Ten tydzień to jedna wielka tragedia!
W niedziele wieczorem zostałam poinformowana że mojej przyjaciółce pękł tętniak w głowie- w szpitalu wprowadzili ją w śpiączkę i powiedzieli że stan ciężki.
Moja przyjaciółką jest starsza ode mnie ma 55lat, jest szczupłą pełną życia kobietą- żywe srebro- zawsze jej wszędzie pełno! tyle planów , tyle marzeń... niedawno kupiła z mężem wymarzony domek i ....
W poniedziałek obudziłam się z grypą!
Pomijam fakt że nie mogę nie chodzić do pracy- w tym tygodniu mam do oddania prace dyplomową dla jednej z klientek a tu..... gorączka!!
Mój mąż stara się dodzwonić do męża mojej Grażynki (przyjaźnimy się od wielu lat - ale oni znają się jeszcze dłużej) nie mógł się z nim dogadać- Jaś jest w szoku. Ja kontaktuje sie z Grażynki siostrą - mówi mi że stan stabilny ale bardzo ciężki
. Mnie coraz bardziej rozbiera grypa!
Wtorek rano idę do lekarza po jakieś leki. Czuję się fatalnie
Przez tą grypę nie mam szans żeby pojechać do szpitala- zakaz odwiedzin.
Dzwonie do córki Grażynki- nie możemy rozmawiać obie ryczymy do słuchawki!
środa ! leki zaczynają działać- wychodzę wcześniej z pracy żeby trochę poleżeć a wieczorem telefon od siostry Grażynki- stan się pogorszył jadą wszyscy do szpitala- prawdopodobnie umarł mózg- jutro konsylium
Siedzę z moim mężem i patrzymy na siebie- robię wszystko żeby się nie rozsypać- ale ona staje mi ciągle przed oczami jak w zeszłą środę mówi do mnie "Kotek to ja idę - wejdę po niedzieli"
Jest czwartek rano- jestem już w pracy, czuję się już lepiej - zaraz przyjdą moje współpracownice- przy nich nie mogę się rozklejać- muszę być twarda - szefowa!
ale ja czekam na TELEFON...