Ale się dziś namachałam! W sumie to nawet nie, bardziej mnie wykończyło 6km zapiernicz z ciężkimi torbami, mieszkam w centrum a wszystkie sklepy sa na obrzeżach :(.. Do tego ból głowy, wiatr...
Dzień rozpoczęłam śniadankiem: jajecznica z 1 jajka (resztę 4 jaj w jajecznicy pożarł mój Przyszły), łyżeczka posiekanej kielbaski prosto od rolniczego rzeźnika i odrobinę cebulki. Kilka godzin później byłam juz u mamy, tam pochłonęłam dietetycznego kotlecika z indyka smazonego na wodzie oraz 4 kawałki ciasta marchewkowego (w ciescie: pół szkl.oleju rzep.zamaist 2 szklanek i szklanka jogurtu naturalnego). Naprawdę ciacho pyszne, lubie do mamy na ciasta przychodzić bo wszystkie muszą być lekkie i niskotłuszczowe:). Polatałam po lidlu, mieli promocje na warzyw ai owoce, to kupiłam i ananasa i banany i pomarańcze..dobre i słodkie.
No a moja dalsza konsumpcja wyglądała tak: 2 kostki milki oreo (tylko 2, reszte pochłonął Przyszły:P), 2 pomarańcze, 2 kromki ciemnego chlebka, serek kanapkowy, szyneczka, skrawki sera zoltego, sałata i lyzka cwikly:).
Do tego 2 szklanki soku pmarańczowego z Biedry. to pierwszy sok, ktory faktycznie mi smakuje, a jestem wyczulona na różne 'posmaki'. Co prawda kosztuje 5 zł za litr, ale czuć że to sok.
Dzisiaj nawet nie poćwicze tradycyjnie, bo Narzeczony ma jakąś konferencję z klientem i nie mogę skakać:/, bo wszystko jest na linii. Ale zrobię serię na przysiady, żeby ta 100 była:) Jutro urodziny teścia, jedziemy z tortem, ktory zrobila moja mama i z postanowieniem, że nie bede dużo jadła:).