Coś się przechwaliłam chyba. Weekend był od soboty wieczora bezdietowo niestety... i do dziś nie mogę się ogarnąć.
Zaczęło się od nieplanowanej imprezy u znajomych w sobotni wieczór. Wypiliśmy troszkę drinków, do domu zlądowaliśmy w niedziele o 5 nad ranem ... i zaczęło się.
Jak zwykle po imprezie nie śpię za długo , a po alkoholu na drugi dzień ciągle chce mi się jeść.
Po południu drzemka 2,5 godzinna pozbawiła mnie snu z niedzieli na poniedziałek - MASAKRA JAKAŚ. O 6 rano w poniedziałek Pianistę oglądałam. Wzięłam urlop bo mnie ranow końcu zmogło. Pospałam do 10 i ruszyłam pozałatwiać kilka spraw zaległych, do których urlop musiałabym wziąć i tak.
Poniedziałek - w biegu coś tam zakazanego zjadłam. Tragedia
Wieczorkiem położyłam się spać z dziećmi już o 21 i we wtorek rano obudził mnie telefon o 7.15! Uwinęliśmy się z dzieciakami w tempie światła . Dzieci zdążyły do szkoły, ja mam 30 km więc się do pracy spóźniłam 10 min.
Oczywiście nie zdążyłam zrobić sobie nic do jedzenia więc w pracy podjadłam ciastka i kanapki gotowe - 4 szt z białego chleba:(
Do tego wszystkiego nie mam planu na juro (co sobie ugotować), ani zakupów zrobionych.
Oj ciężko mi idzie....
Ale najbardziej to się boję następnego weekendu. Wyjeżdżam z przyjaciółką na bite 4 dni do Sopotu , do SPA.
Koleżanka nie uznaje diet, więc kusić będzie... JAK JA DAM RADĘ?!