Zafascynowana pewnym filmem, troche w biegu, bo za chwile do pracy trzeba sie zbierac, chcialabym napisac pare pozytywnych slow. Pare rzeczy, o ktorych wiedzialam...ale ni potrafilam ich zastosowac w zyciu. Jestem z natury pesymistka, rysujaca wszystko i wszystkich w ciemnych barwach. Jednak od soboty powiedzialam sobie dosc.
Zmieniamy nastawienie. W gruncie rzeczy nie mam tego czego bym chciala, i uwierzcie nie jest to willa z basenem, ;) ale przeciez mam mnostwo innych powodow do radosci, do wdziecznosci, do docenienia.
Swoja droge ku zmianie juz zaczelam, schudlam 13 kg, jestem sprawna, mloda, inteligentna i ladna. Mam prace, jestem w usa, 22 lata i milion mozliwosci.
Tak mloda jak dzisiaj, juz nigdy nie bede.
Zycie mamy jedno..
A ja dolujac sie i myslalac o tym co mi nie wychodzilo, wszystko niszcze.
Dokladnie rzecz biorac, niszcze terazniejszosc i przyszlosc przeszloscia.
Czas wreszcie do zmienic.
Od dzisiaj koniec. I oby ten nastroj mnie nie odpuszczal.
Przemiane jednak chce zaczac od srodka.
Od akceptacji i pokochania siebie, najgorsza jest walka z samym soba, ale musze to zrobic.
Zrozumialam, ze potrzebowalam innych ludzi do tego, zeby odznalezli we mnie zalety, zeby mnie uszczesliwili. Przykladowo.. chce miec chlopaka, wtedy czulabym sie kochana, akceptowana..wiec i ja zaakceptowalabym siebie i bylabym szczesliwa.
A teraz nie mam faceta = nieszczesliwa, brzydka i nienawidzaca swojego odbicia.
Tak nie moze byc.
Jak inni moga mnie pokochac i zaakceptowac, skoro ja sama siebie nie kocham?
Nie akceptuje, nie szanuje ?
Nikt nie moze brac odpowiedzialnosci za moje szczescie.
Nie moge uzalezniac siebie i swojego szczescia od innych.
To takie proste, a jednak trudne jednoczesnie.
Ale chce i musze wziac odpowiedzialnosc za swoje zycie, za swoje szczescie.
Nie moge zrzucac tego na innych.
I od tego chce zaczac.
Akceptacja siebie, swoich wad i zalet.
Odnalezienie tego co we mnie piekne.
Kazdy ma przeciez wady, nikt nie jest idealny.
Kazdy ma kompleksy..
Wiecie jak ze mna bylo, a wlasciwie jak nadal jest ?
Schudlam, ale nadal nie lubie siebie, mam wiecej kompleksow niz mialam, kazda mala rzecz, mala niedoskonala rzecz flustruje mnie strasznie.
A chyba nie tak powinno byc.
Odnioslam sukces, ale nie potrafie docenic tego co zrobilam.
Powiedziec - udalo sie!
Ciagle narzekam..ciagle mowie, ze jestm chodzaca porazka.
Lol, az mi glupio jak to pisze, ale tak jest.
Cialo to mieszkanie dla duszy..:)
Nad cialem pracuje caly czas, cwiczac, jedzac zdrowo..
teraz czas dla rozwijania siebie i duszy.
Chce sie rozwijac i zmienic cos w zyciu.
Osiagnac inny sukces, wyznaczyc nowy cel.
Czas wziac sprawy w swoje rece, i zaczac spelniac spisane przeze mnie juz dawno cele do realizacji.
Takze startujemy z pozytywnym mysleniem.
Doceniam to co mam, Akceptuje siebie, akceptuje innych.
Ot, cala recepta na szczescie.
Slonecznego dnia :)
Ps. Sorrki za literowki i bledy, ale pisze z telefonu jadac do pracy. Poprawie jak bede w domu:D