Owsianka zapiekana - zobaczcie, co mi z tego
wyszło + przepis
Przepis znalazłam na ammniam.pl, ale zmodyfikowałam go pod stan mojej lodówki. Wyszło pysznie, mój dwulatek zjadł całą michę i się klepał po brzuchu:)
Przepis:
Formę żaroodporną wysmarować ok. 1 łyżką oleju, na dno wysypać pokrojone grubo 2 banany i 2 jabłka. W misce wymieszać:
* 1.5 szklanki płatków owsianych
* 0.5 szklanki ziaren słonecznika
* 2 garstki płatków migdałów
* łyżeczkę sody i pół łyżeczki soli
* łyżeczkę cynamonu (dałam przyprawę piernikową, bo cynamonu zbrakło)
Wysypać to równomiernie na banany i jabłka. W tej samej misce (zawsze tak robię, żeby było mniej zmywania) wymieszać:
* 2 jajka roztrzepane
* 2.5 szklanki mleka
* 2 łyżki oleju (następnym razem pominę, wydaje mi się, że też wyjdzie)
* łyżkę miodu
* 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego (można pominąć, jeśli ktoś nie ma, ja mam swój domowej roboty)
Wylać to do naczynia, stuknąć o blat, żeby mleczna mieszanka przeszła przez wszystkie warstwy. Na gorę można rzucić kilka plasterków jabłka. Ja jeszcze po górze posypałam dosłownie jedną płaską łyżeczką brązowego cukru. Piekarnik na 180 stopni, 35 minut i gotowe:)
Z tego przepisu wychodzi duże naczynie, więc teraz nasza 3-osobowa rodzina będzie to jadła przez tydzień
Oto zdjęcie:
Super odkrycie!
Szukałam dziś przepisu na zupę z soczewicy (zgodnie z planem próbuję nowych rzeczy - dacie wiarę, że jeszcze chyba nigdy nie jadłam soczewicy?!) i trafilam na niesamowity blog ze zdrowymi, pysznymi przepisami. Mam nadzieję, że autorka nie weźmie mi za złe tego, że ją tu zareklamuję. Oto adres: ammniam.pl U mnie jutro na śniadanie zapiekana owsianka!
Jest nieźle + 30-Day Shred dzień 1!
Trzeci dzień zdrowego trybu życia (specjalnie nie piszę diety) i jak na razie jest super. Plus jest taki, że przynajmniej nie kładę się spać z odwiecznymi wyrzutami sumienia: "Po cholerę jadłam te 3 kanapki z serem i majonezem o 22?!", albo "Czy naprawdę musiałam wcisnąć CAŁĄ tabliczkę czekolady???". Czuję się lekko i przyjemnie, piję dużo (woda + zielona herbata) i ogólnie trzymam się postanowień.
Zaczęłam znów 30-Day Shred. Ponieważ już kiedyś go skończyłam (ok półtora roku temu), to podchodziłam do tego z pewnym lekceważeniem ("Ja nie dam rady?!"). Ale cóż, Jillian mi pokazała - spociłam się jak wariat i niektóre siłowe musiałam sobie ułatwiać. Ale bieganie zrobiło swoje - wstawki cardio, choć podnosiły ciśnienie, nie były dla mnie wielkim wyzwaniem. Brawo ja!
Menu:
śniadanie: kromka chleba ciemnego z serkiem ziołowym i wędzonym łososiem, kawałek papryki
lunch: jogurt naturalny 1.5 %, ziarna słonecznika, płatki migdałów, banan
przekąska: 2 plasterki sera żółtego
obiad: pierś z kurczaka pieczona, warzywa pieczone (marchew, por, seler, pietruszka z łyżką oliwy z oliwek) plus 1/3 torebki ryżu
kolacja: musli z mlekiem
Myślę, że około 1500 kcal będzie, ale nie chce mi się liczyć dokładnie.
Waga początkowa
Dziś rano 87.8 kg (więc kilogram jednak przybył przez święta, ech...). Następne ważenie 7 lutego. Wczoraj sukces, dużo wody, zdrowe posiłki, jedynie bez ćwiczeń (tylko drugi dzień plank challenge, ale to się nie liczy). Zamierzam odnowić swój karnet na siłownię i może znów biegać? Pogoda sprzyjająca:)
Lecę do pracy, miłego dnia!
Kilka zasad dla porządku
Wiadomo, święta, praca, dziecko absorbuje, zima zimna i trochę się przytyło. Wiadomo też, że z nowym rokiem nowym krokiem, więc oto zasady, których zamierzam się trzymać:
1. Jeść 4 posiłki dziennie co ok. 4 godziny.
2. Lekka kolacja nie później niż o 19.
3. Szklanka wody przed każdym posiłkiem.
4. Pić ok. 1,5 - 2 l wody dziennie i co najmniej 2 zielone herbaty.
5. Nie więcej niż 2 kubki czarnej kawy dziennie.
6. Ważyć się raz w miesiącu, zamiast jak wariat stawać na wagę rano, w południe i jeszcze wieczorem dla sprawdzenia (nie wiem, czy dam radę się powstrzymać od ważenia, to takie moje natręctwo).
7. Próbować nowych, zdrowych rzeczy i przepisów.
8. Nie załamywać się drobnymi wpadkami.
9. Ćwiczyć.
10. Nagradzać małe zwycięstwa.
Dziś już zaczęłam, ważenie pierwsze - wyjściowe - jutro, następne 7 lutego. Na pewno będzie przyjemniej zobaczyć na wadze jakąś konkretną różnicę zamiast drobnych wahań o pół kilograma.
No to do roboty.
10 kg za mną!
Dziś waga łaskawa - w końcu pozbyłam się pierwszej dziesiątki! Jestem bardzo, bardzo zadowolona, zostało mi jeszcze 20 kg do idealnej wagi, ale skoro poszło już tyle, to i następne zgubię, prawda???
Kończę z dietami. Od kilku dni odżywiam się zdrowo, tzn. nie omijam posiłków (jem 4-5 dziennie), dużo warzyw, owoców, produktów pełnoziarnistych itp, staram się nie przekraczać 1500 kcal dziennie. Na bieganie póki co już za zimno i nie sprawia mi wiele przyjemności w taką pogodę, więc przerzuciłam się na fitness - dwa razy w tygodniu chodzę na 120 min (pump oraz godzina ćwiczeń interwałowych na zasadzie tabaty). Waga spada, więc pewnie robię dobrze. Kiedy dobiję równej 80, wstawię zdjęcia porównawcze - to dopiero będzie...
Wracam + jest 8 z przodu!
To ja. Wracam. Mam za sobą ciężki okres, zmarła moja ukochana babcia, przeżyłam to ciężko, nie myślałam o diecie ani ćwiczeniach. Bardzo mi jej brakuje. Długo już chorowała na szpiczaka, ale mimo wszystko... dochodzę do wniosku, że do śmierci bliskiej osoby nie ma jak się przygotować, to zawsze jest szok i rozpacz...
Dwa tygodnie temu przypomniałam sobie, jaka dumna była ze mnie moja babcia, z tego, że schudłam, że ćwiczę, jak mnie zachęcała, i pomyślałam, że nie mogę jej zawieść. Wróciłam do diety 5:2, dwa dni poszczę, w pozostałe dni odżywiam się zdrowo z małymi grzeszkami. Zaczęłam też biegać. Marszobiegować właściwie, bo kondycję mam taką sobie, ale mam już za sobą 5 treningów, ostatnio przemarszobiegłam 3.5 km w 30 minut, więc jestem z siebie dumna. Waga pokazała upragnioną 8, teraz pracuję na 84 (moja waga z dnia ślubu). Jeśli jeszcze ktokolwiek tu zagląda, to melduję, że jestem i będę regularnie.
Eksperyment 5:2 - zobaczmy, czy działa...
Postanowiłam spróbować. Znalazłam sprzeczne opinie na temat tej diety, ale idea 2 dni postu przemawia do mnie. Chodzi mi głównie o lepsze samopoczucie, uczucie lekkości i obkurczenie żołądka (który już mam chyba 4-komorowy jak krowa, naprawdę...).
Dziś dzień postny, na śniadanie zjadłam 1 bułkę razową z twarożkiem plus kilka rzodkiewek, na kolację w planach jajko ze szczypiorkiem, odrobiną oleju i pomidorem. Jutro normalne posiłki o stałych porach. Następny dzień postny w czwartek. Będę na bieżąco relacjonować eksperyment, trzymajcie kciuki.
Czerwone spodnie
Szykowałam się dziś do pracy po siłowni i w oko wpadły mi spodnie. Czerwone dżinsy. Leżały w szafie jakieś pół roku, od kiedy mama przyniosła je z lumpeksu ("Chyba na Ciebie wejdą"). Nie weszły. Nie chciały wtedy przejść nawet przez biodra, ale zostawiłam je z odwieczną myślą: "Przecież dochudnę!". I wiecie co? DOCHUDŁAM. Wciągnęłam je na zadek, zamek zapięłam bez problemu, na udach się nie opinają - no idealne! Są dość długie, więc wdziałam obcasy i poleciałam do pracy jak na skrzydłach, dumna i zadowolona z siebie. Mój system działa! Zdrowe odżywianie działa! Ćwiczenia działają! Hurra!
Waga piątkowa 91 kg, czyli kolejny kilogram w dół. Za chwilę, za momencik będzie już 8 na wadze - ślubuję, że tej przebrzydłej 9 JUŻ NIGDY NIE ZOBACZĘ!