035
Cześć, Piękności ;)
Waga nie wiem jaka. Wiem, że wzrosła, nie wiem o ile, bo ważyłam się o dziwnej porze, półubrana, także.. Sama nie wiem. Zobaczę jutro rano.
Za to, moje drogie, zaktywizowałam się. Otóż rozpoczęłam bieganie. Plan treningu mam dla bardzo początkujących i słuchajcie, nie jest źle. Przynajmniej dzisiaj nie było. Biegam z przyjaciółką, bardzo miło się tak spędza czas. I czuję się bardzo dobrze po tej sesji. W sumie samego biegania było tylko 5 minut, (minuta biegu na 5 minut marszu w tym tygodniu), ale.. jest fajnie :) Radzę sobie. J. marudzi, że oczywiście chętnie by biegała więcej i że nic się nie zmęczyła, ale wiem, że tylko tak marudzi, bo mogła biegać więcej ;) A podczas ostatniej serii tak się zagadałyśmy, że nie zauważyłyśmy w ogóle jak ten czas zleciał.
Przed oczywiście rozgrzewka, tylko zapomniałam się porozciągać na końcu, co chyba zaraz uczynię, żeby żaden nieproszony zakwas mi się nie pojawił. Ale nie podejrzewam się o zakwasy, bo nie czuję zmęczenia mięśni. Trochę byłam zmachana w połowie, nic poza tym :P
Jadę planem zgodnym dokładnie z tym z ponizszego linka:
https://vitalia.pl/plan-treningowy-dla-poczatkujacych-biegaczy
Fajnie jest. Dobry humor, w końcu endorfinki jakieś się uwolniły.
Niby słonka dzisiaj brakowało. Niby włosy się nie chciały układać przez cały dzień. A jest fajnie. Ruch jest dobry!
034 - Kompleksy - elaborat, z życia wzięte xD
Dzisiaj chciałam popełnić elaborat. Właśnie tak. Na temat kompleksów, a jakże.
Głównie na temat wagi - of kors, jakże by inaczej.
Do poruszenia tego tematu natchnęło mnie pewne zdarzenie. Byłyśmy dzisiaj z moją psiapsiółą w kinie. I nie tylko, ale jednak głównie w kinie. Na dość głupiej, ale przyjemnej komedii. Wyszłyśmy rozchichrane. Po drodze do toalety minęłyśmy grubą dziewczynę. Nie tak grubą jak ja (bo to jednak wciąż rzadki widok), ale zdecydowanie bardziej grubą niż pulchną. No to półsekundowa lustracja, cyk-cyk, ona ma grubsze łydki, ja mam większy brzuch, ona jest tak ubrana, ja tak, wiecie jak to się robi (podejrzewam, że te naprawdę większe widzą :P), ona sądząc po przebiegającym wzroku robi to samo, no ale nic, idziemy dalej. W łazience dalej się śmiejemy w związku z komedią, w związku z niespuszczoną wodą w toalecie, w związku z interesującym kolegą, który przyszedł nam do głowy.. Też pewnie wiecie jak to jest. Potem wychodzimy, dziewczyna akurat też wychodziła z budynku i na "ruchomej ścieżce"(nie wiem jak sie toto nazywa, takie płaskie ruchome schody xD) była parę metrów przed nami. Psiapsióła puściła jakiś żart, zdaje się, że w związku ze sceną w filmie, albo w związku z kolegą, nie pamiętam teraz - taki żart na głośny, krótki wybuch śmiechu, co też uczyniłyśmy. Na co dziewczyna przed nami odwróciła się w naszą stronę, popatrzyła wzrokiem mówiącym "ze mnie się śmiejecie..", my spojrzałyśmy na nią (trudno było patrzeć gdzie indziej, bo odwróciła się gwałtownie, co samo w sobie przyciąga spojrzenie, a w dodatku.. zjeżdżałyśmy w dół, to gdzie miałyśmy patrzeć? xD). Tym spojrzeniem odwróciła naszą uwagę od tematu i zanim jakiś podjęłyśmy to już wyszła. Patrząc na nią, mogę powiedzieć, że byłam niemal pewna, że ta cisza po jej spojrzeniu upewniła ją w tym, że to z niej żartowałyśmy, mimo że WCALE TAK NIE BYŁO.
A teraz osobiście. Skąd ta pewność? Znam ten wzrok. Byłam kiedyś mega zakompleksiona (szczególnie pod koniec gimnazjum i na początku liceum, kiedy to ważyłam.. hm.. z 30kg mniej niż teraz?). Dziewczyna właśnie wyglądała jakoś tak licealnie. I przyszły mi do głowy te wszystkie sytuacje, kiedy każdy śmiech "obok" wydawał mi się śmiechem ze mnie. Potem jakoś sobie z tym poradziłam. Najpierw ciągle czułam, że to śmiech ze mnie, ale miałam to w dupie. A potem powoli doszłam do tego, że przecież nie każdy śmiech jest ze mnie. Co więcej - jeśli nie mam pewności, że jest ze mnie, to dlaczego mam tak w ogóle zakładać? Przecież to bez sensu. Ani to przyjemne, ani pomocne. Jasne, zdarzają się sytuacje, kiedy ktoś się śmieje (swoją drogą, ciekawe dlaczego ludzi bawi otyłość? xD może to te amerykańskie żarty z grubasów tak się przyjęły? sama nie wiem :P), no ale błagam. Mam płakać dlatego, że ktoś się śmieje z mojej wagi, kiedy nie płaczę, kiedy ludzie śmieją się ze mnie i moich znajomych, kiedy robimy z siebie kretynów jadąc do innego miasta? (raz z J. jechałyśmy do wawy i się ekscytowałyśmy, że ja Cieee, że stolica, że stadion, że Wojewódzkiego zobaczymy - w pełni świadome tego jak to idiotycznie brzmi i jakie emocje możemy budzić :P) Jednich bawi otyłość. Innych bawią upadki (J.). Jeszcze innych przejęzyczenia (to akurat mnie). Jedni są skończonymi chamami i będą wyśmiewać coś takiego wprost. Jeszcze inni są półchamami wychodzącymi z założenia, że "czego oczy nie widzą.." i będą się śmiać dopiero w gronie znajomych. A inni są szalenie taktowni i stłumią wesołość. (ja jestem w grupie pół-chamów jakby kto pytał :P)
A wy jak przeżywacie/łyście swoją nadwagę/otyłość? Też miałyście/macie taki czas, że każdy śmiech obok was jest śmiechem z was?
033
Kurde, nie wytrzymałam. Zważyłam się.
Waga stoi. Ufff.. Bo bałam się, że wzrośnie. Ale to pewnie jutro albo pojutrze, jak już się porządnie gdzieś odłoży to weekendowe szaleństwo.
Dzisiaj już grzecznie jem jak człowiek. Zarwałam nockę, toteż niedawno się obudziłam. I co widzę..? SŁONKOOO!!! <3
Śnieg leży jeszcze, ale słońce jest.. Aż kocura nie miałam serca w domu więzić, więc wyszedł. W ogóle mam wrażenie, że w nocy mi się jakoś tak dziwnie zatoki przetkały i czuję więcej niż przez ostatni (dłuuugi) czas. Oby tak to zostało :)
I właśnie przed chwilą ledwie uniknęłam przypalenie owsianki, bo zapomniałam, że mam ją na gazie, ale przyszłam w idealnym momencie. Często tak mam, że wiem, że to już. Że właśnie teraz woda się gotuję, że teraz makaron będzie miękki, że warzywka będą dobrze podsmażone. Bez stania w kuchni, bez zegarka - też tak macie? Że siedzicie i czujecie, że to już?
W tej chwili czuję się świetnie. Tak świetnie jak to tylko słonko może zrobić. Tak świetnie jak źle się czułam, kiedy go nie było. Spokojnie i z uśmiechem.
Zjem śniadanko, pobyczę się chwilkę i sprzątnę dom - kiedyś trzeba.. :P
Dziękuję wam za wszystkie miłe wpisy pod fotkami :) Dziękuję za miłe, bo niemiłych nie było! Jesteście kochane! :)
032 - Facjatencja again
No i się zważyłam. I 119.7.. Wiedziałam, że troszeczkę wzrośnie przez to racuchowanie xD
Co więcej.. Dzisiaj jestem u rodziców, także szykuję się na kolejny wzrost wagi poweekendowy xD Ale w związku z tym, że jutro się nie zważę to całe jutro i dzisiaj po południu mam na to, żeby to pospalać :) Spoko-loko. Okres wielkanocny wciąż trwa, nie mam zamiaru się umartwiać xDDD
Co do pytań pod ostatnią notką - dla zainteresowanych moimi oczami na codzień, wrzucam fotę sprzed ponad pół roku, jeszcze w okularach.. Przepraszam za idiotyczne miny, ale w związku z szerzej otwartymi oczami, możecie się im lepiej przyjrzeć. No i nie mam nic z dobrze widocznymi oczami u taty na kompie :P
Taki ze mnie świr :P
A tak serio - jak już mówiłam, mam ciemne oczy, więc różnica nie jest jakaś speklakularna. No i na powyższych fotkach jestem bez mejkapu, więc też to się prezentuje nieco inaczej..
031 - Fotencja facjatencji (soczewy again)
Ja przepraszam, ze nudze z tymi soczewkami, ale coraz bardziej się do nich przekonuję..
No, bo kurde.. same powiedzcie, czy nie fajnie?
(tak, tak, to moja twarz :P)
Mi się podobają..
A dzisiaj tak jak obiecałam - nie ważę się. Zważę się jutro, chociaż spodziewam się skoku, bo skusiłam się na racuchy wczoraj wieczorem.. Chyba, że dzisiejsze dwie godziny ćwiczeń je spalą.. A co tam! :P
030
Aloha!
Właśnie wypróbowywuję (?) ryż jaśminowy. Jest całkiem smaczny. Wciąż wolę ten najzwyklejszy biały. Najlepiej w zupie pomidorowej i mocno dosolony xD Ale nie.. tak serio, to fajnie znać te smaki, bo są na tyle różne, że w zależności od dnia mogę sobie dobrać taki, na który będę mieć ochotę :)
Waga.. No spadła nieco. 119.4 - najmniejsza jak dotąd. I najniższa z wakacji - poniżej niej nie zeszłam. W wakacje. Bo w maju, zdaje się, że było koło 117, ale to była najniższa waga w 2012, więc.. Już niedługo :)
Kurde, nie podoba mi się to, że tak jaram się tą wagą. Chciałam tego uniknąć, bo są ważniejsze rzeczy. Może czas ważyć się rzadziej? Może co drugi dzień.. tak na początek. Bo całego tygodnia nie wytrzymam xD A więc następne ważenie w niedzielę xD
029
Żle spałam. Bolą mnie plecy. Nie ma słońca.
= humor z dupy..
Czekam na jutro, mam pewien plan, na którego wykonaniu mi zależy, ale nie jestem pewna czy dam radę.. Hm. No, tajemnica xD
Waga 119.7 - już mnie nie zadowala. Czas na spadek ;) Ale trochę za dużo jem w stosunku do tego ile się ruszam, żeby spadało. Teraz raczej będzie stać w miejscu dopóki nie wypełznę z mojej króliczej nory. No niby jeszcze mogę w domu.. Ale te plecy bolą mnie tak dziwnie, jak nigdy wcześniej, tylko przy pewnych ruchach, a w dodatku dość mocno, że nie wiem za bardzo jakie ćwiczenia będą odpowiednie. W callaneticsie mówią, że pomagają na ból pleców, ale trochę się boję, a trochę mi się nie chce..
Wiem, wiem. Maruda ze mnie.
Ale taki mega leń mnie dziś ogarnia.. Chcę coś zrobić, ale.. no nie wiem! Nie umiem jakoś.
CHCĘ SŁOŃCAAAAAAAAAA!!!!
028 - Soczewki - foto!!
Hej, dziewczyny, ja tylko na momencik.
Waga w miarę stoi - 119.9 dzisiaj.
Ale.. ale.. przyszły mi w końcu te soczewki!!! :)
Efekt nie jest spektakularny, myślałam, że bardziej mi powiększą tęczówkę, a tu prawie żadnej różnicy.. Za to mam spojrzenie wampira na głodzie xD Zresztą.. same popatrzcie:
Przepraszam, za efekt lekkiego zeza rozbieżnego - moja kamerka internetowa jak jestem bardzo blisko to tak robi, sama w sobie takowego nie posiadam xD
Nie mam jeszcze fot ze zwykłymi moimi oczętami, bo strasznie chciałam je założyć, a nie bardzo chcę ściągać, więc pewnie cyknę pod wieczór, żebyście miały porównanie.. Mi się podoba :) Ale nie na tyle, żebym chciała na zawsze przy nich zostać - będę szukać dalej :)
__
edit:
Przypomniało mi się, że przecież mam zdjęcie normalnej tęczówki, która swoją drogą, brzydka nie jest. Niestety jest w zupełnie innym ujęciu, ale da wam to mniej więcej pogląd jaka jest różnica.
027
Hej, ho!
Dzisiaj waga nieco podskoczyła - 120.0
Nie jestem ani zaskoczona, ani rozczarowana. Trochę nie wiem czego się spodziewać jutro - czy podskoczy, czy spadnie, czy zostanie.. No, ale luzik, takie wahania mi nie straszne :)
Zamówiłam sobie soczewki zmieniające kolor oczu i trochę powiększające (seria Big Eyes, 14mm, dolly black). Ciekawa jestem jak będą się na mnie prezentowały. I czy będzie duża różnica, bo jednak 14mm to niewiele.. Ale nie chciałam startować od razu z 15stoma, bo to by była masakra ;) Nie umiałam za to znaleźć pośrednich, które by mi pasowały.. No nie wiem, przyjdą, zobaczymy ;) Może wam nawet wrzucę fotki :P Co jak co, ale oczy to akurat mogę pokazać śmiało xDDD
Nie wiem co tu pisać wam. Jem jak jem. Stęskniłam się za warzywami po świętach, więc wtrząchnęłam mrożonkę, wypiłam cappucino i siedzę najedzona.
Myślę sobie o zrobieniu komiksu internetowego, ale nie wiem na ile będę polować na fanów a na ile będzie to taki komiksik dla znajomych z żartami głównie sytuacyjnymi. Nie wiem, nie wiem.
Brakuje mi interakcji z ludźmi. Dobrze, że już prawie po świętach (prawie, bo powrót na uczelnię dopiero w czwartek).
Aaaaach! Marudzę!
026 - Nowy miesiąc, nowe wyzwania
No to dziewczyny.. zaczynamy!
Chociaż dzisiaj Prima Aprilis, ja tutaj żartować nie będę - obiecuję :)
Bo nie jest żartem, że waga mimo świąt dalej spada i jest w tej chwili..
119.5!
Czyli spadło.. 8,5kg.
W dwa miesiące. Niecałe. Bo nie od samego początku lutego, a luty przecież króciutki..
Szybko. Jak mi ktoś powie, że za szybko to w dziób - bo ja jem! Nigdy nie chodzę głodna! I w dodatku jeszcze nie zaczęłam ćwiczyć. Jedyne, co tak naprawdę udało mi się zrobić to kompulsywne obżarstwo zamienić na zwykłe jedzenie i olbrzymie ilości mięsa zamienić na warzywa i wprowadzić owoce. Nic ponadto jak na razie. A waga już jest jak z ostatnich wakacji. I to ta niższa z wakacji. A teraz będzie coraz cieplej więc też powinna spadać naturalnie. No kurdęęęęęę!!!!! Optymistycznieee miii :)
Zastanawiam się nad celem jaki postawić sobie na kwiecień. Znowu 4kg? Czy jednak utrwalać w tym miesiącu i strzelać mniej.. Hm. Zastanawiam się też jaka liczba na koniec miesiąca mnie usatysfakcjonuje. Wiem, że satysfakcja na pewno przyjdzie ze 112stką, która była najniższą wagą z dwa lata temu, ale to planuje na za dwa miesiące, więc waga między 119 a 112 to 115.5 i chyba przy tym zostanę. Bo to będzie właśnie to dokładnie 4kg.
Sooooł.. Cel na koniec kwietnia: 115.5!
Ale waga to jedno, a ja chcę wprowadzić to, co powinno być od początku a ja mam z tym olbrzymi problem. A mianowicie ćwiczenia. Myślałam o wprowadzeniu ich na początek (w sensie tych obowiązkowych, których nie mogę za żadne skarby sobie odpuścić - dodatkowe mile widziane) dwa razy w tygodniu, ale ja mam taki problem z ćwiczeniami, że ze mną tylko małe kroczki będą skuteczne, więc ustalam sobie na razie raz w tygodniu. Sobota, dwie godziny. Choćby nie wiem co - muszą być. Wiem, że wam, którym już ćwiczenie weszło w krew wyda się to bardzo mało. Ale ja uważam, że to jest dużo więcej niż nic, a ilość jest akurat taka, żebym nie myślała o rezygnacji z ćwiczeń.
Nic wam dotąd nie pisałam o centymetrach i jeszcze nie zamierzam umieszczać żadnych liczb, ale chcę powiedzieć tylko tyle, że jakoś nieproporcjonalnie chudnę w talii. I mam teraz takie dziwne wcięcie w talii, bardzo ostre, wyglądające hm.. osobliwie przy olbrzymich boczkach i brzuchu poniżej. Pewnie jak schudnę to będę uwielbiać to wcięcie (teraz też je lubię, ale mam wrażenie, że troszeńkę przesadziło :P). Cyknęłabym foty, ale nie czuję się zbyt pewnie :P Bądź, co bądź, kawał ze mnie baby, a większość Vitalijek wrzuca zdjęcia przy wagach poniżej 90kg, a najczęściej przy 50-60. No a ja tu taka dokładnie dwa razy większa :P
Nie chodzi o to, że się wstydzę, czy coś. Ale nie umiem przewidzieć reakcji i to mnie hamuje..
Wyraźcie opinie :P
Senkujuuu!