- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (18)
Grupy
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 13950 |
Komentarzy: | 215 |
Założony: | 14 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 3 marca 2014 |
Postępy w odchudzaniu
o tym jak przegrywam. / w poszukiwaniu silnej woli
#czlowieku! nie podcinaj innym skrzydel, tylko
dlatego, ze sam jestes zbyt leniwy, aby cos
osiagnac !
dlaczego ludzie sa tacy beznadziejni?
gdzie ja zyje?!
ale może od początku.
postaram sie napisac wszystko co mam na myśli, przelac tu flustracje wczorajszego dnia. mój młodszy brat, który ma 15 lat, jest moja najwieksza motywacja. mimo, ze laczy nas tak samo popieprzona i przykra przeszlosc - on jest moja motywacja, która jest pozytywnie nastawiona do wszystkiego ! jest tak dojrzaly i pelen pozytywnej energii.. ze kiedy lape dola, pomaga mi tylko on. to ja biore z niego przykład. stawia cele, określa czas, realizuje je. jest wspanialy i jestem z niego bardzo dumna. uwielbiam jego determinacje, dazenie do celu, realizacje celu, pozytywne myśli, i spokoj polaczony z cierpliwoscia. kiedy dwa lata temu wyjezdzalam do usa, zostawilam go jako szuplutkiego, chłopaczka, któremu wielu dokuczalo, bo był cichy i spokojny, nie miał zbyt dużo znajomych, ale od zawsze lubial cwiczyc.
w tamtym roku zaczal cwiczyc bardziej powaznie. razem z moim kuzynem, który również jest moim bratem. wiecie taka nasza 'trojca' <3
rozpoczal ćwiczenia w kwietniu 2013 r., a w lipcu bylam na dwa msc w Polsce i przezylam szok. sami ukladaja sobie plan, diete, siedza w necie, czytają.. rozwijają się, maja silownie w garażu, zyja zdrowo, nie pija, nie pala. i z tego chłopaczka, który wazyl 60 kg przy wzroście 182, powstal mezczyzna, który przy tym samym wzroście wazyl prawie 90 kg.. wow.
oprócz zmiany fizycznej, nastapila tez mentala, jest dusza towarzystwa, każdy go uwielbia, ma mnóstwo znajomych, jest dojrzaly, pozytywny, wspanialy, radosny, nigdy się nie zali, nigdy nie slyszalam od niego ' mam zly dzień, wale to, mam dola' .. nigdy. az wstyd mi, bo ja tylko narzekam.
pracowal nad masa, teraz przeszedł na redukcje.
ma marzenie.. chce zostać kulturysta, jego idol, z którego bierze przykład to Arnold Schwarzenegger. Ma caly plan, realizuje go, dowiaduje się wszystkiego na tematach zawodow i serio chce w nich wziąć udział. uwielbia cwiczyc, zresztą tak jak i ja.. to jego pasja.
dwa miesiące temu, moja motywacja postawila sobie cel, podobny do mojego.
'zrobie szpagat[prawidlowa nazwa to chyba sznurek]' , czas realizacji 2 miesiące.
ja również rozciagalam się, bo ten cel był wlasciwie mój, ale strzelilo mi cos w nodze i doszłam do wniosku, ze wale te szpagaty..bo potem nawet cwiczyc nie mogłam. ale ciul tam ze mna:D
wazne, ze minelo cos ponad miesiąc i...
;]
mój brat[ facettttt !!] robi sznurek, no wow... jak zobaczyłam to zdjecie na fb, kopara mi opadla.
a teraz do sedna sprawy. oczywiście jako dumna siostra, chwale się kazdemu moim bratem, pokazuje jak wygląda, jakie ma już miesnie, mimo, ze cwiczy dopiero niecaly rok. jakie ma plany, marzenia, ambicje i determinacje !
każdy kto widział jego miesnie, albo to zdjecie, zrobil wielkie wow.
mój kolega pytal ile on ma lat, bo sam w jego wieku wygladal strasznie szczuplo.. podziwial go, ze zrobil cos takiego, ze cwiczy itd.
i mam również drugiego kolege, wlasciwie to jest mój ex [lol] który został przyjacielem. xdd
jemu nie chwaliłam się, z tego względu, ze on wszystkich i wszystko krytykuje.
albo tylko mnie krytykuje i to co mnie się podoba, to czym ja się fascynuje, to co mnie cieszy. zawsze kiedy mowie o kims, lub o czyms pozytywnie to nasłucham się, ze ' to jest głupie, beznadziejne, zle, dziadostwo, ten jest nienormalny, przytrzymany, niedorozwiniety' etc.
wczoraj pisaliśmy wieczorem i wyslalam mu to zdjecie.
no i oczywiście polala się lawina hejtu;
cytuje : 'chyba nie ma jaj, bo tak się nie da zrobić z jajkami, bo boli'
'i co z tego, ze zrobil.. nic z tego nie będzie mial'
'tylko się rozciagnal, przestanie cwiczyc to już nie zrobi, mnie to nie cieszy' etc.
moja jedyna myśl; 'boze, człowieku, jesteś zalosny'/ a jakbym go miała pod reka to chyba bym zabila.
tak. mój brat zrobil TYLKO szpagat, którego ja, kobieta [mimo, ze mowia, ze kobietom latwiej to zrobić niż mezczyznom] nie dalam rady zrobic...
innym razem pokazywałam mu plecy młodego, jak je napina itd. cos pięknego i zakochałam się w jego mięśniach - mój przyjaciel oczywiście od razu skwitowal, ze wcale nie jest usmiesniony, a to co ma na plecach to tylko wystające łopatki.
[az mi się ciśnienie podnosi jak to czytam]
kolejny przykład: mowilam mu, ze młody ma marzenie, chce zostać kulturysta.
wysmial się, bo czemu miałoby mu się to udac?!
A CZEMU KURWA NIEEE ?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ;/
skoro cwiczy to na pewno bierze dopalacze itd. - to tez zdanie mojego przyjaciela, który gowno wie o moim bracie, nie zna go, nigdy z nim nie rozmawial... a pierdoli głupoty i wciska mi jeszcze swoje 'prawdy'. Kuba sam mowil, ze nie ma zamiaru faszerować się chemia, ma zbilansowana diete... zresztą nie pracuje, a w domu się nie przelewa..wiec skad ma mieć na koks. a poza tym wiedziałabym o tym jako pierwsza, bo o wszystkim sobie mówimy;]
Troche to chaotyczne, ale zaraz wytlumacze Wam o co mi chodzi. Musialam wcześniej trochę nakreslic sytuacje.
Nie chodzi mi o to, żeby każdy skladal pokłony przed Kuba, żeby każdy go chwalil... ja rozumiem, ze nie każdemu podoba się robienie szpagatow czy ćwiczenia i modelowanie swojego ciala, praca na sobą itd. ale mnie chodzi o głębszy wymiar tego wszystkiego.
Ktos robi cos ponad innych, ktoś poswieca swój czas, ktoś stawia sobie cel, wyznacza czas i REALIZUJE GO!!!![bez względu na to czy chodzi tu o nic nie wnoszący do zycia szpagat, czy o cos zupełnie innego] jest pelen determinacji, pokazuje sile, dusze wojownika, silna wole, motywuje, wskazuje droge, jest przykładem do nasladowania.. walczy, pokonuje sam siebie, spelnia marzenia, a Ty nadal siedzisz na dupie, nie potrafisz nic zmienić w swoim szarym, jebanym zyciu. narzekasz, użalasz się nad sobą i swoim zyciem i tylko hejtujesz, podcinasz komus skrzydla. trochę wiary w ludzi, trochę szacunku !! szacunku dla Tych, którzy robia cos więcej... którzy się spelniaja, dzialaja, zyja ! którzy do czegos dążą !
W glowie mam caly czas filmik motywacyjny Grega Plitt'a.. w którym mowil wyraźnie, ze jeśli spotkasz człowieka, który osiagnal cos wielkiego.. ODDAJ MU SZACUNEK.. bo kiedyś moze on będzie Twoja motywacja, pomocą w realizacji Twojego celu. Tak samo inny filmik, który ogladalam wczoraj. tym razem 'aktywne zycie', również był poruszany ten temat.. ze zyjemy w chorym społeczeństwie.. komus cos się udaje, ktoś na cos ciężko pracuje... a inni tylko hejtuja, mieszają z blotem.
skad to się bierze ? zazdrość?
i to jest przykra, bolesna prawda. miałam mu pisać... znowu litanie, zjechać, wytlumaczyc... ale pohamowałam się. nic to nie da, hejter nie zrozumie. woli wszystkich oceniac, i jebac na każdym kroku. jak ktoś cpa i pije jest zle, jak ktoś cwiczy, ma cel to jest skazany na krytykę.
Uwielbiam, szanuje i doceniam osoby, które poswiecaja swój czas i robia cos z własnym zyciem, pracują nad sobą, nad swoimi słabościami, zdobywają góry, lamia skaly, pokazuja, ze niemożliwe staje się mozliwe. Nie siedza, nie gdybają, tylko dzialaja, kreuja swoja rzeczywistość, zmieniają przyszlosc !!!!!!! kiedy w tym samym czasie, ktoś inny nadal siedzi na dupie, marzy i hejtuje, bo nic mu się nie chce. I nie mowie tu tylko o ćwiczeniach, ale o każdej dziedzinie zycia, robisz cos ponad - należy Ci się szacunek. Nie musze chwalić, podziwiać, jeśli czego nie lubie, jeśli cos nie jest w moim stylu, ale chociaż nie krytykuje, bo po prostu nie wypada, bo po prostu ktoś wlozyl w to dużo ciężkiej pracy, zaangażowania i czasu.
chyba to wszystko co chciałam napisac.
jestem zla, i caly dzień o tym mysle. szczerze go nienawidzę.
bye.
# podazaj za glosem serca, mysl pozytywnie, kochaj
siebie
# tylko smialym sprzyja ten swiat !
#mistrzem sie nie rodzisz, mistrzem sie stajesz
ku wszelakiej motywacji ! <3
wracam do pisania, bo czegos brak w moim szarym zyciu :D
motywujemy i walczymy o sixpack.
i pamiętajcie,
wszystko jest możliwe ! a na niemożliwe potrzeba trochę więcej czasu :D
godzina 22:28, dzień slaby, bo waga mnie zalamala... nie wiem czy to dlatego, ze okres jutro ma być, czy dlatego, ze cwiczylam ostro wczoraj, czy dlatego, bo popuscilam ostatnio ? a może to miesnie? czas pokaze.
a teraz zapodaje sobie motywujaca pioseneczke i lece w kime.
jutro : HIIT 20 i 30 sculpt z turbofire <3
Dodam jutro mala ocene tego programu treningowego :)))
GO HARD OR GO HOME ! :)))
moja tablica motywacji :))
a w glosnikach oczywiście
BUDKA SUFLERA - Tylko dla orlow :)
dzien 1 i dzien drugi po bozym narodzeniu [czw/pt]
szybko, bo umieram po rowerku.
wczoraj idealnie, 2000 kalorii, bez grzechow, trening i masaze brzucha, kremidla bla bla.
dzisiaj nie bylam w pracy wiec w planie było 1700 kalorii i byłoby gdyby nie wpada rybka na obiad. nie wiem dokładnie ile ta ryba miała kalorii..
zjadłam 1700 plus ta rybe, zrobiłam trening turbo -466 kalorii,
i rower - 524 kalorii:))
padam na pysk, masowałam bla bla
owijam się, szaleje.
obiad na 4 dni zrobiony.
jutro 1600 kalorii, bo bez work i lekki trening:))
no i sobota - możliwość na cos słodkiego i nie wiem jak to zrobie...
bo nie chce z tego rezygnować, ale kalorii i tak mam mało...:( jak wdupie sernika to już koniec. nie wiem ile dokładnie ma kalorii, bo moglaby znowu rundke na rowerze zrobić, ale być może zrobie sobie placuchy twarogowe na kolacje na słodko, chociaż sernik mnie kreci, wszystko okaze się jutro..
trochę zalatwien jutro, zakupy, chciałabym wreszcie posprzatac trochę, a do Arnolda zadzwonię chyba w niedziele, bo będzie luźniej.
narka
w sumie miało to wygladac inaczej, mało wszystko i powoli. ale w sumie i po co, tak się nawdupczalam, ze az mi nie dobrze. caly rok walki... schudłam i jest roznica, ok.
ale nadal czuje się tlusta, nie mam cyckow a kośćmi mogłabym zabic, za to mam wielgasny brzuchol..i telepiace się ciało, z którym mimo diety i cwiczen, nie mogę sobie poradzić,w ciuchach wygląda ok..nago beznadziejnie.
nie jestem dumna z moich poczynan, bo w sumie po co się było tak nawpierdalac, z jedzeniem było ok w miare, ale słodycze...plyne..;) zrobie trochę na zlosc mojemu i tak wyjebanemu w kosmos brzuchowi... o którym każdy mowi, ze to skora i nic z nia nie zrobie... a ja się koncze psychicznie. kurwa.
na szczęście już po.. obym jutro nie plynela to będzie ok.
jutro zaczynam od nowa. nowy plan tak jak mowilam 2000 kal plus turbo.
i mniejsza ilość kalorii w zaleznosci od dnia, gdzie nie ma pracy etc.
zdrowo, powoli, bez słodyczy, jedynie sobota one day for sweets, w ta sobote sobie odpuszczę... zjem dopiero w nast. oczywiście wlicze to w bilans.
jutro 10 dzień turbo... wierze w nie jak w bóstwo, ze sprawi wreszcie to na co czekam.ze da impuls....
mojemu cialu do zmiany.zwaze się po okresie.
i chce się trzymać idealnie z kaloriami, ćwiczeniami i zasadami.
jutro dzień 1. chociaż sil już brak mi czase.bye
dzień 7 skonczylby się znowu słodkościami, zdenerwowałam się i zezarlam migdaly chociaż miałam nie zapychac się czyms co mi i tak nie zastapi słodyczy, ale kurde ile można. do tego jabłko i kawa ze slodka smietanka. i przeszlo....a dzisiaj
krotko zwiezle i na temat. dzień udany.
dieta ok. ćwiczenia super -455 spalonych kalorii;]
kocham turbofire<3 jest czyms najlepszym...:)
jeśli sprosta moim oczekiwaniom i da rezultaty, zakupie t25,
następnie insanity..;]
bo radoche mam mega i naprawdę uwielbiam te ćwiczenia,
ale chciałabym również, aby energia i radość szly w parze z efektami.
tydzień za mna. zobaczymy co dalej.
musze odnaleźć punkt zaczepienia, mam nadzieje, ze moim strzalem w dziesiatke, będzie 2000 kalorii.
moglby ktoś stwierdzić, ze chyba cos mnie boli... bo chce chudnac na 2000tys kalorii. ale pracuje, cwicze... i według mnie powinno to dzialac!
kurde....czuje się dobrze, chyba trochę mija mi obsesja jedzeniowa, tzn..mysle dalej, ale nie tak obsesyjnie jak przedtem.
jem regularnie.
i jem dużo, serio.
i powiem tak, przemyslalam sobie moje diety, moje odchudzanie i wszystko inne.
doszłam do wniosku, ze w sumie chuj z tym co jemy, wazny jest tylko bilans.
why? już tlumacze:
kiedy pracowałam w downtown, nie odchudzałam się.
jadlam mega niezdrowo i w sumie nie przykladalam wagi do tego co jem.
może ilościowo nie było tego dużo, ale jakościowo garbec.
w skrocie, na szybko rano sniadanie, szkola, potem obiad w domu, praca, w pracy lunch czyli kanapka... powrot do domu o 2 w nocy i codzienna tradycja, dużo frytek, ketchup, do tego szklanica pepsi z lodem i na końcu o 3 rano micha lodow i do wyra.
no... samo bialko na kolacje, do tego 3 godziny przed snem. lol
a mimo to, schudłam 5 kg w 6 tygodni.
nie z miesni...bo widocznie zmalalam w obwodach, spodnie luźniejsze etc.
jak to zrobiłam? a no tak, ze spalalam więcej niż przyswajałam.
ot cala tajemnica. praca 8 godzin hardocoru dawala rade, az mi paznokcie poschodzily.
ok. kolejny przykład, kiedy bylam już na diecie 1000, dalej nie przywiazywalam wagi do jakości, tylko do ilości, żeby zjeść jak najwięcej, ale jak najmniej kalorycznie, przykladowa, kolejna kolacja bialkowa;
kromka chleba z ogorkiem, jabłko i actvia..sam cukier i węgle.
albo activia i full micha owocow.
i co?
i chudłam.
a teraz stresuje się, kiedy zjem owoca na kolacje, albo kromke chleba...
tak samo wpieprzalam miche lodow, i tez miałam rzut na obżarstwo, a to wyjście z mariuszem, i kebab na talerzu, a to codziennie slodka kawa z karmelem i mlekiem tłustym i cukrem...full wypas... codziennie. [teraz pije gorzka;]
i nigdy waga nie pokazala mi więcej.
why? bo kawki wliczone w bilans były, oczywiście przez to 200 czy 300 kalorii musiałam rezygnować z pełnowartościowego posiłku.
ale było ok. chociaż może tez i dlatego, ze bedac na tysiaczce i wdupiajac lody..nabiłam może 1500 kalorii, dlatego tez nie było zadnej niespodzianki.
teraz zaczynam już myslec o tym co jem.
przykładowo wdupilam paczka, 400 kalorii, za to miałabym pycha obiad, lub kolacje, lub full owocow z twarogiem...
i tak ciężko było to spalic..
wiem to, ale mimo wszystko czasem chec na cos jest silniejsza od racjonalnego myslenia.
także od dzisiaj liczy się tylko BILANS !
owszem, weszly mi w krew już te białkowe kolacje... i jak zjem jabłko to dostaje do glowy..
ale nie będę krejzowac jeśli wpadnie cos zlego.
tak samo słodycze.wlicze w bilans, będzie ok.
ale najważniejszy jest punkt zaczepienia.
jeśli ta ilość kalorii da efekt , będę happy.
jeśli nie, zwieksze jeszcze o 100 kalorii...
jeśli to nie pomoze, będę musiala obnizac niestety...
ale wymyslilam inny system, zanim wyprobuje ten.
w dni wolne od treningu, lub wolne od pracy, lub wolne od tego i tego, lub po prostu wolne od work, ale z mniejsza intensywnoscia [np.core20]
jem mnie kalorii. w tygodniu, gdy pracuje i cwicze spoko jest jeśli zjm 2000.
ale w weekend, gdzie praca odpada, a workout spala 200 kalorii, to 2000 slabo wypada.
i może to mnie pograza i brak rezultatow jest. od tego weekendu zastosuje to, plus soboty dla słodkiego wliczonego w bilans.
staram się nie popijać posilkow, i pic dużo wody w przerwie miedzy posiłkami, peelingi w miare, tylko musiałam zastopować, bo tak tarlam skore, ze az dziurka kolo kolczyka zrobila się red.
będę musiala zakupić nowe peelingi i basamik z eveline i te moje nieszczęsne szminki, co mi zwedzili.
co do dnia jutrzejszego..w planie trzy domki, 900 kalorii i hiit20, oraz telefon do Polski:)
przyjdę, zrobie hitta, kawke i tyrkne do pl, ewentualnie wdupie moja zupke..żeby nie być wyglodnialym jak pies...
a na wigilie mam już plan, ale czy wypali?
przede wszystkim, jesc powoli i delektować się, a przestać kiedy brzuch pelny.
około 4 uszek z chochla baszczu, z 4 pierożki, rybka i salatka, bez ziemniakow.
dwa kawałki ciasta, owoce...:)
thats it.
i w boze#narodzenie#replay;d
daje z siebie wszystko, jem zdrowo:)
cwicze hardkorowo,
chce efekty! i to już, raz raz.. goddamn it ;d
dowalilam wczoraj, tak jak pisałam.
a dzisiaj zjadłam paczka i kawalek chalki, bo moja pierwsza mysla,
z która się obudziłam był on.
wiadomo, ze za to 400 kalorii lepiej byłoby zjeść pelnowartosciowy posiłek,
lub jakiś owoc, serek na słodko.
ale rzygam tym już.
dość poswiecam i i tak nadal jestem niezadowolona z rezultatow i jeste fat.
dlatego nie będę wywalać wyrzutami, nie zjadłam tony paczkow.
dzisiaj w planie turbo core, 40 min streching i sama doloze sobie hiit 15, bo kocham;d
ok.
a teraz nowe zasady, które chce wprowadzić w zycie.
1. Sobota - dniem na cos słodkiego, cos zlego, lub cos typu kawa slodka czy inny duperel wliczony w bilans, czyli najlepiej zaplanowany[jeśli chodzi o wyjście], bez względu na swieta po drodze etc.
2. Weekend - mniej kalorii niż w tygodniu, bo nie pracuje. czyli około 1600.
3. Jedzac slodkosc lub inny siet - delektować się. jesc powoli.
4, Jeśli ochota na cos zlego w tygodniu jest wieksza niż wszystko i nie jestem w stanie przetrzymać jej do soboty - zjedz. ale konkretnie to na co masz ochote, bez checi zapychania się czyms zdrowym, co ma zastapic dana slodkosc-bo i tak to nie działa.
5. Zyj zdrowo, ale bez przesadyzmu. Przykladem sa wakacje, kiedy jadlam roznie, i fastfood i slodkosc, mniej ruchu, brak pracy, a schudłam i tak, so keep calm.;]
no i to by było na tyle chyba na razie. zwaze się dopiero po swietach i to sporo po...
czyli, nie w nast. sobote, bo mogę zepsuc sobie humor, tylko około 3 stycznia, jeśli okresu nie będzie, albo najlepiej po okresie, a będę mierzyc się jedynie spodenkami.
;] na razie spadam, dopisze cos później. trening czeka;]