiem, myślisz sobie: "Zal mi jej". Jak można się tak załatwić?!" Nie mam nic na swoją obronę. To nie ma znaczenia, że miałam problemy zawodowe, że nie radziłam sobie w relacjach ze współpracownikami, że jadłam jak Burek przy budzie raz, a "porządnie" i to od godziny 15 zaczynając, a kończąc krótko przed snem. Jadłam i płakałam, płakałam i jadłam. Przy każdym kęsie miałam wyrzuty sumienia. Potem było już tylko gorzej. Stawy zastane, brzuch wydęty, ciężki oddech po wejściu na górę, bolące nogi, jakieś popękane naczynka na łydkach, ale co najgorsze, przez rok nie stawałam na wadze. Wiedziałam, czułam, że tyję, ale niczego nie robiłam. Dziś odważyłam się odszukać swoje konto na Vitalii. Przestawiam się, mobilizuję i od tygodnia zmieniam powolutku swoje stare przyzwyczajenia. Na nowo. Spróbuję jeszcze raz. Obecnie jestem głodna, tzn. mój mózg jest głodny, bo o tej porze codziennie zajadałam coś, cokolwiek, np. batoniki, kanapki, resztki obiadu. Wy wszystkie jesteście już pewnie piękne i szczupłe, ja cięższa o 11 kg. Mój mąż musi mnie bardzo kochać. Jeszcze mnie nie zostawił.
Ciocia Lotta wraca
A więc po lekkim wzlocie i bolesnym upadku, bo na urlopie złamałam również kość ogonową, postanowiłam wysłuchać i przypuścić do siebie Wasze uwagi i skorzystać z siły, jaką mi, drogie Panie, dajecie. W ostatnich dniach walczyłam z zakwasami, wracałam wolno do formy i myślę, że jestem gotowa znów ćwiczyć. Cel - chociaż kolejne 5 kg do października. Myślę, że to realne. Cwaniara ze mnie, prawda? 5 kg i ponad miesiąc. Niby dziecko by potrafiło. Jestem gotowa i zwarta.
Próbuję wrócić, ale nie potrafię ... :(
Nie mogę się przełamać i wrócić na stare tory. Puchnę od gorąca, nie potrafię ćwiczyć w takim upale. Zaczęłam oglądać programy motywujące, ale nie mogę się zebrać. Smakołyki letnich dni kuszą.Z wakacji wróciłam już dawno, ale nie trzymam diety. Jeśli jeszcze trochę poczekam, waga wróci i cała moja najmądrzejsza przygoda z gubieniem wagi przepadnie.
Wstydzę się tu do was zaglądać, bo nie mam się czym chwalić.
wróciłam z urlopu
Wróciłam z urlopu i z drżącym sercem weszłam na wagę - kilogram do przodu. Uff, myślałam, że będzie gorzej. Nie oszczędzałam się, zajadałam wszystkie lokalne potrawy. Dobrze, ze starałam się pływać. Od jutra zaczynam na nowo. Brakuje mi ćwiczeń. Zastałam sie niesamowicie.
Więc jest tak ...
Więc wrócił z wojaży mój mąż, więc zobaczył, że schudłam, więc się zachwycił, choć nie wiem czym, bo szału nie ma; więc chodzi za mną i patrzy jakby mnie dopiero poznał, więc moje endorfiny szaleją i chyba waga ze szczęścia też oszalała. Nagle spadła o 2,5 w dół. Czasu nie mam na pisanie, bo zajmuję się mężem i pracą, której miałam w ostatnich tygodniach więcej jak w ostatnich miesiącach. Ludzie, motywacja podskoczyła o 200%. Lecę, pa.
Strzelił 2 miesiąc. Trochę mi głupio
Głupio mi, bo nie mam się czym pochwalić. Od dwóch tygodni moja waga skacze, ale tak naprawdę nie zrzuciłam ani grama. Popełniam grzechy, łamię zasady, jem nieregularnie, po prostu zapominam o jedzeniu. A kiedy sobie przypomnę, możecie wiedzie, co się dzieje - sceny jak z filmu "Siedem grzechów". Staram się ćwiczyć, jednak poddaję się przy pierwszym zmęczeniu. Niem spadku wagi, nie ma tematu. Jedyne, co spada to motywacja - najważniejsze ustrojstwo w odchudzaniu. Najpierw wielki bum, zobaczyłam siebie odrobinę mniejszą, wcisnęłam się w kilka kiedyś zaciasnych szmatek, usłyszałam kilka komplementów jak to niby świetnie wyglądam i .... PANI "LASKA" pomyślała, że ma świat u swych stóp, a co za tym idzie - może łamać zasady.
Oto rezultat ostatnich tygodni. Chyba zgubiła mnie pycha. W pierwszym miesiącu zgubiłam - 5 kg, a w drugim zaledwie 2 kg. Dziś o brawa i gratulacje nie proszę. Proszę natomiast o karę i opiernicz. To mi się bardziej przyda.
Czy ktoś może mi poradzić, co jeść, żeby nie
chciało się słodkiego?
1,5 miesiąca słodycze mnie nie interesowały. Teraz obudziłam lwa. Rzucam się na żelki moich córek, zapchałam się tortem z bitą śmietaną i serniczkiem. Normalnie nie byłoby ich w domu, ale jak pisałam wcześnie, zaczęłam obchody mojej czterdziestki. Przecież jak tak dalej pójdzie, wrócę w miesiąc do swoich kilogramów. Tylko mi nie piszcie, że mam ustalić zasady i się ich trzymać, bo teorię znam. Gorzej z praktyką. Może macie jakieś pomysły? Jeśli nie, na drugą miesięcznicę mojego dietowania nie będę miała się czym pochwalić.
Rozpoczęły się huczne obchody mojej czterdziestki,
tzn. lat 18 + Vat ( 22%)
3076 kalorii
I nie skończą się tak szybko. Pierwsza tura gości za mną. Usiłowałam upichcić coś małokalorycznego, jednak to były słabe próby. W rezultacie wmłóciłam przeszło 3000 kalorii. Poważnie boję się stanąć na wagę. Sama wiem, co tam zobaczę. Wolne dni są dla mnie utrapieniem, nie umiem zachować dyscypliny, potem nerwowo próbuję ćwiczyć, żeby odpokutować. Zanim przekroczę tę swoją 40-tkę, pewnie przytyję. Ech Życie - żarcie.
Kasia Bosacka i jej odchudzanie, co wy na to?
vnplayer.pl/programy-online/kasia-bosacka-cudnie-chudnie-odcinki,1160/odcinek-0,S00E00,17338.html
Świadomość zabija
Im bardziej jestem świadoma tego, co jem i za ile ( w sensie kcal), tym bardziej jestem przerażona. Żarełko okazuje się złem tego świata i moim przekleństwem. Zaczynam się bać, czy to normalne? z niemocy zjadłam dziś paczkę żelków i mam takie wyrzuty sumienia, że ciągną się za mną po samej ziemi. Po wielkiej euforii w ubiegłym tygodniu, zauważam zastój wagowy. Nie wiem, co się dzieje z moim metabolizmem. Jem błonnik, jogurty, piję wodę, zajadam warzywka - wszystko jak w książce. I nic, raz na tydzień. Tak nigdy wcześniej nie było. Przepraszam, że z takimi problemami do ludzi, no ale na dzień dzisiejszy nie mam innych zmartwień. Można to zignorować - nie pogniewam się. :)