- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (8)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 34777 |
Komentarzy: | 382 |
Założony: | 18 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 16 sierpnia 2017 |
kobieta, 35 lat, Skoczów
180 cm, 71.70 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Moja aktywność - spaliłam 66 kcal
Dieta. Przychodzi i odchodzi. I zaś wraca i zaś sobie idzie.
Kurcze, ja sie pieknie trzymałam, nawet wyjechałam w góry z ukochanym, aby spozytkować energię i myslałam, że waga pójdzie w dół. O ja naiwna:).
W pierwszy dzień po górach szliśmy 5 godzin, przez pierwsza godzine myślałam, że wyzionę ducha. My na spontana, bez zimowych butów, w adidasach, na szczescie kurtki zimowe mielismy. Jakies 2 km od schroniska zaczęły sie połacie sniegu i bywało ślisko, na co siarczyście klnęłam w myślach. Przez całą drogę zadziwialiśmy sie wzajemnie "poszli w górę na spontana" bez odpowiednich butów, bez jakiegokolwiek jedzenia itp. Co chwilę na zmiane było ciepło i zimno. Buty przemokły od sniegu. Dotarliśmy do schroniska gdzies tam na zadupiu w górach górzystych, zjedlismy garść frytek, filet z kurczaka(smazony na oleju, a jak..) i porcje surówki( na pewno z majonezem), do tego zielona herbata. Yeah:P. Porcja obiadu byla nie wielka, ale moze to i dobrze, przynajmniej się ogrzałam. Mój Wspaniałomyślny Narzeczony chciał wejśc na szczyt. No ok, to idziemy.. po czym przeszedłszy 30 metrów po 1,5m ubitym(choc czasem zapadającym się sniegu) trzymając się poręczy. Jak w pewnym momencie zjechalam po ubitym sniegu na lodzie, kategorycznie zażądałam odwrotu. Mina Narzeczonego nie była zachwycajaca, ale po kilku namowach odpuścił. Nie mialam zamiaru, aby nas potem zbierali z jakiejś doliny:/. I co z tego, że to byl szlak dla turystów, nie mieliśmy odpowiednich butów -koniec kropka. Tak wiec powrót trwał ponad godzinę, schodząc ze schroniska, musieliśmy uwazac bo mozna bylo zjechać. Powrót to była jedna wielka walka z grawitacja:P.
Nie macie pojęcia jaką ulge poczułam wsiadając do auta.. moje poślady umarły. Wg krokomierza spalilismy ok.1000kcal (niby 800, ale dodaję do tego wchodzenie pod górkę przez 3 godziny). W domu zjedliśmy kanapki, mało, bo nie chciało się jeść.
Następny dzień to był spacer po miejscowościo-wioskach. Po 6 km doszliśmy do pałacyku jednego, drugiego, zjedliśmy pyszne lody (ja - jogurtowe, z owocami swiezymi, bitą smietaną, i odrobiną cynamonu-nie lubię, ale dodali.), a druga połówka- z rumem, lodami waniliowymi i rodzinkami -łeeee..:P. Warto było je zjeść, bo potem gps w telefonie tak nas poprowadził.. że szliśmy 2-3 godziny przez pola, łąki i lasy z bagnem.Było na zmianę gorąco i lekki wiaterek. w pewnym momencie myślałam, że cywilizacja się skończyła, ale wtedy spoglądałam hen daleko i widziałam piękne góry ze śniegiem, amazing!! Po wielu trudach dotarliśmy do głównego miasta, zrobiliśmy w jedną stronę 14 km. W głównym mieście szukaliśmy jakiegoś miejsca na obiad. Trafilismy do pysznej knajpki, gdzie zjedliśmy dobre jadło! ja z Winkiem półsłodkim białym. Naprawdę obiad był niebo w gębie.
Pozwoliłam sobie na:
pieczone ziemniaczki, filet z kurczaka grilowany z serem i pomidorem(to na wierzchu), mialam sos paprykowy-uuch:/ nie zjadłam, i czosnkowy plus paleta surówek i ogorek kiszony - najpyszniejsze. Byłam tak rewelacyjnie napchana, że pojęcia nie macie. Godzine sie delektowaliśmy, no i nie chciało sie wracac do pokojów.
Po obiadku ruszliśmy w droge powrotną. Próbowalismy uciec przed deszczem. Tak więc kolejne 7km wracalismy, byliśmy tak urobieni ..:( W domu zjedlismy jakies kanapki, bo siły nie było:D. Sprawdzalismy, przeszliśmy łącznie łącznie - 24 kilometry, zrobiliśmy pond 35 tys kroków! OMG.Rano w sobote wszystko bolało.
A w sobote pojechalismy do aquaparku! na 4 godziny! pierwszy raz w zyciu przeplynelam długosc basenu, a jak dotarlam do konca to umierałam, kolka chwycilam, dyszałam jak pies po spacerze, MASAKRA. Ale moj chłop nie lepiej, ale dawał radę, bo umiał pływać. Chodziliśmy do jacuzzi, ciepłe, zimne, na basen zewnetrzny, super było. Ale bylismy tak wyczerpani, że w mieszkanku zamówiliśmy sobie pizze dużą z serem, pieczarkami i kurczakiem.
Zjadlam 3 kawalki z keczupem i sosem czosnkowym i zielona herbatą i potem..co robiłam? UMIERAŁAM xD. Byłam najedzona, zmęczona i prawie zasnęłam ;-).
W niedzielę wróciliśmy do domu, ale wczesniej do rodziców: rosołek i schabowy z ziemniakami i buraczkami. Mniam.
A dzisiaj w koncu staję na nogi i ruszam ze zdrowym jedzeniem i cwiczeniami! Howgh!
PODSUMOWUJĄC:
dużo chodziłam, dużo umierałam:D, jadłam jak jadłam, no ale dużo chodziłam:P, to był spędzony aktywnie czas, baterie naładowane do działania.
Sobotnie porządki spalają kalorie?
Ale się dziś namachałam! W sumie to nawet nie, bardziej mnie wykończyło 6km zapiernicz z ciężkimi torbami, mieszkam w centrum a wszystkie sklepy sa na obrzeżach :(.. Do tego ból głowy, wiatr...
Dzień rozpoczęłam śniadankiem: jajecznica z 1 jajka (resztę 4 jaj w jajecznicy pożarł mój Przyszły), łyżeczka posiekanej kielbaski prosto od rolniczego rzeźnika i odrobinę cebulki. Kilka godzin później byłam juz u mamy, tam pochłonęłam dietetycznego kotlecika z indyka smazonego na wodzie oraz 4 kawałki ciasta marchewkowego (w ciescie: pół szkl.oleju rzep.zamaist 2 szklanek i szklanka jogurtu naturalnego). Naprawdę ciacho pyszne, lubie do mamy na ciasta przychodzić bo wszystkie muszą być lekkie i niskotłuszczowe:). Polatałam po lidlu, mieli promocje na warzyw ai owoce, to kupiłam i ananasa i banany i pomarańcze..dobre i słodkie.
No a moja dalsza konsumpcja wyglądała tak: 2 kostki milki oreo (tylko 2, reszte pochłonął Przyszły:P), 2 pomarańcze, 2 kromki ciemnego chlebka, serek kanapkowy, szyneczka, skrawki sera zoltego, sałata i lyzka cwikly:).
Do tego 2 szklanki soku pmarańczowego z Biedry. to pierwszy sok, ktory faktycznie mi smakuje, a jestem wyczulona na różne 'posmaki'. Co prawda kosztuje 5 zł za litr, ale czuć że to sok.
Dzisiaj nawet nie poćwicze tradycyjnie, bo Narzeczony ma jakąś konferencję z klientem i nie mogę skakać:/, bo wszystko jest na linii. Ale zrobię serię na przysiady, żeby ta 100 była:) Jutro urodziny teścia, jedziemy z tortem, ktory zrobila moja mama i z postanowieniem, że nie bede dużo jadła:).
Nie wierzę, że te ćwiczenia na pośladki i nogi mnie znokautowały! Bolało jak !@#$%^, a pot lał się ze mnie gorzej niż z godzinnego treningu..
Odrzucam czekoladę, słodycze, (ograniczę tylko do okazjonalnego ciasta- urodizny w niedzielę), tłuste rzeczy - wszystko dla mojej skóry twarzy. Czuję sie tak koszmarnie.. atopowe zapalenie skóry to najgorsza rzecz na świecie:(.. Wyjsć na miasto nie można, nie mówiąc o innych miejscach.. a jutro wlasnie musze gdzieś pojechać.
a jednak, były 2 dni, w ktorych nie ćwiczyłam - niedziela i wczorajszy poniedziałek. Byłam u jednych rodziców, u drugich. U jednych wszystko dietetyczne, u drugich wrecz odwrotnie. ciasta z kremem i truskawkami, schabowy (no jak odmówić teściowej), sałatka warzywna na śmietanie.. ale za to wędlinki swojskie były, zjadłam troszkę z szyneczki, 3 herbaty zielone.. zero alkoholu.
Co prawda czułam, że ciasto z truskawkami weszło mocno i brzuch zaczął dawać znać, ale potem wszystko się wyregulowało. Narzeczony mial spotkanie klasowe po ilus tam latach i nie było go na noc, wiec razem z jego rodzicami siedzialam i gadałam pół nocy. a pół nocy nie spałam, bo moja zguba wróciła i cierpiała. :P
Dziś dostałam @, zrobiłam niedorobiony żurek (bo mojemu Cierpiętnikowi się zachciało), nie wyszedł taki dobry jak mamy, bo brakuje chrzanu.. Wiec jutro kupię i jakoś zjemy. Jutro z rana, poki brzuch boleć nie bedzie, chce zrobić 40minutowy trening z Blendera, mam nadzieję, ze mi sie uda. Dzis posmakowałam trochę żurku przy gotowaniu, bialej kielbasy, jajek, echh miałam już dosyć.. pewnie do 2 tys dobiłam dziś.. ale od jutra na czysto juz:) Narzeczony dziś w domu, a jutro do pracy więc będe miala miejsce do treningu.
Mam nadzieję, że u was brzuszki już poświąteczne:)
ćwiczeń:). Dziś było 30 minut ponad, ale trochę miałam dość. Rano przed cwiczeniami potrzebowalam czegoś słodkiego.. zjadlam 3 cukeirki z galaretką i 2 kostki małej milki. Ale potem cala mokra koszulka i spodenki:) i obiadek: ryż brązowy i gulasz z indyka i pieczarek.
Ćwiczyłam dziś 8minutowe 100rep na pośladki z Blenderem +
24 minuty (nie wytrzymałam 37 minut, bo chcialam sobie zmienic) na trening calego ciało z Blenderem
14 minut na brzuch z Blenderem.
Ogólnie jedzeniowo się trzymałam, nie było więcej niż 1500 kcal. Jutro też jeszcze mam rundkę do przejścia na zakupy - zamówiłam łososia w pewnym sklepie z rybami, otworzyli niedawno i maja zbyt łososia, więc spróbuje, 25 zł za kilo.. mmm marzy mi się z opiekanymi ziemniaczkami i dobrą surówką z marchewki:-).. mniam.
Ciesze się, ze jakaś systematyczność jest. Jak minie tydzień a ja bede dalej ćwiczyć, będzie to znaczyło że wbiłam się w rytm:)
Jest progres, jest motywacja:)
We wtorek byłam 12 godzin bez jedzenia.. no, nie wliczając jednego herbatnika i jednej babeczki. a tak to nic,ttylko zapiernicz w szatni z modelami i modelkami na pokazie. Naprawde nogi bolały mnie jak nigdy.
W domu zjadlam 2 miseczki rosołku, kostkę milki i jabłko. i Padłam śpiąca, w połowie Twoja twarz brzmi znajomo.
W niedziele wstalam o 12 xD. makabra.
Ale za to od niedzieli ćwiczę blendera, dzis jest 3 dzień. Ćwiczyłam ponownie spalanie 1000kcal, 560 i 370. Chociaz 1000 kcal i 370(dzis) - mialam wrazenie ze tak samo jestem zziajana. Może dlatego, że przy tym krotszym treningu dawałam z siebie wszystko? No i blender ma tez rewelacyjny 8minutowy program na posladki - rozne przysiady x 100, rewelacyjny wycisk:).
W niedziele zrobię tylko przysiady, bo na pewno bedzie spacerek do rodziców na obiad wielkanocny:)
Dzisiaj dorabiałam jako hostessa..
7:30 - kanapka z grahamki, masła, sałata, ser, szynka, pomidor, ogorek, zielona herbata
8:30 - drozdzowka z serem, ale polowy nie zjadlam bo bylo z lukrem, a ja nie lubię
od 9:30 do 18:30 ZAPIERNICZAŁAM ze stylistka po centrum handlowym, nosiłam tone ubrań, a oczy mi wyleca zaraz.. jestem mega zmęczona.
Po powrocie do domu: - 300ml rosołku mmm z makaronem, 4 kostki milki orzechowej, 2 plasterki banana i 50g ryżowych prazynek (4kcal jedno).
Nie zjem nic więcej bo to co zjadlam mnie zapchało, a jutro bede tam 12 godzin i tez nie zjem nic specjalnego.. jedynie o 21 może coś zjem..no i na śniadanie, a wmiedzyczasie cos przechrupię.. ale kasiorka będzie:). w Niedzielę sobie obiadek krolewski zrobię.. indyczek, ziemniaczki i dobra surówka mmm..chce niedziele! Ćwiczen zadnych oczywiscie, chociaz mysle ze przez 9 godizn ciągłego chodzenia, kucania, stania itp spaliłam z 1000kcal, przynajmniej tak się czuję.
Ból stóp potworny, a jutro bedzie jeszcze gorzej!
Znienawidziłam vitalie po tym, jak nie chciała przez 3 dni dodać mojego wpisu. A chciałam się pochwalić wyczynami i poskarżyć na dietę. Co do diety, to no.. no wiecie jak to jest. Jedziesz na imieniny do taty, jesz, jesz(co prawda zdrowo i bez tłuszczu:)), jedziesz do rodziny Narzeczonego, jesz, bo Ci nakladają ciasta na ten talerz.a Ty wiesz ze u siebie tak nie zjesz, więc pozwalasz sobie na jedna wuzetkę i jedna napoleonkę z budyniem. Chociaz nie smakują one tak dobrze jak ciasto z malinami i śmietaną,zamiast sztucznego kremu...
Ale sie rozmarzyłam:D
Ale to nic, od tygodnia cwiczylam sety z wyzwania..potem 3 dni opuściłam, bo nie miałam na to czasu (musiałam poświęcić kilka dlugich chwil na dodatkowy zarobek), ale od wczoraj ruszyło z kopyta - blender spalający 1000kcal max, 700kcal min. myslę, że znalazłam sie pomiedzy i spaliłam jakieś 800, bo lało się ze mnie, byłam naprawdę wykończona.. domyślam się, ze 1000 spali osoba, ktora ma duzo do zrzucenia, a 700 osoba ktora nie ma nic do stracenia xD Ćwiczyłam godzinę i 25 minut. Chyba jeszcze nigdy tyle nie ćwiczyłam :P.
A skoro juz spaliłam tyle kcal, to wypadałoby zjesc cos pozywnego. Ugotowałam ryż brazowy.. zapiekłam kurczaczka pokrojonego, w folii z pieczarkami.. i nie mogłam się powstrzymać, ale przyszła teściowa dała garnek kapusty zasmazanej..wiem tłusto i w ogole, ale jadłam dawno temu i tak bardzo musiałam spróbować! Nałozyłam do małego garnuszka i podgrzałam..nim się podgrzało całe, połowe wyjadłam łyżeczką xD. Ale obiadek byl przedni:)
Dzisiaj trening bedzie po 11, akurat jak skoncze to bedzie obiadek:-D. wiosna idzie, cm powinny lecieć, w kweitniu zaczynam staz, ale z urzedu pracy nikt mi nie daje znać co i jak, więc muszę chyba sama się tam wybrac.
Miłego dnia:-)
Ojej, ojej.
Dzisiaj było bez ćwiczeń, mimo że miałam cholernie duzo czasu. Po prostu wolałam siedziec przy kompie i oglądac pierdoły. W tym czasie pochłonęłam:
miseczkę owsianki, 3 kolaczyki drozdzowe z chudym serem, średnia miseczka barszczu z mieskiem i ziemniakami.. po tym byłam peeełna, a tu narzeczony dzwoni i mówi, że mam się fajnie ubrac i gdzies mnie zabiera.
i tam gdzieś, niedaleko naszego mieszkanka zjadłam pysznie i tłusto (pocieszam się, ze znajdował się tam dobry tłuszcz..chyba, bo w restauracjach nigdy nic nie wiadomo:P) . Miałam wybrac co chcę, więc wybralismy łososia w roznej postaci. Ja grillowanego z masełkiem czosnkowym, sałatka z rukolą, cebulką czerwoną, pomidorem, rzodkiewka, kapusta i sałatą skropione oliwą z sosem vinegret oraz talarki. Zawsze do wszystkiego dawano frytki, a skoro wybur był no to wzięłam talarki. Jestem najedzona, po powrocie do domu poprawiłam łykiem półwytrawnego wina.
Jestem szczęśliwa, ale z drugiej strony zawiedziona. Ale jutro trochę pochodze i spędzę miło czas, to na pewno! Jutro takiego hulańczego jedzonka nie bedzie mam nadzieje:)