Dzisiaj chciałam popełnić elaborat. Właśnie tak. Na temat kompleksów, a jakże.
Głównie na temat wagi - of kors, jakże by inaczej.
Do poruszenia tego tematu natchnęło mnie pewne zdarzenie. Byłyśmy dzisiaj z moją psiapsiółą w kinie. I nie tylko, ale jednak głównie w kinie. Na dość głupiej, ale przyjemnej komedii. Wyszłyśmy rozchichrane. Po drodze do toalety minęłyśmy grubą dziewczynę. Nie tak grubą jak ja (bo to jednak wciąż rzadki widok), ale zdecydowanie bardziej grubą niż pulchną. No to półsekundowa lustracja, cyk-cyk, ona ma grubsze łydki, ja mam większy brzuch, ona jest tak ubrana, ja tak, wiecie jak to się robi (podejrzewam, że te naprawdę większe widzą :P), ona sądząc po przebiegającym wzroku robi to samo, no ale nic, idziemy dalej. W łazience dalej się śmiejemy w związku z komedią, w związku z niespuszczoną wodą w toalecie, w związku z interesującym kolegą, który przyszedł nam do głowy.. Też pewnie wiecie jak to jest. Potem wychodzimy, dziewczyna akurat też wychodziła z budynku i na "ruchomej ścieżce"(nie wiem jak sie toto nazywa, takie płaskie ruchome schody xD) była parę metrów przed nami. Psiapsióła puściła jakiś żart, zdaje się, że w związku ze sceną w filmie, albo w związku z kolegą, nie pamiętam teraz - taki żart na głośny, krótki wybuch śmiechu, co też uczyniłyśmy. Na co dziewczyna przed nami odwróciła się w naszą stronę, popatrzyła wzrokiem mówiącym "ze mnie się śmiejecie..", my spojrzałyśmy na nią (trudno było patrzeć gdzie indziej, bo odwróciła się gwałtownie, co samo w sobie przyciąga spojrzenie, a w dodatku.. zjeżdżałyśmy w dół, to gdzie miałyśmy patrzeć? xD). Tym spojrzeniem odwróciła naszą uwagę od tematu i zanim jakiś podjęłyśmy to już wyszła. Patrząc na nią, mogę powiedzieć, że byłam niemal pewna, że ta cisza po jej spojrzeniu upewniła ją w tym, że to z niej żartowałyśmy, mimo że WCALE TAK NIE BYŁO.
A teraz osobiście. Skąd ta pewność? Znam ten wzrok. Byłam kiedyś mega zakompleksiona (szczególnie pod koniec gimnazjum i na początku liceum, kiedy to ważyłam.. hm.. z 30kg mniej niż teraz?). Dziewczyna właśnie wyglądała jakoś tak licealnie. I przyszły mi do głowy te wszystkie sytuacje, kiedy każdy śmiech "obok" wydawał mi się śmiechem ze mnie. Potem jakoś sobie z tym poradziłam. Najpierw ciągle czułam, że to śmiech ze mnie, ale miałam to w dupie. A potem powoli doszłam do tego, że przecież nie każdy śmiech jest ze mnie. Co więcej - jeśli nie mam pewności, że jest ze mnie, to dlaczego mam tak w ogóle zakładać? Przecież to bez sensu. Ani to przyjemne, ani pomocne. Jasne, zdarzają się sytuacje, kiedy ktoś się śmieje (swoją drogą, ciekawe dlaczego ludzi bawi otyłość? xD może to te amerykańskie żarty z grubasów tak się przyjęły? sama nie wiem :P), no ale błagam. Mam płakać dlatego, że ktoś się śmieje z mojej wagi, kiedy nie płaczę, kiedy ludzie śmieją się ze mnie i moich znajomych, kiedy robimy z siebie kretynów jadąc do innego miasta? (raz z J. jechałyśmy do wawy i się ekscytowałyśmy, że ja Cieee, że stolica, że stadion, że Wojewódzkiego zobaczymy - w pełni świadome tego jak to idiotycznie brzmi i jakie emocje możemy budzić :P) Jednich bawi otyłość. Innych bawią upadki (J.). Jeszcze innych przejęzyczenia (to akurat mnie). Jedni są skończonymi chamami i będą wyśmiewać coś takiego wprost. Jeszcze inni są półchamami wychodzącymi z założenia, że "czego oczy nie widzą.." i będą się śmiać dopiero w gronie znajomych. A inni są szalenie taktowni i stłumią wesołość. (ja jestem w grupie pół-chamów jakby kto pytał :P)
A wy jak przeżywacie/łyście swoją nadwagę/otyłość? Też miałyście/macie taki czas, że każdy śmiech obok was jest śmiechem z was?
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
nigraja
10 kwietnia 2013, 09:05no aż szkoda zrobiło mi się tej dziewczyny należało by uprzejmie wyjaśnić jej sytuację tak aby nie "dokładać jej" złego samopoczucia
nena111
9 kwietnia 2013, 22:10Jak bylam mloda to nie bylam gruba.A teraz jestem dosc stara,zeby wiedziec,ze waga nie mowi jakim jestem czlowiekiem:) Smieje sie i z grubych i z chudych jesli zrobia cos smiesznego ,najlepiej niechcacy:))) i z przejezyczen tez:) A co najwazniejsze,moim zdaniem,umiem smiac sie sama z siebie:)
CzekoladowoMi
9 kwietnia 2013, 12:01ja mam tak trochę do dzisiaj ale już się tak 'dziko' nie odwracam, tylko kątem oka zerkam, czy to ze mnie czy nie:P
kachagrubacha.wroclaw
9 kwietnia 2013, 00:54jak bylam baaaaaaardzo mloda to sie przejmowalam. W podstawowce bylam bardzo szczupla ale mialam wielki biust i sie dzieciaki smialy , a ja sie garbilam. Z czasem nauczylam sie , ze zachowanie ludzi nie okresla mnie tylko ich samych. Jak ktos sie smieje ze mnie glupio no to po prostu jest glupi czyli to on ma problem nie ja :) Teraz juz nic mnie nie porusza, stoicyzm mi sie wlaczyl. Mozna sie ze mnie smiac i nabijac albo bic szufla przez twarz... nawet mi oko nie drgnie :D